W teatrze długo pamięta się powietrze - nieuchwytność opowieści. Tak było i będzie. I to też jest jasnością minionego roku teatralnego - roku Samuela Becketta. Beckettowski festiwal w Łaźni Nowej Bartosza Szydłowskiego i Beckettowski festiwal Józefa Opalskiego - Dedykacje. Ale też jest, wciąż tkwi w świecie dzisiejszy Stary Teatr. Ansambl kręcenia szczękami pełnymi uzębienia tępego. Co z tego wypadło? To, co musiało. Mroczna papka roku - pisze Paweł Głowacki w Dzienniku Polskim.
Przy wigilijnej rybie znalazłem słowo powietrze. W piątek odnotowałem to. Opisałem, jak nad karpiem sumowałem teatralny rok, jak lękałem się finalnego zestawienia jasności i mroku, i jak w świeżym wydaniu dramatów Tadeusza Różewicza nagle odkryłem te oto zdania, co im za tydzień stuknie czwarty krzyżyk. "To, co się dzieje w dramatach Czechowa, jest rzeczą drugorzędną, nie "intrygi", "rozwiązania", ale "powietrze" tych dramatów pamięta się zawsze, czuje się zmysłami ich atmosferę, pustkę między zdarzeniami, milczenie między słowami, oczekiwanie. Bezruch, a nie ruch jest tam istotą sztuki". Powietrze. Nie kroje szat, gatunki fryzur, mody na meble. Nie węszenie, kto komu życie zmarnował bądź ocalił. Nie recytowanie bolączek społecznych i nie dekretowanie ocalających leków. W teatrze długo pamięta się powietrze - nieuchwytność opowieści. Nie kawę waloną na ławę, a metaforę - szyfr muskający zmysły wszystkie. Czy kiedyś było i