Trzy tygodnie dzwoniłem, dobę czekałem na odpowiedź teleksem, woziłem dewizy nocnymi pociągami. Nie denerwuję się, kiedy ktoś nie odpowiada na maila po kwadransie - rozmowa z Ryszardem Szczeszakiem, pracownikiem Sekcji Promocji Opery Bałtyckiej w Gdańsku.
ALEKSANDRA BOĆKOWSKA: Szykuje się właśnie premiera "Don Bucefalo". Dużo miał pan pracy? RYSZARD SZCZESZAK: Niespecjalnie. Dodruk zaproszeń, które zbyt szybko się skończyły, blankiety na próbę generalną, odbiór zleconych na ostatnią chwilę plakatów. Zawsze im bliżej premiery, tym więcej jest zamieszania. Do mnie należą sprawy poligraficzne. Koleżanki i kolega z działu promocji przygotowują materiały, ja robię skład, pilnuję drukarni, sam drukuję wkładki do programu. Za broszurę z programem odpowiada grafik, w mojej gestii są wkładki obsadowe czy reklamowe. Kiedy dzieje się jakaś nagła, nieprzewidziana w budżecie sytuacja, koledzy mówią: "Drukujemy Rysiem". Tak to mniej więcej wygląda. Z jakim wyprzedzeniem drukuje się program? - Zdarza się, że premiera jest o 19.00, a ja przywożę program o 17.00. I wbrew pozorom to jest lepsze niż drukowanie dwa dni wcześniej. Jeśli przywiezie się program dwa dni przed spektaklem, to jest zły omen -