Kilka dni temu odszedł Zbigniew Poprawski – aktor Teatru Rapsodycznego Mieczysława Kotlarczyka, współpracownik Teatru Jednego Aktora Danuty Michałowskiej, dramatopisarz, lalkarz, dyrektor katowickiego Ateneum w końcu lat 70., etatowy reżyser teatru lalek Banialuka w Bielsku-Białej i krakowskiej Groteski, w latach 60. i 70. jeden z najpopularniejszych w Polsce autorów sztuk dla dzieci, etnograf-amator, redaktor Ośrodka TV Kraków, zafascynowany muzyką i szeroko rozumianą obrzędowością, artysta wielu pasji. Miał dziewięćdziesiąt lat.
Jego nazwisko niewiele dziś mówi młodym lalkarzom. W XXI wieku rzadko już reżyserował, ostatni raz jesienią 2005 w Śląskim Teatrze Lalki i Aktora Ateneum w Katowicach, gdzie wystawił Wesołe historie Ewy Szelburg-Zarembiny, a kilka miesięcy później współpracował jeszcze raz z Danutą Michałowską w Teatrze Szkolnym krakowskiej PWST. Sztuki Zbigniewa Poprawskiego, ongiś goszczące w repertuarach teatrów lalkowych całego kraju, dziś też trafiają na scenę sporadycznie. Warto go jednak zapamiętać, bo choć nie należał do leaderów polskiego lalkarstwa, miał swoje wielkie dni i okresy środowiskowych sukcesów.
Przed laty, na prośbę mojej żony przygotowującej wówczas książkę o dramaturgii lalkowej (Halina Waszkiel, Dramaturgia polskiego teatru lalek, AT, Warszawa 2013), Zbigniew Poprawski przystąpił do spisania swojego artystycznego życiorysu. Opisał wspomnienia ze swych najwcześniejszych lat, pierwszych spotkań z teatrem i młodzieńczych fascynacji. Jak wielu jego rówieśników, także Poprawskiego spotkanie z teatrem zapoczątkowała szopka. Miał cztery lata, kiedy w 1934 roku ojciec zaprosił szopkarzy do domu. „W Bożonarodzeniowym okresie w Krakowie roiło się od rozmaitych kolędniczych grup – przebierańców i szopkarzy, często murarzy, bezrobotnych w sezonie zimowym, dorabiających sobie twórczo. Ich szopki, jako budowlańców, mających praktycznie do czynienia z krakowską architekturą, bywały piękne i misterne. Przyszło więc dwóch – jeden animator, drugi harmonista, użyczający również głosu postaciom – z wielką, okazałą szopką. Po wokalno-muzycznym zbudowaniu nastroju, na dole ‘budowli’ rozsunęła się czerwona kurtynka… Na drewnianej scence z wydrążonymi rowkami (jak potem zauważyłem), żeby lalki mogły się zatrzymać i poczekać na kolejne postacie, rozpoczął się spektakl. Po zabawnych intermediach w slapstickowej konwencji, przyszła pora na kulminacyjny dramat Herodowy (Herod, Śmierć, Diabeł) z takim prawdopodobnie tekstem:
Herod: Moja Śmierciczko, nie bądź takiej złości
Dam ci złota, purpury, okryj chude kości.
Śmierć: Ja w purpurach nie chodziła i chodzić nie będę,
A takim królom głowy ścinałam i ścinać będę.
I ciach! spadła głowa Heroda, dyndając na sznurku na zewnątrz proscenium.
Diabeł: Za swe niegodziwe zbytki
Choć do piekła, boś ty brzydki!
Proszę sobie wyobrazić emocje czterolatka, traktującego prymitywne kukiełki jak żywe osoby… Na szczęście harmonista zakończył spektakl wesołym krakowiakiem.”
