„Sen nocy letniej” Jakuba Skrzywanka i Moniki Świerkosz w reż. Justyny Sobczyk i Jakuba Skrzywanka w Teatrze Współczesnym w Szczecinie. Pisze Natalia Karpińska w Teatrze dla Wszystkich.
Mając w pamięci dotychczasowe przedsięwzięcia Justyny Sobczyk – założycielki Teatru 21 i aktywnej pedagożki teatru oraz Jakuba Skrzywanka – dyrektora artystycznego Teatru Współczesnego w Szczecinie (odpowiedzialnego za interwencyjne spektakle repertuarowe: „Edukacja seksualna”, „Spartakus. Miłość w czasach zarazy”), nikt nie spodziewał się oczywistej i sztampowej inscenizacji sztuki Szekspira. Zapowiedzi medialne zdradzające charakter realizacji oraz informujące o uczestnictwie w procesie jej powstawania zaproszonych aktorów i aktorek – osób z niepełnosprawnościami, konsekwentnie zmaterializowały się na scenie. Powstał kolejny, przejmujący spektakl-manifest, który opowiada o tęsknocie za prawdziwą, ludzką miłością oraz codzienną walką z wykluczeniem i samotnością.
W dyskusji towarzyszącej Edupremierze „Snu…” z udziałem ekspertów i twórców, pojawiły się postulaty dotyczące funkcjonowania i widoczności osób z niepełnosprawnością – w sferze prywatnej i publicznej. Rozmawiano nie tylko o dostępności kultury bez barier, ale także o problemach związanych z zatrudnianiem i wynagradzaniem osób uczestniczących m.in. w WTZ (Warsztatach Terapii Zajęciowej), o dramatycznie niskich świadczeniach socjalnych, a także o pomijanej i bagatelizowanej sferze życia intymnego i seksualności osób z niepełnosprawnością.
Twórcy spektaklu przyjęli ważny cel: zwalczyć stereotypy dotyczące myślenia o niepełnosprawności; przywrócić osobom nią dotkniętym prawo do kochania i bycia kochanym, i co najistotniejsze – podkreślić istotę seksualności, rozumianej jako nierozerwalna część osobowości człowieka, która wpływa na jego samorozwój, samopoczucie, zdrowie psychiczne i fizyczne.
„Sen nocy letniej”, którego motywy i fragmenty wykorzystano, stał się doskonałą ilustracją miłosnych marzeń i uniesień, obrazem niedającego spokoju, instynktownego pożądania. Bajką o zakochanych, którzy zatracają się w niekontrolowanym uczuciu zesłanym przez mitycznego Erosa. Sztuką o odrzuceniu i potrzebie bliskości. W zawiłą materię losów księcia Tezeusza, królowej Hipolity oraz młodych ateńczyków, którzy spotykają się nocą w magicznym lesie, widzów, ale także szekspirowskich rzemieślników, w rolę których wcielają się gościnni aktorzy (Amelia Blus, Jolanta Niemira, Justyna Utracka i Bogusław Krasnodębski) wprowadzają humorystycznie przedstawieni Strażnicy Moralności (Grażyna Madej, Wiesław Orłowski, Konrad Pawicki) – reprezentanci wiary katolickiej, powołujący się na normy Kodeksu prawa kanonicznego. Nieco zagubieni i skonsternowani współcześni bohaterowie, odgrywający także rozbitą na części rolę Puka (OzN), świadkowie tego, co wydarza się w świętojańską noc, bez skrępowania zadają pytania, podważając sens słów Strażników. Buntują się i proponują własną wizję snów o miłości. Tej realnej i niedoskonałej, wyczekiwanej i niedostępnej – prawdziwej i szczerej, choć niejednokrotnie nieodwzajemnionej i bolesnej. Sobczyk i Skrzywanek wrzucają ich do zmurszałego i pozbawionego życiowej energii świata Szekspira, który budowany jest przez ambientowo-mroczne kompozycje muzyczne Jacaszka i fantastyczną, florystyczną scenografię Agaty Skwarczyńskiej. Fikcyjna narracja, w którą Szekspir wplata gorzkie refleksje, wydaje się jednak odległa i abstrakcyjna, nieprzystosowana