Logo
Magazyn

Zapomniane powstanie narodowe 1905 roku w teatrze

28.07.2025, 12:46 Wersja do druku

Mija 120 lat od wydarzeń rewolucji 1905 r. Na ziemiach polskich miała ona przebieg dramatyczny, obierając rozmaite formy. Od wieców i marszów protestacyjnych po strajki i zgłaszane władzom żądania. Pisze Tomasz Miłkowski w „Przeglądzie”.

fot. mat. Instytutu Teatralnego

Powszechne wrzenie, nawiązujące do buntu robotników rosyjskich, przybierało formę walki o autonomię narodową, ścierały się postulaty ekonomiczne, społeczne, klasowe, feministyczne z narodowymi. Część protestów kończyła się brutalnymi atakami wojska, były ofiary śmiertelne, lecz były też nieprzejednane żądania. Opornie, bo opornie, ale osłabiony reżim carski musiał trochę ustąpić. Erozja jego władzy rozpoczęła się na dobre.

O tym potężnym wybuchu i jego obecności w polskim teatrze, przed wiekiem z okładem, ale i dzisiaj, traktuje imponująca księga (779 stron!) „Czwarty akt »Wesela«" prof. Anny Kuligowskiej-Korzeniewskiej. Tytuł zaskakuje, bo jak czytelnicy „Wesela” Stanisława Wyspiańskiego wiedzą, ten genialny dramat, będący syntezą stosunków polskich, marzeń, nadziei i zaniechań, składa się z trzech aktów. Wyspiański czwartego aktu nie dopisał, choć dostrzegał znaczenie rewolucji 1905 r. Co więcej, po rewolucji nie zgadzał się na wystawianie „Wesela" w Królestwie Polskim, bo uważał, że naród – wbrew jego diagnozie – w obliczu rewolucji zdał egzamin.

Pani profesor tytuł swojej książki przejęła – co sama przypomina – od satyry napisanej przez Franciszka Czakiego, działacza socjalistycznego, zapowiadającego powstanie takiego dzieła, krytykującego marazm społeczeństwa. Dopisać czwartego aktu do „Wesela" się nie poważył, ale nakreślił pożądaną jego treść, domniemane streszczenie nieistniejącego fragmentu. Oto zmożeni opilstwem weselnicy śpią w Bronowicach snem twardym, a kiedy koło południa zaczynają się budzić, „od warszawskiego gościńca słychać tętent koni i strzały karabinowe”. Wszczęto bunt, nie czekając na panów krakowskich, pół miliona robotników woła „Precz z caratem”. Ale miastowi powstrzymują rwących się do boju chłopów, zwłaszcza gdy widać łuny pożarów z Warszawy. Nakłaniają, żeby patrzeć na Wawel, a nie Warszawę, wodę leją w stronę łun, a gdy wody rozlano tyle, że zrobiło się już bagno, cała wiara idzie do karczmy pić i tańczyć, jak jej Chochoł zagra. I już nikt nie słyszy strzałów dobiegających z warszawskiego gościńca.

Widać, że młody działacz socjalistyczny nie podzielał optymistycznej opinii Wyspiańskiego, że naród zdał egzamin z rewolucji. Raczej ją prześlepił. Zwłaszcza w Galicji.

Pewnie to ocena niesprawiedliwa, ale sprawiedliwie byłoby powiedzieć, że rewolucji 1905 r. nie doceniła zbiorowa polska świadomość, że zepchnięta została ona na pobocze przez wypadki o mniejszym znaczeniu. Książka Anny Kuligowskiej-Korzeniewskiej powstała z potrzeby zmiany tego stanu rzeczy. Takiej zmiany, aby nasza wiedza o tym wydarzeniu (i jego wpływie na bieg historii), które zyskało miano czwartego powstania narodowego, stała się co najmniej dostateczna. Autorka próbuje naprawić tę dotkliwą lukę w świadomości polskiej, choć nie daje systematycznego wykładu porządkującego historyczne wypadki ani ich teatralnego zwierciadła. Analizuje obecność tematyki rewolucji 1905 w polskim teatrze i dramacie sposobem mozaikowym, wybierając utwory i fakty najdonioślejsze, skupiając uwagę na tym, co nadal może okazać się w odbiorze żywe i inspirujące.

