„Miron - największy polski poeta prywatny” - napisała o Mironie Białoszewskim prof. Maria Janion. 30 czerwca mija 100 lat od urodzin autora „Obrotów rzeczy”, „Pamiętnika z powstania warszawskiego” czy „Chamowa”. Tadeusz Sobolewski zauważył, że „Miron opisywał świat tak, jakby za każdym razem widział go po raz pierwszy”.
"Białoszewski miał umiejętność akceptacji bytu takim, jaki on jest, cała jego twórczość to pozbywanie się własnego ja, postawa jogina, wschodniego mędrca" - pisał o Białoszewskim jego przyjaciel Tadeusz Sobolewski. "Białoszewski opisuje świat trochę jak przybysz z kosmosu, który pierwszy raz patrzy na Ziemię i jej mieszkańców. Nie wie nic o tej planecie, nie ma ustalonej z góry hierarchii spraw. Obserwuje i wszystko, co widzi, wydaje mu się równie ważne - polityka i trzaskające okno, kolor śniegu i zasłyszana opowieść. W Mironie była ogromna akceptacja bytu takim, jaki on jest" - dodawał Sobolewski.
"Miron - największy polski poeta prywatny" - napisała o nim prof. Maria Janion. Konsekwencją tej postawy był dystans, z jakim Białoszewski odnosił się do polityki, także do PRL-owskiej opozycji demokratycznej. "Młodzi bez doświadczenia myślą, że może się coś w ustroju zmienić zasadniczego. Nie wiedzą, że zmiany granic, ustroju odbywają się tylko przez piekło, wojnę. Drogo kosztują" - pisał w "Tajnym dzienniku" autor "Pamiętnika z powstania warszawskiego".
Miron Białoszewski urodził się 30 czerwca 1922 roku w Warszawie na Lesznie (w niektórych źródłach podawana jest data 30 lipca, metryka zaginęła, poeta nigdy nie ustalił dokładnej daty). Jego ojciec był urzędnikiem pocztowym, matka - krawcową. W chwili wybuchu II wojny światowej przyszły poeta był uczniem III klasy gimnazjum. Maturę zdał na tajnych kompletach, potem rozpoczął studia polonistyczne na tajnym Uniwersytecie Warszawskim. Po kapitulacji powstania Miron został wywieziony z ojcem do obozu tymczasowego w Łambinowicach, skąd udało im się uciec. W lutym 1945 roku Białoszewscy wrócili do Warszawy.
Białoszewski znalazł pracę na Poczcie Głównej, potem jako dziennikarz w "Kurierze Codziennym", "Wieczorze Warszawy" i "Świecie Młodych". Wiosną 1955 roku stał się współzałożycielem Teatru na Tarczyńskiej, gdzie wystawiał swoje programy sceniczne, m.in. sztuki "Wiwisekcja" i "Osmędeusze". Awangardowy i eksperymentalny Teatr na Tarczyńskiej był w tamtych czasach zjawiskiem wyjątkowym: istniał poza oficjalną, kontrolowaną i "upaństwowioną" kulturą. Był prywatnym przedsięwzięciem trzech poetów: Białoszewskiego, Bogusława Choińskiego i Lecha Emfazego Stefańskiego - właściciela mieszkania na Tarczyńskiej, w którym inscenizowano teksty całej trójki.
Białoszewski należał do tzw. pokolenia "Współczesności", debiutował w krakowskim "Życiu Literackim" w 1955 roku, rok później ukazał się jego pierwszy tomik - "Obroty rzeczy". Potem wyszły m.in. "Rachunek zaściankowy" (1959), "Mylne wzruszenia" (1961) oraz "Było i było" (1965), które przyniosły mu rozgłos. Dzięki staraniom przyjaciół otrzymał mieszkanie przy placu Dąbrowskiego w Warszawie, w którym zamieszkał z życiowym partnerem, malarzem Leszkiem Solińskim. Ich związek był powodem wyrzucenia Białoszewskiego w 1953 roku z redakcji "Świata Młodych". Po rozpadzie Teatru na Tarczyńskiej Białoszewski założył w mieszkaniu przy placu Dąbrowskiego z Ludwikiem Herlingiem i Ludmiłą Murawską Teatr Osobny, który działał do 1963 roku.
