„Wszystko na darmo” Waltera Kempowskiego w reż. Weroniki Szczawińskiej z Teatru im. Stefana Jaracza w Olsztynie na 45. Warszawskich Spotkaniach Teatralnych. Pisze Tomasz Miłkowski na stronie AICT.
Adaptacja najsłynniejszej, choć nieznanej w Polsce powieści Waltera Kempowskiego, która rozgrywa się zimą 1945 roku pod Olsztynem, w fikcyjnym dworze Georgenhof. Twórcy nazywają swój spektakl „domową apokalipsą”. To trafne określenie, bo towarzyszymy nadciągającej katastrofie, którą mieszkańcy niemieckiego dworu zdają się nie dostrzegać albo pracowicie udają, że nic się nie zmieniło. Pracowicie, bo z niemałym trudem podtrzymują funkcjonalność umeblowania – wszystkie fotele, krzesła, stół, biblioteka, drzwi, nawet obraz doznały nieodwracalnych uszkodzeń, a ich defekty zastępują mięśnie aktorów, którzy przedłużają ich trwanie.
Na scenie toczy się swoista walka z ubytkami umeblowania, aktorzy, którzy biorą udział w akcji, zastępują się w roli podtrzymujących meble, a ich zabiegi mimowolnie wywołują rozbawienie publiczności. Nadciąga apokalipsa, aktorzy walczą z umierającym na ich oczach światem przedmiotów, ale postacie, które grają, toczą codzienne życie jak gdyby nic. Młody Eryk (Zuzanna Wicka) z mikroskopem pod pachą, pobiera lekcje od odwiedzającego rodzinę germanisty (Radosław Hebal), matka zanurza się w lekturach (Milena Gauer), ciotka pracowicie czyści srebra (Aleksandra Kolan). Gdzieś daleko, we Włoszech służy na wojskowym zapleczu pan domu, nawet dzwoni, że pora uciekać, ale nie wywołuje spodziewanej reakcji.
Dwór nadal trwa w somnambulicznym śnie, oderwany od rzeczywistości, nawet wtedy, gdy zaczynają przybywać uchodźcy, dokwaterowywani przez nadzorującego porządek w okolicy niejakiego Drygalskiego (Marcin Kiszluk), ba, i wtedy, kiedy matka zostaje aresztowana za ukrywanie przez jedną noc Żyda. Tak jest do samego końca, to jest do chwili, kiedy pozostaje już tylko ucieczka, której dramatyczne etapy bezbarwnym głosem, wystukując jej rytm palcami, relacjonuje młody Eryk. Zanim to nastąpi poznajemy całą galerię przechodzących przez dwór postaci, wśród których zwraca uwagę śpiewaczka występująca dla żołnierzy (Agnieszka Giza-Gradowska) i bałtycki baron z arystokratyczną wyniosłością znoszący niewygody ucieczki (w tej roli Wojciech Rydzio, tworzący charakterystyczną kreację).
Epoki, nawet najstraszniejsze, odchodzą nagle, a ludzie, którzy pozornie żyją na uboczu, choć trudno powiedzieć, że nieświadomi tego, co się dzieje naokoło (w dworze wisi portret Hitlera, w bibliotece pręży się jego „Mein Kampf” obok książek Zweiga, a Żyd budzi w pani domu pewien lęk), pozbawiani są istnienia w mgnieniu oka. Ich upór trwania okazuje się daremny.