O taką obecność rewolucji 1905 r. apelował Marek Beylin, kiedy 10 lat temu pisał na łamach „Dialogu”: „O 1905 roku nie ma filmów, seriali ani sztuk w teatrze. Chlubny wyjątkiem pozostaje świetna »Gorączka« Agnieszki Holland. (...) A przecież właśnie wtedy dokonał się skok cywilizacyjny: w strajkowych bojach lud zyskał polityczną podmiotowość, której już nie porzucił. Nie tylko robotnicy walczyli o prawa socjalne, a w owym czasie Łódź przypominała Manchester z »Kapitału« Marksa. Burzyli się robotnicy rolni, uczniowie, inteligencja, wszak był to powszechny zryw niepodległościowy. Także kobiety zaczęły się intensywne domagać praw. (...) Ale 1905 r. to również fascynujący czas zimnej i gorącej wojny domowej lewicy z endecją. Wykuwała się wtedy świadomość narodowa warstw ludowych”.

Wszystkie wątki, o których napomknął Beylin, znalazły rozwinięcie w „Czwartym akcie »Wesela«”. Przy czym autorka wiernie odtwarza uporczywą walkę artystów o obecność – ich spory z cenzurą, obojętnością odbiorców, zabiegi o dotarcie z diagnozami do odbiorców. Wprawdzie nie powstało jedno tak wyraziste dzieło jak „Wesele”, które mogłoby uchodzić za biblię rewolucji 1905 r., ale wypadki rewolucyjne inspirowały autorów do tworzenia potężnych obrazów rewolucyjnych zdarzeń i bohaterów. Autorka wskazuje ich wiele, najwięcej uwagi poświęcając utworom: „Eros i Psyche” Jerzego Żuławskiego, „Róża” Stefana Żeromskiego, „Z dymem pożarów” Stanisława Brzozowskiego, „Rewolucja” Kazimierza Przerwy-Tetmajera i „Kniaziowi Patiomkinowi” Tadeusza Micińskiego. Żaden z tych tekstów nie zadomowił się w polskim teatrze, choć większość doczekała się kilku wystawień, a „Eros i Psyche” stał się hitem teatralnym, choć od lat nikt po ten utwór już nie sięga (bywa czasem wystawiany w wersji operowej Ludomira Różyckiego).

Dlaczego tak się stało, nietrudno wyjaśnić. Tematyka tych dzieł – rewolucyjna – z zasady była zwalczana przez carską (i nie tylko) cenzurę. W okresie międzywojennym inscenizacje o tematyce rewolucyjnej też nie miały łatwo. Dość przypomnieć, jakie skutki przyniosła Schillerowska inscenizacja antyrewolucyjnej sztuki Micińskiego „Kniaź Patiomkin” (1925) w warszawskim Teatrze Bogusławskiego. Schillera oskarżono o bolszewizm, a Teatr Bogusławskiego prawicowe władze stolicy rozwiązały (1926) i założyły w tym miejscu kino.

Trudności nie zniknęły po zmianie ustroju, choć na pozór wydawałoby się, że władza ludowa powinna sprzyjać takim utworom jak „Róża” Żeromskiego. Tymczasem legendarny dramat – uważany przez Stanisława Brzozowskiego za arcydzieło, o którym pisał: „To jest wieść z dna polskiego piekła” – od 1964 r. nie był grany w Warszawie, a walkę o jego wystawienie w Teatrze Dramatycznym z pasją opisuje reżyser niedopuszczonej do eksploatacji wersji scenicznej Maciej Wojtyszko. Wspomnienia z walki o premierę opatruje wyznaniem: „To prawdopodobnie najważniejsze wydarzenie teatralne w moim życiu”.

