- Czasami trzeba o człowieka bardzo walczyć, bo materiał trudny, bo ciśnienie za niskie, bo ktoś przyszedł do teatru z przymusu, a nie z własnej woli etc. Zdarzają się takie spektakle, po których czuję, że tę walkę przegrałam, ale następnego dnia mam nową szansę, i w tym jest zawarta ogromnie mobilizująca i magiczna siła teatru - mówi MATYLDA PODFILIPSKA, aktorka Teatru im. Horzycy w Toruniu.
Z Matyldą Podfilipską [na zdjęciu], aktorką Teatru im. Wilama Horzycy, rozmawia Wiesław Kowalski: Wiesław Kowalski: Rzadko która aktorka po zaledwie pięciu sezonach spędzonych w teatrze może pochwalić się tak bogatą galerią scenicznych postaci, od Charlotte Corday po Ofelię, od Soni z Dostojewskiego po Heloizę Brentona, od Marii z Büchnera po Felice z "Pułapki" Różewicza. Kiedy zatem znajduje Pani czas na zatrzymanie i odpoczynek, który podobno jest Pani tak potrzebny? Matylda Podfilipska: Znalezienie wolnego czasu staje się w moim życiu coraz trudniejsze. Przyznaję, że sporo ostatnio pracuję, ale wcale nie traktuję tego jako powodu do narzekań. W tej chwili otrzymuję rzeczywiście wiele propozycji, które dają mi szansę rozwoju moich warsztatowych umiejętności i zdobywania kolejnych zawodowych doświadczeń. Zdaję sobie sprawę, że nie zawsze będę miała możliwość pracy nad trzema czy czterema rolami w jednym sezonie teatralnym. Dlatego ż