W całej, również wczesnej, twórczości Białoszewskiego, widać jego twórczy stosunek do języka. "Pisarz wciąż wywiera ogromny wpływ na polską literaturę. Jego poezja zmieniła relacje pomiędzy polszczyzną mówioną a pisaną, w literaturze zaczęto się posługiwać częściej językiem mówionym. Zmieniła także stosunek do tego, co jest awangardą. Awangardą może być nie tylko jakaś wielka teoria, która ma zrewolucjonizować świat, jak to proponowały awangardy dwudziestolecia międzywojennego, ale to może być po prostu dowcip, ludyczne i odkrywcze podejście do języka” – mówiła o Białoszewskim prof. Anna Nasiłowska.
W 1970 r. ukazał się najgłośniejszy utwór Białoszewskiego, "Pamiętnik z powstania warszawskiego", w którym autor, 26 lat po wojennym koszmarze, opisał swoje przeżycia. Miron Białoszewski 1 sierpnia 1944 roku przebywał na Woli, gdzie przeżył pierwsze dni walk. Później przedostał się na Stare Miasto, skąd 1 września wyszedł kanałami do Śródmieścia, prowadząc rannego powstańca. Pisarz podczas powstania miał 22 lata, w przeciwieństwie do wielu swoich rówieśników z pokolenia Kolumbów - nie walczył. Jego relacja kreuje obraz powstańczej Warszawy obserwowanej przez zwykłego człowieka. Brak tu patosu, heroicznej walki i atmosfery wojennej przygody. Świat przedstawiony jest światem piwnic, bram, podwórek, prowizorycznych kuchni i zbiorowych legowisk. Sam Białoszewski tak określa cel swojej książki: "Chciałem, żeby wszyscy się dowiedzieli, że nie wszyscy strzelali, chciałem napisać o powszechności powstania".
Miron Białoszewski czekał 23 lata, aby opisać powstanie. Sam pisał: "Przez dwadzieścia lat ten temat mnie gniótł. Myślałem o formie, ale było za blisko, albo za dużo rzeczy się pamiętało. Wydawało mi się, że to nieprzekładalne na język, rzecz ciągle otwarta, nie do zamknięcia w formie. A potem już wiedziałem, że to ma być proste, poza sprawą formy. Po prostu siąść i pisać”. Dla wielu opowieść Białoszewskiego o powstaniu była trudna do zaakceptowania, przez całkowitą rezygnację z patosu i skupieniu się narratora na detalach codzienności. Wojciech Żukrowski pisał w recenzji książki: "Mogłaby zostać ta relacja skrócona o 50 stron lub przeciągnięta o 100, kształt i skutki nie uległyby zmianie. Jak już raz oswoimy się z ćwierkaniem Białoszewskiego, rośnie poczucie monotonii, a potem przychodzi rozczarowanie i złość, dlaczego on tak wyprał z myśli swojego bohatera, zrobił z niego wyłącznie przewód pokarmowy, wypłosza z amputowaną pamięcią i zdolnością do kojarzenia, embrion pływający w roztworze cudzej walki, kulący się odruchowo i szukający mamy".
Inni krytycy zauważyli jednak wartość tekstu Białoszewskiego. Maria Janion pisała: "Pamiętnik z powstania warszawskiego Białoszewskiego, opuszczający całkowicie sferę świętości wojny i przechodzący radykalnie do jej zwyczajności, dokonujący jej racjonalizacji - choćby za pomocą przypadku! - należy do wyjątków. [...] Opisując śmierć Miasta, Białoszewski osiąga wyżyny arcydzieła. [...] niczego za nikim nie powtarza - docierając do sedna rzeczywistości wojennej, fenomenologicznie zgłębiając istotę rzeczy, odnajduje dla wojny swoją suwerenną formę, osobistą i społeczną zarazem".
Potem ukazały się kolejne tomy jego prozy, m.in. "Donosy rzeczywistości" (1973), "Szumy, zlepy, ciągi" (1976) oraz "Zawał" (1977). "Chamowo" Białoszewski pisał od czerwca 1975 do maja 1976 r. Przeniósł się wtedy z placu Dąbrowskiego, gdzie mieszkał razem z Le, czyli Leszkiem Solińskim. Postanowili jednak, że zamieszkają osobno. Białoszewski przeniósł się do nowego bloku na Lizbońską, czyli na Chamowo, jak nazywali tę część miasta za Trasą Łazienkowską mieszkańcy pobliskiej Saskiej Kępy. "Dom ogromny, na dziesięć pięter wysoki, na ćwierć kilometra długi, stał szary i pusty. Na podwórzu skorupy. Między domem a Trasą Łazienkowską ni to skwer, ni to łączka. Le powiedział — tu była sadzawka, ale już ją zakopali. Został rząd topól, idący ukosem przez łączkę" - tak zapisywał Białoszewski swoje pierwsze wrażenia z Lizbońskiej.
