„Źli Żydzi” Joshuy Harmona w reż. Macieja Kowalewskiego w Teatrze Ateneum w Warszawie. Pisze Katarzyna Harłacz w Teatrze dla Wszystkich.
Spektakl „Źli Żydzi” to zabawna w formie i pesymistyczna w przekazie tragifarsa pokazująca rywalizację rodziny o pamiątkę po zmarłym dziadku, a głębiej – walkę o racje i próbę forsowania swojego zdania jako jedynie słusznego.
Uwikłanie we własną chciwość, schematy myślenia, normy i bezwarunkowe oddanie tradycji, albo odwrotnie – bezmyślne jej zaprzeczanie. A wszystko to pokazane z dystansem i humorem. W dodatku świetnie zagrane.
Spektakl odbywa się w przestrzeni mieszkalnej jednego z głównych bohaterów, Liama (Wojciech Brzeziński). Rodzina nowojorskich Żydów (dwóch braci i ich kuzynka Daphna oraz dziewczyna Liama, Melody – Amerykanka) spotyka się po śmierci dziadka. Czule i z rozrzewnieniem go wspomina, ale od samego początku widoczny jest konflikt i niezrozumienie. Jak się okazało, spotkanie rodzinne było tylko przykrywką do zaognienia konfliktu, który tlił się od dawna.
Pomiędzy czwórką bohaterów nawiązuje się gra, pojawiają się wzajemne podchody i wywieranie presji, by postawić na swoim. Zabawne dialogi, zbiegi okoliczności i poszukiwanie prób wyjścia z niespodziewanych uwarunkowań prowadziły do śmiesznych sytuacji. Komizm i absurdalność zdarzeń rozbrajały widzów i nieco osłabiły bolesność tematyki. Bo ta wcale nie była lekka.
Stopniowo z bohaterów wyłaniały się zachowania pełne dwulicowości. Protagoniści wykorzystali okoliczność śmierci nestora rodu do walki o cenną po nim pamiątkę. Powodowani chytrością byli w stanie posunąć się do obłudy i kłamstwa. Każde z nich na swój sposób konfabulowało lub uciekało od konfrontacji z prawdą.
Daphna (Olga Sarzyńska), która identyfikowała się kulturowo i religijnie ze swoją nacją, miała wyraźną skłonność do narzucania innym swojej woli. Zdominowała swoją osobą całą przestrzeń. Ostra w ocenie życia innych, sarkastyczna i szydercza, choć – trzeba to przyznać – inteligentna, wiele widziała, co się działo wokół niej, ale wywyższanie się zasłaniało jej zaobserwowanie szerszej prawdy. Autorytarna i dominująca, pod maską cynizmu i uszczypliwości, kryła samotność i strach przed pustką. Bywała mocno prowokująca. Zapewne niejednemu widzowi swoim zachowaniem podniosła ciśnienie.
Przekonanie o własnej nieomylności i wynikających z niej szczególnych praw, wyższość racji, a idąc głębiej, wyższość religii, kultur i ras, prowadzi do niebezpiecznej dominacji nad innymi (tymi gorszymi?). A stąd już blisko do apodyktyczności i wymuszania jedynie słusznego zachowania. Dramat Harmona głęboko porusza tę problematykę, ale ma uniwersalny przekaz – równie dobrze można z Daphny zrobić nie surową Żydówkę, ale natrętną zołzę narzucającą swoje zdanie pozostałym członkom rodziny. Przykładów z życia może być wiele.