do codziennych doświadczeń w ich najprostszym wymiarze. Na scenie mamy więc zderzenie dwóch światów – ten wykreowany przez pisarza jest mroczny i niepokojący, pozbawiony kolorów i siły. Twarze kochanków pokryte są trupiobladym bielidłem, ich ciała – wbrew założeniom tekstu wcale niemłode – uwięzione zostały w żaboty, gorsety i tiule kształtem nawiązujące do mody z epoki elżbietańskiej. Ich wampiryczny wygląd i ciemność, która ich otacza, podkreślają wypalenie miłością – wyczerpanie uczuciem, które trawi od środka. Unosi się nad nimi smutek i zrezygnowanie, także rozczarowanie. Tezeusz to umierający starzec władający resztkami władzy, Hipolita przypomina nieruchomy posąg pozbawiony emocji, który przeczuwa zbliżającą się katastrofę. Klub Adoratorów Miłości Prawdziwej (katolicka sekta), obserwując ich kolejne starcia, wygłasza fałszywe prawdy na temat zdrowych relacji seksualnych, wstrzemięźliwości i czystości fizycznej. To on symbolizuje ograniczenia narzucane OzN oraz społeczne tendencje do ich infantylizowania i uprzedmiotawiania – nawet na poziomie języka.
W rytm opowieści o zakochanych wpleciona zostaje oparta na faktach historia mężczyzny (Roman Słonina), który decyduje się na skorzystanie z usług sex-workerki (Helena Urbańska) świadczonych na terenie Brukseli. Ponownie twórcy rzucają światło na temat asystencji seksualnej, która w Polsce jest usługą nielegalną, funkcjonującą jednak z powodzeniem w krajach zachodnich. Intymne spotkanie z kobietą w zacisznym, hotelowym pokoju, ukazane krok po kroku, bez zbędnego pośpiechu, rozbija nasze wyobrażenia o tym, jak mogłoby wyglądać. To nie prostytucja, ale rodzaj wzajemnej i dobrowolnej opieki i oswajania chorego ciała, które wymaga delikatności, cierpliwości i wrażliwości.
Ciała osób z niepełnosprawnością wołają i apelują: „Kochajcie nas, patrzcie na nas, postarajcie się nas zrozumieć, przyjrzyjcie się naszym potrzebom, dajcie przestrzeń i dystans. Dostrzeżcie naszą seksualność i pasję życia”. Sobczyk i Skrzywanek budują swój własny ateński (szczeciński!) las od podstaw. Wyrywają stare korzenie, tworząc nowe. Zakorzeniają w nim dobro, empatię i zrozumienie. Wypełniają go zgodą, ciekawością i otwartością. Budują bezpieczne granice – odrzucają wszelkie ograniczenia. Tworzą własny kodeks miłości, w którym prawo do niej ma każdy – niezależnie od stanu zdrowia, płci, orientacji seksualnej czy wyznania.
Sny, snute podczas prób i spektaklu przez zaproszonych artystów-performerów, są ciekawsze niż te stworzone w sztuce Szekspira. Ich fundamentem jest autentyczność i prostota, naturalność i spontaniczność. Wydają się oczywiste, a jednak nie są w pełni akceptowane i respektowane. „Sen nocy letniej” opowiada o ludziach niewidocznych. Niewidocznych nie za sprawą magicznej różdżki Prospera czy czarów Puka, ale z powodu ludzkiej obojętności i egoizmu. Są „pomiędzy nami”. Błyskotliwi i inteligentni, dowcipni i weseli, racjonalni i godni zaufania. Choć mogą na rzeczywistość patrzeć z nieco innej perspektywy, żądają tego, czego pragnie każdy człowiek: wolności i szacunku, dobrze płatnej pracy, ślubu, partnera, swobody, edukacji, zabawy, seksu. Nad ateńskim lasem unosi się krzyk wykluczonych – donośny i wyraźny, dojrzały i w pełni świadomy. Niech niesie się w świat i niech go usłyszą urzędnicy i politycy, pracodawcy i dyrektorzy, prawnicy i lekarze, opiekunowie, rodziny i znajomi. Każdy kto ma realny wpływ na poprawę jakości ich życia.