Skrzydelski: Przyznaj się. Tak najbardziej to lubisz spektakle o zwykłym życiu.
Moroz: Owszem, bo tak zwanego teatru politycznego w polskim wydaniu mam już powyżej uszu. Tym bardziej że to najczęściej sztuka pseudopolityczna, pełna buńczucznych haseł, ideologicznego zacietrzewienia i środowiskowej wsobności, pozorującej wgląd w rzeczywistość.
Skrzydelski: Zatem w warszawskim Ateneum obejrzeliśmy coś w sam raz dla ciebie. „To wiem na pewno” Andrew Bovella w reżyserii Iwony Kempy nie epatuje walką klas ani ras. To kameralny dramat o sprawach rodzinnych. Choć niełatwo wyciągnąć taki wniosek od razu, bo pierwszych trzydzieści, czterdzieści minut na to nie wskazuje.
Moroz: Oj, zupełnie nie wskazuje. Muszę przyznać, że już byłem pewien, że tak będzie do końca. To znaczy, że zobaczymy nieco naiwną historię, w dużej mierze opierającą się na strukturze serialowych scenariuszy. Dojrzałe małżeństwo w średnim wieku, ich dwie córki, dwóch synów, i ich skrywane tajemnice, które pokazują tylko, jak bardzo wszyscy się okłamują, udając rodzinne reguły gry.