Umówmy się: kulturalny obraz miasta tworzą przede wszystkim rzeczy poważne, wzniosłe i do wzniosłości namawiające. Nie inaczej było kiedyś, choć w panoramie kulturalnego życia międzywojennego Poznania wyróżniał się pewien okaz wręcz fantastyczny. Dodam też, że ornitologiczny. Ba! Powiem więcej: różowy...
"Człowiekowi, który gani, krytykuje, wyśmiewa - wierzyć będą wszyscy. Ale spróbuj - no pochwalić!... Powiedzą: reklama, panegiryk, bujda, "on ma w tem interes", "coś się w tem kryje" - w rezultacie nikt nie uwierzy"* - pisał z wielką przytomnością umysłu i znawstwem ludzkiej natury, której często łatwiej przyjąć do wiadomości opinię negatywną, wyzwalającą dyskusję nad marnością świata, aniżeli pozytywną, choćby i była wypowiedziana obiektywnie i bez wspomnianego już "interesu" - tajemniczy "iks" w artykule Różowa kukułka ("Nowy Kurier", nr 62/1932), którego podtytuł brzmiał wymownie: Niezwykły okaz ptaka w gaiku poznańskiego życia. Rozwiązuje on już zagadkę, o jaką to różową niezwykłość chodzi. I przyznajmy - choćbyśmy się bardzo postarali, nawet biorąc pod uwagę wszelkie mutacje i margines błędu - różowej kukułki w przyrodzie nie uświadczymy. Co innego, jeśli chodzi o kulturę i rozrywkę - tu już wszystko jest możliwe.