Gdy Białoszewski sprowadził się na Lizbońską, czytał akurat "Robinsona Crusoe" - część, gdy bohater poznaje dopiero wyspę, gdzie rzucił go los. Białoszewski czuł się właśnie jak Robinson - wrzucony w całkowicie nową rzeczywistość, pomiędzy nieznanych ludzi. "Chamowo" opisuje krok po kroku, dzień po dniu poznawanie przez poetę nowego miejsca, wrastanie w obce otoczenie. Do bloku stopniowo sprowadzają się lokatorzy, powstają kolejne bloki, znikają ślady dawnej zabudowy. Poeta nie do końca oswoił się z nowym miejscem mieszkania, do końca czuł się na Lizbońskiej nieco obco.
Tam właśnie pisał "Tajny dziennik", który ze względu na stopień szczerości i samoobnażenia ukazał się dopiero 29 lat po śmierci poety. Czytelnik "Tajnego dziennika" obcuje z kręgiem przyjaciół Białoszewskiego, jego "dworem", jak określa to we wstępie do książki Tadeusz Sobolewski - jeden z bohaterów tych zapisków. Przyjaciele poety - Ludwik Hering, Ludmiła Murawska, żartowali: "Przy Mironie jak na UB, trzeba uważać, co się mówi, bo on wszystko notuje w pamięci, a potem opisze", "kiedy podczas spotkania nagle wychodzi do łazienki, to pewnie po to, żeby zanotować dialog". Lektura "Tajnego dziennika" pokazuje, że mieli rację - ich drobne, życiowe sprawy, rozmowy o zakupach, trzaskającym oknie, nawet streszczenia ich snów, zostały uwiecznione. Pamiętnikowi "Escy" to Sobolewscy - Anna, Tadeusz (krytyk filmowy) i ich malutka córeczka Justynka (obecnie krytyk literacki). Jadwiga to pani Stańczakowa, niewidoma matka Anny Sobolewskiej, jej mieszkanie na ul. Hożej jest areną wielu scen z "Tajnego dziennika". Kicia Kocia (znana jako bohaterka "Kabaretu Kici Koci") to Halina Oberlaender, malarka i scenografka, jej matkę Białoszewski ochrzcił Sybillą Grochowa. Maria Janion (zwana przez Białoszewskiego prof. Misią), Maryla Żmigrodzka i Małgorzata Baranowska przewijają się na kartach "Tajnego dziennika" jako "uczone baby" vel "Trzy Eumenidy" (czyli boginie - mścicielki), bo "jak się kogoś chycą, to nie zostawiają na nim suchej nitki" - jak pisał Białoszewski.
W "Tajnym dzienniku" Białoszewski pisze też o swych przygodach i miłościach wprost. Od 1950 roku związany był z Leszkiem Solińskim, przez karty "Tajnego dziennika" przewija się postać Jota, zwanego też Piwkiem, kochanka Mirona. Białoszewski pisze, że na początku traktował "swoje potrzeby homo jako przejściowe". "Mając 15 czy 16 lat zadałem sobie pytanie +kiedy+. Niby zmienię się z dnia na dzień? Nie. Wobec tego trzeba przyjąć siebie takiego, jakim się jest. Ustaliłem to, przestałem się tym turbować" - pisał.
Białoszewski z jednej strony łaknął samotności, ale czasami miał jej dość i wtedy odwiedzał znajomych, często wieczorem lub nocą, bo prowadził nocny tryb życia. Nie lubił światła słonecznego do tego stopnia, że zaciemniał okna. Poeta nie przepadał za alkoholem, za to często aplikował sobie preparaty z psychedryną i kodeiną, m.in. syrop tussipect.
Notatki "Tajnego dziennika" urywają się 22 kwietnia 1983 roku, kiedy Białoszewski źle się poczuł i został przewieziony na oddział rehabilitacji Instytutu Kardiologii w Aninie. Zmarł nagle, w nocy z 17 na 18 czerwca, w domu Jadwigi Stańczakowej, niewidomej przyjaciółki, której dedykował "Tajny dziennik".