"Orka" Volkera Schmidta w reż. Joanny Zdrady w Teatrze Telewizji. Pisze Krzysztof Krzak na blogu KTO - Kulturalne To i Owo.
Teatr Telewizji zakończył 31 maja 2021 roku bieżący sezon premierą spektaklu „Orka” w reżyserii Joanny Zdrady. Premierą, powiedzmy to od razu, której ta największa scena teatralna, jak często bywa nazywany Teatr TV, nie powinna się wstydzić.
Dramat Volkera Schmidta zrealizowany w tłumaczeniu Anny Granatowskiej dotyczy sytuacji, która w literaturze i w kinematografii pojawiała się już nie raz (mnie przywodzi, nie wiem na ile słusznie skojarzenia z opowiadaniem Marii Dąbrowskiej „Na wsi wesele”, które jak przez mgłę pamiętam z lekcji jeżyka polskiego w liceum). Nie jest więc dziełem specjalnie oryginalnym czy unikalnym. Nie znaczy to jednak, że nie może zainteresować i wciągnąć widza.
Główny bohater „Orki”, Georg (gra go Marcin Przybylski, aktor posiadający jakąś trudną do określenia wewnętrzną magię sprawiającą, iż właściwie każda jego rola jest niezwykła; nie inaczej jest w tym przypadku), przybywa na pogrzeb ojca. Nie było go w rodzinnych stronach blisko 16 lat. Ojcu, który praktycznie do końca wierzył w powrót syna, pomagała w gospodarstwie Maria (Agnieszka Przepiórska tworzy w tej roli elektryzującą kreację osoby noszącej w sobie straszną tajemnicę z przeszłości). Ale o losie gospodarstwa ma zadecydować nieobecny w nim przez wiele lat Georg, malarz – abstrakcjonista i webdesigner, który urządził sobie życie w mieście u boku młodej i przedsiębiorczej Yvonne (Pola Błasiak), partnerki, kochanki i menedżerki, która pomaga przeżywającemu kryzys twórczy artyście, nie potrafiącemu zdefiniować swoich życiowych pragnień odnaleźć właściwą drogę. Początkowo Georg gotów jest gospodarstwo sprzedać, są już nawet chętni, by na tym terenie wybudować hotel z basenem i polem golfowym. Pod wpływem rozmów z Marią i kolegą z lat szkolnych Christophem (Wojciech Brzeziński), rzeźbiarzem, producentem mebli i… znawcą charakterów ludzkich, postanawia zmienić plany i podnieść z ruin zadłużoną ojcowiznę. Także za sprawą dawnego przyjaciela wielkiej próbie zostanie poddany związek malarza i Yvonne. Jaki będzie finał tego powrotu do korzeni wysferzonego bohatera – to pokazuje Joanna Zdrada w swoim przedstawieniu mówiącym w bardzo mocny czasami wręcz bolesny sposób o wpływie przeszłości na teraźniejszość i przyszłość człowieka.
Bardzo dobrym pomysłem, choć nieco sprzecznym z pierwotną ideą telewizyjnego teatru, było zrealizowanie „Orki” poza studiem, w scenerii autentycznego gospodarstwa rolnego i otaczającego go pejzażu rolno - leśnego klimatycznie, z onirycznymi elementami sfotografowanego przez Bartosza Piotrowskiego. Spektakl nabiera przez to autentyczności, choć jednocześnie staje się bardziej filmem niż teatrem. W tej realistycznej, by nie powiedzieć naturalistycznej, konwencji trochę rażą muzyczne, quasi rapowe wstawki śpiewane przez Brzezińskiego pełniące rolę narratora, momentami niepotrzebnie opowiadające o tym, co widz widzi na ekranie. Ale te konceptualną wpadkę rekompensuje wyrównane, bardzo dobre aktorstwo całej czwórki, potrafiącej stworzyć intrygujące portrety mówiące głęboką prawdę o kondycji człowieka współczesnego. Oby więcej takich przedstawień w Teatrze TVP.