Zaiste, trudno być prorokiem między swymi. Oto w repertuarze chorzowskiego Teatru Rozrywki znalazłem sztukę "Pan baron przychodzi boso i płaci guzikiem", zakupioną - jak mniemam - w ramach aktywności impresaryjnej. Teatr reklamuje dzieło jako "pierwsze przedstawienie o wielkim romantycznym poecie, Josephie von Eichendorff" (gramatyka oryginalna - przyp. MS). Ha, ha, ha ! Od bez mała 20 lat żyły sobie wypruwam, aby na naszym zapyziałym podwórku spopularyzować postać Eichendorffa - pisze Michał Smolorz w Gazecie Wyborczej - Katowice.
Mój Boże, "pierwsze przedstawienie o wielkim romantycznym poecie"... Ha, ha, ha ! Od bez mała 20 lat żyły sobie wypruwam, aby na naszym zapyziałym podwórku spopularyzować postać Eichendorffa, wielkiego mistrza spod Raciborza, geniusza europejskiego romantyzmu. Sam zamówiłem u ks. prof. Jerzego Szymika mistrzowskie przekłady jego poezji, tony papieru poszły na historyczne eseje popularyzatorskie. W latach 1997-1999 obwoziłem po Śląsku spektakl "Pan na Łubowicach" w reżyserii Wojciecha Sarnowicza, z udziałem naszych popularnych aktorów: Krzysztofa Respondka, Dariusza Niebudka czy Artura Święsa. Na 25 spektaklach obejrzało go prawie 8.000 widzów. Oczywiście wszystko odbywało się przy całkowitym désintéressement ze strony urzędowej kultury. Koteria osławionego Ginkolandu (czyli kierowanego przez Łucję Ginko wojewódzkiego wydziału kultury) nie dała na to ani grosza, etatowe teatry sztukę odesłały precz, co najwyżej oferując wynajem sceny na komercyj