„Aktorskie” epizody z teatrem w tle zapamiętał Poprawski także z okresu przedszkolnego, z Ochronki (przedszkola) im. Dzieciątka Jezus prowadzonej przez siostry zakonne, a już po wojnie i uzyskaniu matury oraz kwalifikacji bibliotekarza-księgarza, w 1948 został przyjęty do Zespołu Żywego Słowa pod kierownictwem Marii Rokoszowej, działającego pod auspicjami Spółdzielni Wydawniczej „Czytelnik”. W czteroosobowym zespole amatorów, w którym znalazł się i Zbigniew Cybulski, objeżdżał Kraków i południową Polskę, „zwalczając analfabetyzm i krzewiąc kulturę słowa” recytacjami Mickiewicza, Puszkina, Sienkiewicza i Prusa oraz państwowotwórczej prozy współczesnej.
W 1950 roku, jako dwudziestolatek, Zbigniew Poprawski trafił do krakowskiej Groteski Władysława i Zofii Jaremów. Zaczął się uczyć nowego zawodu – aktora-lalkarza. Był to wówczas bodaj najlepszy zespół lalkarski w Polsce, z Franciszkiem Pugetem, Stanisławem Rychlickim, Leszkiem Śmigielskim, Juliuszem Wolskim, Tadeuszem Walczakiem, Romaną i Stefanem Stojakowskimi, Alfredem Ryl-Krystianowskim, w zespole aktorskim – jak Poprawski – rozpoczynała niemal jednocześnie Leokadia Serafinowicz. Jaremów otaczała plejada artystów, z wybitnymi scenografami: Kazimierzem Mikulskim, Jerzym Skarżyńskim, Lidią Minticz na czele. Poprawski przez siedem sezonów w Grotesce przeszedł bez wątpienia prawdziwą edukację lalkarską. Uczył się gry rozmaitymi lalkami, występował w masce, poznawał lalkarskie rzemiosło z rąk mistrzów, uczestniczył też w bujnym i pełnym napięć życiu teatralnym Krakowa, zwłaszcza od momentu powstania Oddziału Lalkarskiego przy krakowskiej PWST. Zagrał (czasem mniejsze, czasem większe role) w kilku spektaklach Władysława Jaremy, które przeszły do historii. Był Żołnierzem w maskowych Nowych szatach króla, Lucjuszem w słynnych Igraszkach z diabłem, tytułowym Lwem w Sambo i lew, wystąpił w maskowej Babci i wnuczku, czyli Nocy cudów Gałczyńskiego, spektaklu, który zmienił myślenie o lalkarstwie w połowie lat 50., czy Orfeuszu w piekle Zofii Jaremowej.
W Grotesce lat 50. Poprawski poznał lalkarstwo wszechstronnie. Trudno powiedzieć, jakim był aktorem-lalkarzem. Lalkarskim rolom nie poświęcano miejsca w recenzjach, nikt z tamtejszego krakowskiego środowiska nie pokusił się o spisanie wspomnień, coraz mniej wśród nas świadków ówczesnych wydarzeń, a legendy, którymi się wciąż karmimy, rzadko wykraczają poza dokonania dyrektorów czy reżyserów. Tak czy inaczej, Zbigniew Poprawski, czy to z braku dostatecznej satysfakcji (wszak nie zajął w zespole Groteski miejsca pierwszoplanowego), czy to z tęsknoty za nowymi wyzwaniami, w sezonie 1957/1958 związał się z reaktywowanym przez Mieczysława Kotlarczyka Teatrem Rapsodycznym. Był aktorem Kotlarczyka przez kilka sezonów. Zagrał m.in. Odysa w Odysei, Księdza w Dziadach,Króla Marka w Dziejach Tristana i Izoldy, tu zaprzyjaźnił się i związał z Danutą Michałowską i odszedłszy w 1961 z Teatru Rapsodycznego współpracował z nią w zakresie reżyserskim w następnych latach.
