Organizatorzy "Ruhr 2010" stworzyli bezprecedensowy projekt. Wszyscy widzowie "Odysei. Europa" mają szansę poczuć się Odysami. Antyczny bohater wyruszył spod Troi do Itaki. Przygoda w Zagłębiu Ruhry zaczyna się przed Schauspiel Essen. Jest godzina 10 rano. Teatry o tej porze są zazwyczaj martwe. Tu tłoczy się tłum. 400 współczesnych Odysów zgromadziło się przed wejściem z bagażami gotowych na wyprawę w nieznane - pisze Jacek Cieślak w Rzeczpospolitej.
W foyer zorganizowano odprawę: jak na lotnisku. Z telewizyjnych ekranów powtarzane są komunikaty i ostrzeżenia. Bagaże zabierają nam do przechowalni. Dostajemy program, mapę marszruty i opaskę, tzw. czarne oczy - gdybyśmy chcieli się zdrzemnąć. Zupa praprababci Po "Aretei" Grzegorza Jarzyny odbieramy bagaże, a przed teatrem oczekują rodziny, z którymi spędzimy czas między spektaklami, zjemy obiad i przenocujemy. Wszyscy się uśmiechają, ale daje się wyczuć lekkie napięcie - jak przed randką w ciemno. Szukamy naszych nazwisk na kartkach: scena niczym po wyjściu z sali przylotów. Zaczynamy część programu intrygującą jak przedstawienia. Nazajutrz przed porannym spektaklem dopytujemy, kto do kogo trafił i co z naszych spotkań wynikło. Przede wszystkim - integracja z mieszkańcami Zagłębia Ruhry. Organizatorzy programu skupili wokół siebie 1500 osób mówiących w 20 językach i spragnionych kontaktu z przybyszami z całej Europy. Goszczą ich i