Problem w tym, że reżyser nazbyt lekko rozprawia się ze współczesnością i nie oferuje w istocie żadnej alternatywnej wizji - o spektaklu "Mewa" w reż. Gabriela Gietzky'ego w Teatrze Śląskim w Katowicach pisze Michał Centkowski z Nowej Siły Krytycznej.
Gabriel Gietzky zrealizował w Teatrze Śląskim spektakl na podstawie jednego z najważniejszych tekstów Antoniego Czechowa. "Mewę" reżyser od początku jasno próbował sytuować w przestrzeni dyskursu metateatralnego, w zamyśle miała stanowić polemikę z różnymi wizjami teatru. Uwagę zwraca scenografia. Składa się niejako z dwóch planów: małej widowni - z kilku teatralnych krzeseł oraz usytuowanej w głębi niewielkiej sceny. Obserwujemy, jak bohaterowie - starzy wyjadacze: przebrzmiała gwiazda Irina, niedofinansowany inteligent Miedwiedienko, podstarzały amant doktor Dorn - przyglądają się z zmaganiom z teatrem pokolenia młodych. Jest w ich spojrzeniach, w ich pozach, pewności siebie coś irytującego, coś sztucznego i odpychającego. Patrzą z nieskrywaną pogardą na młodego Konstantego, Ninę Zarieczną czy Maszę, którzy odgrywają swój "poszukujący", ambitny, awangardowy teatr, którzy odgrywają swoje współczesne życie. I co mówi nam o tej wsp