EN

26.01.2022, 11:16 Wersja do druku

Zomoland

„1981 stan wojenny” w reż. Wojciecha Farugi w Teatrze Ochoty w Warszawie. Pisze Jacek Sieradzki, członek Komisji Artystycznej 28. Ogólnopolskiego Konkursu na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej .

fot.mat. teatru

To dopiero przedsięwzięcie-zagadka!

Tytuł – 1981 stan wojenny – jest rocznicowo-kombatancki. Przygraża solenną akademią ku czci, które to wrażenie teatr w opisie zamieszczonym na stronie internetowej pracowicie pogłębia i podbija. „13 grudnia 2021 roku obchodziliśmy czterdziestą rocznicę wprowadzenia stanu wojennego w Polsce. Stało się to okazją, by powrócić do tych wydarzeń i spojrzeć na nie z innej, być może zaskakującej perspektywy. Młodzi współtwórcy przedstawienia przeprowadzili wiele rozmów z uczestnikami wydarzeń 1981 roku, dotyczących pamięci o stanie wojennym. Wydarzenia tego okresu dotykały każdej osoby, choć najlepiej znamy relacje osób działających w Solidarności. Tym razem głos zyskają także zwykli obywatele, funkcjonujący «między władzą a opozycją», a także uczestnicy zdarzeń stojący na niechlubnej karcie historii”.

Okropnie sztywna, pełna banałów i kulawych metafor („stanie na niechlubnej karcie historii”) jest ta autoeksplikacja. A może to zmyłka? Świadoma parodia? Bo komuś, kto, przeczytawszy ją w dobrej wierze, przybędzie do Teatru Ochoty na opowieść o stanie wojennym „z innej perspektywy”, szybko, jak się kiedyś mówiło, szczęka opadnie i wyląduje na butach. Spektakl w najmniejszym stopniu nie jest rekonstrukcją przeszłych wydarzeń. Jest kipiącą od kpin historią alternatywną, w której stan wojenny (podbity jeszcze dodatkowym przewrotem w 1984 roku) zaowocował powstaniemi okrzepnięciem na dekady Polskiej Rzeczpospolitej Narodowej, w skrócie PRN, której siłą przewodnią i aparatem władzy zostali funkcjonariusze Zmotoryzowanych Oddziałów Milicji Obywatelskich, w skrócie ZOMO. To właśnie z nimi i ich rodzinami „młodzi współtwórcy przedstawienia” przeprowadzili te rzekome rozmowy, lokowane w spektaklu w różnym czasie, w latach osiemdziesiątych, dziewięćdziesiątych, aż po rok 2031, kiedy PRN święci swe pięćdziesięciolecie wypełnione szczęśliwą i wolną od wszelkich niepokojów sielanką.

Czternastka młodych wychowanków Teatru Ochoty w białych koszulach ze sztywnymi kołnierzykami sprawia wrażenie nowej mutacji pionierów; mają zresztą swój marszowy dziarski hymn na początku spektaklu. Ale potem Wojciech Faruga pięknie różnicuje im zadania, pomaga szkicować indywidualne sylwetki. Kreślone niezwykle oszczędnymi środkami. Poza paroma ruchowymi zbiorówkami wykonawcy cały czas siedzą na krzesłach w długim rządku, przodem do widowni, na tle białego ekranu. W kolejnych krótkich sekwencjach prezentują dwójkowe dialogi-wywiady, niekiedy nawet bez kontaktu wzrokowego: ktoś pyta, ktoś odpowiada, role są wymienne. Obie strony, pytający i pytany, mają do dyspozycji tylko tembr głosu, intonację, pauzy, zawieszenia, dyskretnie hamowane złośliwości.

fot.mat. teatru

A indagowani są albo funkcjonariusze siłowych struktur władzy – chłopki roztropki, cynicy bądź zwykli kretyni, albo ich żony plotące pretensjonalne głupstwa o mężach, wybielający na potęgę ich i siebie też. Każdy/każda się tu puszy, konstruuje na użytek wywiadu swoją wyidealizowaną sylwetkę – i każdy/każda ma coś do ukrycia, w pewnym momencie się gubi, plącze, kompromituje. Rozkosz patrzeć, jak precyzyjnie młodzi aktorzy pokazują pozy i fałsze swoich postaci, jak je bezlitośnie obnażają z kłamstwa – bez ostentacji, dyskretnie, samym sposobem artykulacji tekstu. W czasach, gdy podstawowym sposobem uprawiania aktorstwa robi się wykrzykiwanie racji wprost do widowni, wiecowo i jednoznacznie, celność tych szpil, wygrywanie nie tylko tego, co postać ma do powiedzenia, ale i tego, co ukrywa, powściągliwa, inteligentna kpina podszywająca niemal każdą sekwencję widowiska – wszystko to razem niesie prawdziwą, rzadką frajdę. Nadzieję też. 

Wojciech Faruga błyskotliwie bawi się możliwościami, jakie mu daje luźna i nie całkiem poważna konwencja historii alternatywnej. Kpi z kombatanckiej nowomowy, z modnych tematów (jedyna kobieta w ZOMO), z rodzajów ambitnej sztuki uprawianych w nowym państwie, lekko się dostaje Lechowi Wałęsie, a dotkliwie „detektywowi” Rutkowskiemu, który w swoim czasie naprawdę się przez ZOMO przewinął. Pod koniec widowiska domalowany już w szczegółach i rozpoznawany coraz lepiej obraz Polskiej Rzeczpospolitej Narodowej, gdzie slogany peerelowskie interferują z pomysłami nacjonalistycznymi i zwykłym zamordyzmem, nader nieśmiesznie zaczyna przypominać rzeczywistość zupełnie już nie-alternatywną. I pomyśleć, że miała to być rzekomo poczciwa i niegroźna historyczna rocznicówka...

Tekst prezentowany ze sceny Teatru Ochoty jest może najżywszą i najoryginalniejszą w dzisiejszym repertuarze polskich scen komedią satyryczną, co samo z siebie zasługuje na okrzyki entuzjazmu, bo to gatunek nieomal wymarły. Aliści w tym przedziwnym przedsięwzięciu i ta kwestia jest niestandardowa: otóż tekst ów nie ma autora. Teatr upiera się, że to praca zbiorowa wszystkich realizatorów, aktorów, reżysera, kompozytora, choreografa. Co jest oczywiście czystym zawracaniem głowy. Tekst jest nazbyt jednolity i stylistycznie, i konwencyjnie; może i powstawał z burzy pomysłów, ale jakiś krasnoludek bez wątpienia musiał go złożyć w całość i dopracować. Cóż, niech zostanie w konspiracji. W spektaklu wpisującym na afisz stan wojenny sprzed czterdziestu lat, niechby i dla zmyłki, pewnie inaczej się nie da.

1981 STAN WOJENNY Reżyseria: Wojciech Faruga, muzyka: Sebastian Świąder, choreografia i ruch sceniczny: Krystian Łysoń. Premiera w Teatrze Ochoty w Warszawie 16 grudnia 2021.

Źródło:

Materiał własny

Wątki tematyczne