„Zły” wg powieści Leopolda Tyrmanda w reż. Radosława Rychcika w Teatrze Bogusławskiego w Kaliszu. Pisze Rafał Turowski na stronie rafalturow.ski.
Każde wystawienie „Złego” poza stolicą za sobą pewne ryzyko, bo ta powieść – piękny hołd oddany miastu – JEST przecież książką o Warszawie. Pokazany więc na innej szerokości geograficznej nie musi być przez widzów przyjęty entuzjastycznie, podobnie jak pewnego rodzaju egzotyką byłoby dla widzów stołecznych zagranie im tutejszej Prosny (spektaklu, nie rzeki). Jednak dzięki bardzo dobrej adaptacji kaliski spektakl nie ujął ni grama miłości Tyrmanda do Warszawy a widzowie obejrzeli po prostu świetny kryminał.
Historii opowiadać nie będę, bo „Złego” czytał każdy i przecież wielkiego kwantyfikatora nie nadużywam. Mamy adaptację dość wierną, choć oczywiście okrojoną, gdyż musiał reżyser historię szlachetnego zbira zmieścić w rozsądnym czasie scenicznym, a książka przecież rozmiarów jest słusznych. Z niespodzianek – to mogę napisać nie psując zabawy – Malwinę Brych widzimy w roli reportera Kubusia, a zamiast Edwina Kolanko – mamy Edwinę. Skoro Konrad może być kobietą, to red. Kolanko tym bardziej, prawda? Ale scena z p. Prokurator była jednak ździebko spoza Tyrmanda, rozumiem, że to odwołanie do współczesności i licentia poetica, jednak coś ździebko zazgrzytało. I właściwie – to moja jedyna uwaga do tego z rozmachem przygotowanego spektaklu (brawa dla Łukasza Błażejewskiego za kostiumy i scenografię).
Trudno wyróżnić kogokolwiek z obsady - kaliski „Zły” jest bowiem dziełem ze wszech miar zbiorowym, z rolami właściwie równorzędnymi, a na scenie oglądamy cały zespół Bogusławskiego, wyraźnie dodajmy kontent z możliwości uczestnictwa w tej teatralnej podróży w czasie.