„Powiedzmy miłość” Terence’a Frisby’ego w reż. i Tomasza Dutkiewicza w Teatrze im. Kamila Norwida w Jeleniej Górze pisze Piotr Grosman w Teatrze dla Wszystkich.
„Powiedzmy miłość” Terence’a Frisby’ego w przekładzie Elżbiety Woźniak i reżyserii Tomasza Dutkiewicza to tragikomedia ujmująca widzów błyskotliwym humorem. Polska prapremiera sztuki odbyła się w Teatrze Komedia w Warszawie w 2018, gdy Tomasz Dutkiewicz pełnił funkcję szefa owego teatru. Po pięciu latach w tej samej scenografii Wojciecha Stefaniaka przedstawienie trafiło na afisz jeleniogórskiego Teatru im. Cypriana Kamila Norwida.
„To spektakl dla wszystkich dojrzałych mężczyzn, którzy pragną rozstać się ze swoimi żonami i wymienić je na znacznie młodsze” – czytamy w zapowiedzi spektaklu. Nie jest to bowiem szeleszcząca papierem publicystyka, ale psychologiczna sztuka o zdradzonej kobiecie po czterdziestce, jej przeżywającym drugą młodość mężu, który zostawia ją dla znacznie młodszej, studencie bez pieniędzy porzuconym dla podstarzałego playboya i młodej sekretarce, która wybiera starszego pana, bo przy nim „czuje się bezpieczna, a raczej zabezpieczona”. Zresztą końcowa scena też nie wydaje się śmieszna. Niczym jak finałowa scena komedii Moliera „Skąpiec” – od Harpagona odchodzą dzieci, a on w miłosnym uniesieniu przytula drogocenną szkatułkę
Całość rozgrywa się w nowoczesnym apartamencie w londyńskim wieżowcu, w którym można odnaleźć imponującą kolekcję drogich trunków, designerskie meble i kilka dzieł sztuki, w tym drogocenne obrazy Williama Turnera. Rosie Boston (Marta Kędziora–Nowaczek), kobieta w średnim wieku, wykształcona, elokwentna, bogata i nieszczęśliwa, w pewnym momencie swoje piękne mieszkanie nazwie „klatką na króliki”. Powie również, że zmarnowała życie przez faceta, który od dłuższego czasu był tylko jej przyzwyczajeniem; od lat jest sama, a tak bardzo boi się być sama. I jest mąż – biznesmen Piers (Robert Mania), jego sekretarka Larissa Tucker (Maria Adamska) i mąż tejże sekretarki Darren (Jakub Głukowski). Jak łatwo się domyślić, przedstawienie tak jak często w życiu, kończy się przewrotnie – zdradzona kobieta znajduje swoją przyszłość przy boku znacznie młodszego, poczuje się szczęśliwa i spełni swoje marzenie o macierzyństwie.
Reżyser Tomasz Dutkiewicz z atencją podchodzi do tekstu. Skrupulatnie rozczytuje sensy, analizuje motywacje bohaterów. Marta Kędziora–Nowaczek ujmuje bezpretensjonalnością i życzliwością. To najbardziej wymagająca rola w spektaklu. Robert Mania po mistrzowsku uwypukla zadęcie, stawia na precyzję słowa, co niewątpliwie pozytywnie wpływa na jakość spektaklu. Jakub Głukowski gestami, wyrazem twarzy, sposobem chodzenia, tonem głosu, w wyważony, nieprzerysowany sposób buduje postać Darrena od początku do końca przemyślaną i do głębi prawdziwą. W rolę sekretarki Larissy wcieliła się Maria Adamska, świeżo upieczona absolwentka Wydziału Aktorskiego łódzkiej filmówki, która w niczym sławnym kolegom nie ustępuje. I robi to wybornie.
Siła jeleniogórskiego spektaklu tkwi nie tylko w znakomitej obsadzie, humorze i wdzięku dialogów, ale w moralizatorskim przesłaniu. – Świetna życiowa komedia… Podobało mi się! Doskonale się bawiłem (–am), aktorzy znakomici, przyciągająca oczy scenografia… – takie najczęściej słowa padały z ust widzów, którzy w premierowy wieczór wychodzili z teatru. I rzeczywiście na widowni często rozlegały się salwy śmiechu, zwłaszcza po celnych, błyskotliwych ripostach. Trudno było się oprzeć wrażeniu, że to trochę śmiech z własnych wad i znanych opowieści. Autor angielskiej sztuki Terence Frisby za Nikołajem Gogolem pyta: „I z kogo się śmiejecie? Z samych siebie się śmiejecie!”. Wtedy cała niemal Rosja śmiała się z bohaterów „Martwych dusz” Gogola. Tylko Aleksander Puszkin, który – jak wieść niesie – sam zainspirował Gogola do napisania tej powieści, po jej przeczytaniu stwierdził: – To jest bardzo smutna książka. Podobne wrażenia wywołała sztuka „Powiedzmy miłość” o samotności, porzuceniu, cierpieniu i pragnieniu macierzyństwa.