W dzienniku "Dziennik" pewien teatroman dokonał niechlujnawego rozbioru mojego tekstu z poprzedniego numeru "Tygodnika Powszechnego". Dowiódł, że szukanie dziury w całym może prowadzić do doskonałości. Może, ale nie musi - Jan Klata odpowiada Jerzemu Pilchowi na łamach Tygodnika Powszechnego.
Ta książka jest wielce podejrzana. Czytam i jestem zagubiony w gąszczu wzajemnie sprzecznych faktów. Desperacko przebijam się przez fascynującą plątaninę nieistotnych informacji o niespodziewanie wielkim znaczeniu. Wpadam w zasadzki niesamowicie poruszających scen, rozsiane pośród długich pasaży drobiazgowych wyliczanek. "Catch a Fire. Życie Boba Marleya" to owoc kilkunastu lat fanatycznej pracy Timothy White'a. Za chwilę ukaże się pierwsze polskie wydanie. Bob Marley to postać wielce podejrzana. Im więcej White o nim pisze, tym bardziej zagmatwaną osobowością jawi się ten natchniony artysta, który śpiewał jak prorok, choć nie żył jak prorok. Syn pięćdziesięcioletniego, niepokalanie białego kapitana Norvala Sinclaira Marleya i osiemnastoletniej czarnej Cedelli Booker. Czyli półsierotka. "- To był mój ojciec? - Tak, to smutne, lecz prawdziwe. - Mamo, nie trzeba nam takiego człowieka". Niósł w świat dumę muzyki czarnych, choć nie był c