Jeszcze dramatyczniej przedstawiają się dzieje recepcji (a właściwie jej braku) dramatu Brzozowskiego „Z dymem pożarów”, z tytułem nawiązującym do sławnego „Chorału” Kornela Ujejskiego („Z dymem pożarów, z kurzem krwi bratniej"). To rzecz o rewolucji 1905 r., ale ukazanej od strony konfliktu rosyjsko-żydowskiego, szczególnie zaś pogromów rozpętanych przez rosyjską czarną sotnię, ochranę i antysemitów. Brzozowski zamierzał nawet nazwać swój dramat „Pogrom”, prawdopodobnie pod wpływem pogromu w Białymstoku (w czerwcu 1906 r.), w którym śmierć poniosło ponad 80 Żydów, a drugie tyle zostało rannych. Brzozowski był tym wstrząśnięty, czego wymownym świadectwem pozostat dramat „Z dymem pożarów”, bodaj jedyne w literaturze polskiej świadectwo tego haniebnego wydarzenia. Utwór wykiełkował jako projekt w głowie autora wiosną 1906 r., a już w czerwcu gotowy dramat wylądował u wydawcy, Albina Staudachera w Stanisławowie. Ten jednak rękopis Brzozowskiemu odesłał bez słowa wyjaśnienia. Autor nie zrezygnował i niebawem wysłał go nowemu wydawcy. W kwietniu 1907 r. ukazała się zapowiedź, że dramat wkrótce ujrzy światto dzienne, ale tak się nie stało. Co więcej, mimo że zachował się rękopis i klika odpisów, nie znalazł też miejsca w przygotowywanym w międzywojniu pośmiertnym wydaniu „Dzieł wszystkich” Brzozowskiego – wybuch wojny udaremnił te plany. Po wojnie długo nie mogło dojść do publikacji, mimo że egzemplarz do druku został starannie opracowany przez Ludwika Kamykowskiego. W rezultacie pierwodruku podjął się miesięcznik „Dialog”, na którego łamach „Z dymem pożarów” ukazało się w numerze 9 w 2015 r., a więc niemal 110 lat od napisania.

Takich opowieści o trudnych dziejach dramatów o rewolucji można znaleźć w książce Anny Kuligowskiej-Korzeniewskiej więcej, a to zaledwie fragment zgromadzonej dokumentacji ze starannie dobraną ikonografią, argumentacją i interpretacjami. Badaczka, od lat interesująca się rolą rewolucji 1905 r. w świadomości polskiej, zwłaszcza w teatrze, ze szczególnym uwzględnieniem Łodzi, zgromadziła potężny materiał dowodowy, potwierdzający siłę tej rewolucji-powstania narodowego. Wielkie wrażenie sprawia opowieść o łódzkich strajkach i walce o godność teatru w tym robotniczym mieście, a także relacja o strajku aktorów Teatru Narodowego i walce o uzyskanie większej autonomii i swobody w doborze repertuaru.

Lektura przynosi niemało odkryć, bo autorka sięga po teksty i twórczość pisarzy często zapomnianych i dziś w kulturze nieobecnych. W rezultacie zyskujemy bogaty materiał potwierdzający główną tezę badaczki, że „rok 1905 stanowił ważną cezurę nie tylko w historii politycznej”. Także w dziejach kultury i teatru. „Młoda Polska posiwiała w jedną noc”, jak komentował przenikliwie Karol Irzykowski. A badaczka dodaje w konkluzji swojego dzieła: „Ten zasadniczy przełom dokonał się podczas »czwartego powstania narodowego« jak się określa rewolucję 1905 r. Jej szpadą był »Czerwony sztandar« – powszechnie śpiewany podczas wielu spektakli, a przede wszystkim podczas robotniczych wieców i ulicznych pochodów. Pieśń, która słowami Bolesława Czerwińskiego zapowiadała groźnie: »Nadejdzie jednak dzień zapłaty«”.

A jednak, jak zauważa Anna Kuligowska-Korzeniewska, podczas świąt państwowych, upamiętniających tych, którzy o wolność Polski walczyli, o bojownikach rewolucji 1905 r., wciąż głucho. Książka się o nich upomina.

***

Anna Kuligowska-Korzeniewska, Czwarty akt „Wesela". Teatr polski wobec rewolucji 1905 roku, Instytut Teatralny, Warszawa 2023

Tytuł oryginalny

Zapomniane powstanie narodowe 1905 roku w teatrze

Źródło:

„Przegląd” nr 31

Autor:

Tomasz Miłkowski

Data publikacji oryginału:

28.07.2025

Sprawdź także