Teatr na XIX Ogólnopolskim Festiwalu Sztuki Reżyserskiej "Interpretacje" w Katowicach nie podnosi poziomu empatii, nawiązując do skądinąd świetnej kampanii społecznej o wpływie sztuk na codzienne życie. Wzmaga za to poczucie niezrozumienia dla wyboru konkursowych propozycji i mistrzowskich spektakli, dla dyrekcji, organizacji, jak i - poniekąd - werdyktu. Potęguje także tęsknotę za wielkimi przedstawieniami, będącymi popisem reżyserskiej maestrii i prawdziwym świętem teatru - pisze Sławomir Szczurek z Nowej Siły Krytycznej.
Zniesienie ideowego szyldu konkursu (w ostatnich latach program organizowały tematy: "Wolność", "Tożsamość" i "Przemoc. Stop") i zmiana kryterium zapraszania do udziału (o Laur Konrada ubiegać się mogą reżyserzy, od debiutu których nie minęło więcej niż dziesięć lat) odbijać się będą widzom czkawką przez długie miesiące, jak i nie lata. "Interpretacje" ograbione zostały nie tylko z częstotliwości (odbywały się co roku, a nie jak teraz co dwa lata), ale i intensywności, z największych nazwisk w konkursie, wybitnych spektakli mistrzowskich i dobrego gospodarza (od tego roku jest to Ingmar Villqist). Takie oczekiwania winien spełniać dyrektor tygodniowego festiwalu, który niejako otrzymuje klucze do miasta na ten czas. Powinien czuć odpowiedzialność a nie tylko dzierżyć je w dłoni. Takim gospodarzem bez wątpienia była Katarzyna Janowska, obecna wszędzie, przemawiająca ze sceny a nie w holu bądź wysyłająca kogoś odpowiedniego, by robił to