Czternastego dnia wiosennego miesiąca nisan, a mówiąc inaczej: w sobotę siedemnastego maja procurator Judei, Piłat z Pontu, zasiadł w białym płaszczu z podbiciem koloru krwawnika na proscenium, wysuniętym w głąb widowni. Odwrócony tyłem do wchodzących trwał zastygły w cierpieniu, podczas gdy, na okalającej salę galerii, Jeszua Ha-Nocri, pilnowany przez dwóch strażników, wpatrywał się niemo w jego kark, a taksówki z różnych stron Wałbrzycha i Szczawna-Zdroju hamowały co chwila przed teatrem, wysypując spieszących się na wielkie widowisko wystrojonych mężczyzn i eleganckie - jak przystało w przeddzień święta Paschy - kobiety. Piłat podźwignął się nagle z okrzykiem bólu, ściskając rękoma głowę. Ha-Nocri drgnął, siedzący bliżej zamarli w swoich fotelach.
Rozpoczęło się przesłuchanie: - Czemuś, włóczęgo, wzburzał umysły ludu na targowisku opowieściami o prawdzie, o której ty sam nie masz pojęcia? Cóż więc jest prawdą? Ludzie bliscy teatru powiadają, że dyrektor Andrzej Maria Marczewski odnosi się do Mistrza i Małgorzaty jak do Biblii. On sam w rozmowie przyznaje, że jest to jedna z niewielu na świecie książek, o których najwybitniejsi pisarze myślą z cichą zawiścią, że ktoś już je napisał wcześniej. Jako zupełny jeszcze młokos przeczytał tę wielką powieść po rosyjsku i urzekła go w takim stopniu, że zapragnął zobaczyć ją w teatrze. Od tej pory wciąż do niej wracał, chłonął też inne utwory Bułhakowa w miarę jak ukazywały się po polsku lub rosyjsku, będąc w Moskwie odszukał drugą żonę mistrza, by z nią porozmawiać, przesiedzieli wiele godzin w archiwum MCHAT-u, studiując dokumenty z życia pisarza, a to wszystko potęgowało z każdym krokiem chęć wystawienia arcydzie