Tej, którą zająłem się w zeszłym tygodniu: sprawie jakości kontaktów na linii reżyser - dyrektor teatru. W ostatnim felietonie opisałem patologię, jaką jest kradzież, zawłaszczanie, dysponowanie reżyserskim pomysłem przez dyrektora w dowolny sposób - pisze Bartłomiej Miernik w felietonie dla e-teatru.
To, że temat kradzieży istnieje i że należy się nim zajmować dowodzi ilość komentarzy, maili i smsów, które otrzymałem po publikacji. W jednym z nich pisze reżyser średniego pokolenia: "To niestety znana praktyka, sam doświadczyłem tego na własnej skórze, kiedy wchodziłem w zawód.", pisze kolejny: "Tak. Niestety tak bywa. I to nie rzadko. Dyrektorzy często traktują młodych twórców jak ścierwo", komentuje znany scenograf: "To nie jest nowe zjawisko. Towarzyszy mi przez całe życie. We wszystkich miejscach, gdzie pracowałem", a osoba zajmująca się marketingiem dodaje: "Zjawisko znacznie powszechniejsze na rynku marketingowym, niestety. I podobnie jak w kulturze, wszyscy milczą a okradzeni cierpią." Celnie skutki kradzieży pomysłu opisał jeden z komentatorów: "Jeśli reżyser(ka) wie, ze nie robi - nie czeka, szuka innych możliwości. Idzie do innego dyrektora, rezygnuje z pomysłu i zajmuje się czymś innym. Wie na czym stoi i z tą wiedzą podejmuje