W początku lat 60. Zbigniew Poprawski zainteresował się kolejną profesją – zadebiutował jako dramatopisarz. Na ministerialny konkurs na sztukę lalkową napisał Misie Ptysie. Jury, obok nagród dla Jerzego Jesionowskiego i Zbigniewa Wojciechowskiego (Która godzina?), przyznało trzy wyróżnienia, które otrzymali Leon Moszczyński (Złoty klucz), Juliusz Wolski (Chłopcy z ulicy Parkowej) i właśnie Poprawski. Wszystkie sztuki trafiły na scenę, ale sukces Misiów Ptysiów był wyjątkowy. Rzecz adresowaną do najmłodszych dzieci (a o ten repertuar zabiegali lalkarze najbardziej) już w 1964 wystawił Włodzimierz Dobromilski w szczecińskiej Pleciudze, a później znalazła się w repertuarze kilkunastu innych teatrów lalek. Zainteresowanie Poprawskiego repertuarem dla dzieci przyniosło w kolejnych sezonach dwadzieścia kilka sztuk jego autorstwa, wśród nich największą popularnością cieszyły się: Kotek Protek, Kaczka Działaczka, Turoń i Waluś, Żyrafa czy Tulipan, Chodzi Turoń, paszczą kłapie, Bal u króla Lula i inne.
Sukces dramaturgiczny Zbigniewa Poprawskiego, uzupełniający wcześniejsze doświadczenia aktorskie i lalkarskie, pchnął go bez wątpienia w stronę reżyserii. Wcześniej już zajmował się tą dziedziną we współpracy z Danutą Michałowską, w 1965 zadebiutował sam jako reżyser. W Teatrze im. Andersena w Lublinie wystawił PłaszczGogola we własnej adaptacji, ze scenografią Wandy Fik. W późniejszych latach kilkakrotnie wracał do tej realizacji, w Krakowie i Opolu. Jan Pieszczachowicz po krakowskiej premierze w 1967 roku pisał: „Lalki – z wyjątkiem radcy Baszmaczkina i krawca – są bez twarzy. Białe kule różnej wielkości, osadzone na mundurach, których rangę symbolizuje ilość guzików. Generał przypomina koszmarnego, egzotycznego pająka, z czaszką miedzianą, niby kopuła cerkiewki. W ten sposób znajdujemy się w świecie przerażająco anonimowym, gdzie poruszają się ludzie-marionety, zautomatyzowane, groźne w swym funkcjonowaniu... […] Efekty depersonalizacji, alienacji i obcości w królestwie carskiej hierarchii urzędniczej oddane są prawie bezbłędnie. Akcja rozgrywa się na różnych poziomach, a u szczytu wyłania się raz po raz bryła generała, niby idol, czuwający nad tym, aby nikt nie wymknął się swojemu przeznaczeniu.” Obrabowania Baszmaczkina z płaszcza dokonują „dwie ogromne ręce, nie należące do żadnej konkretnej postaci, ręce-symbole, obdzierające małego urzędnika ze wszystkich złudzeń.”
Mierzenie się z repertuarem dla dorosłych na scenach lalkowych nie było łatwe. Trudno było (jak i dziś!) przezwyciężyć powszechne postrzeganie lalkarstwa jako sztuki dla dzieci. Poprawski podjął w Banialuce jeszcze jedną próbę reżyserską na własnym tekście (Opowieści Lady Maybe), ale o sukces w tej kategorii nie było łatwo. Skupił się, jak niemal wszyscy ówcześni reżyserzy-lalkarze na repertuarze dziecięcym i w sumie zrealizował kilkadziesiąt spektakli w teatrach lalek całej Polski, inscenizując własne teksty i sztuki innych autorów.
