„Don Juan albo kamienna uczta” Moliera w reż. Mikołaja Grabowskiego w Teatrze Ateneum w Warszawie. Pisze Temida Stankiewicz-Podhorecka w "Naszym Dzienniku".
Pośród małowartościowych tekstów, z dominantą wulgaryzmu i bluźnierstwa w słowie i obrazie, które często zapełniają dziś sceny teatralne, widzowie z tęsknotą oczekują na prawdziwe dzieło. Takie, które poruszy ich ducha, emocje i ożywi intelekt – wszak teatr już ze swojej nazwy przynależy do kultury wysokiej. Teoretycznie. Bo w realu jest akurat odwrotnie. Słabo wykształceni reżyserzy, o niskim poziomie wiedzy nie dotykają ważnych, głębokich tekstów. A nawet jeśli już zdarzy im się wziąć do realizacji ambitną sztukę, na przykład wielkie dzieło klasyczne, to tak je przerobią, dostosowując do swojego poziomu, że trudno w takim przedstawieniu rozpoznać literę tekstu oryginalnego. Ważne, że jest wyeksponowane uderzenie w Kościół katolicki, ośmieszenie naszej religii i polskiego patriotyzmu. I taki dziwoląg, nikomu niepotrzebny, usłużnymi piórami niektórych recenzentów nierzadko bywa określany jako spektakl wybitny. Brak słów.