Twórczością reżyserską zajmował się przez kilka dekad niezależnie od tego, czy związany był etatowo z teatrami lalek, czy też realizował kolejne swoje pasje, jak kilkuletni okres pracy w telewizji krakowskiej (1968-1972), gdzie prowadził swój program „Zwyczaje i obrzędy”, dokumentujący ludowe i wciąż wówczas żywe tradycje. Te wszystkie swoje pasje umiał łączyć w lalkarstwie właśnie. Ileż zwyczajów i obyczajów udało mu się wpleść w pisane sztuki dla dzieci: Turonie, Pucheroki, szopki, gwiazdorzy… Ileż takich motywów, coraz bardziej odchodzących tradycji, wykorzystał na scenach teatrów lalkowych w realizowanych spektaklach: Chodzi Turoń, paszczą kłapie, Hej z nogi na nogę, Na ten Nowy Rok, Wielka nowina, Z gwiazdą i Turoniem…
Największą sławę przyniósł mu chyba spektakl Baśń o pięknej Pulcheryi i szpetnej Bestyi Jana Ośnicy, wystawiony w Banialuce w 1972 roku, wraz z Jerzym Zitzmanem (scenografia) i Bogumiłem Pasternakiem (muzyka). Sięgnął do bardzo rzadko wykorzystywanych w polskim lalkarstwie marionetek zawieszonych na sztywnym drucie. Skupił się na precyzji w podawaniu tekstu, nieco naiwnego, choć mistrzowskiego w literackiej stylizacji, rysującego wyłącznie czarno-białe charaktery. Podkreślał pewną sielankowość iluzjonistycznej scenografii, ale budował jednocześnie fascynujący baśniowy świat, który zachwycał widzów. Prawdziwy teatr teatralny, magiczny. Irena Wosatka („konsekwentna w roli ‘pierwszej naiwnej’, z odpowiednim do niej czystym, łagodnym i pełnym słodyczy głosem”) i Henryk Ćmok („liryczny, z odcieniem heroikomicznym”) zagrali piękne role Pulcheryi i Bestyi. Poprawski wrócił do tej inscenizacji w Szczecinie, w dekadę później zrealizował jej nową wersję w Krakowie, tym razem ze scenografią Jana Polewki i muzyką Antoniego Mleczki. Ta wersja została zapisana przez krakowską telewizję i w 1983 przyniosła Zbigniewowi Poprawskiemu i Grotesce nagrodę jury na Telewizyjnym Festiwalu Widowisk dla Dzieci i Młodzieży oraz wielką nagrodę telewizyjnej publiczności dziecięcej. Milionowej publiczności!
Do Groteski, za czasów Fredy Leniewicz, Poprawski powrócił w latach 80. Przez kilka sezonów, do 1987, był etatowym reżyserem. Ta funkcja powoli zaczęła zanikać w strukturze teatrów lalek w nowej rzeczywistości. W latach 90. Poprawski reżyserował jeszcze w Rzeszowie, Kielcach, Katowicach. Sięgał często do własnych, choć nowych tekstów, ale popularności z lat 70. nie powtórzył.
Jeśli ktoś kiedyś pokusi się o obszerniejszy szkic o twórczości Zbigniewa Poprawskiego, trzeba będzie z pewnością sięgnąć i do rzeszowskiego spektaklu Hej z nogi na nogę, i będzińskiej Historii nie z tej ziemi i jamnik Doremi, białostockiego Teatru Garliekina i pewnie wielu innych przedstawień. Trzeba będzie prześledzić dokładnie jego twórczość dramatopisarską i zawarte w niej tropy prowadzące do wielu pasji artysty.
Tymczasem, zapamiętajmy tego twórcę. W tych dniach, kiedy wspominamy zmarłych, niech powrócą do nas lalkarze, którzy odeszli w minionym roku: Dagny Koczorowska-Kornacka z Pleciugi, Eliza Piechowska z BTL-u, Janusz Ryl-Krystianowski z Teatru Animacji, Maria Sowińska z Pinokia i Arlekina, Joanna Stasiewicz-Ignaciuk z Arlekina, Wiesław Zazula z Tęczy i oczywiście Zbigniew Poprawski. Pamiętajmy!