Słowo "narodowy" w Polsce - bo gdzie indziej nie - jest dziś spośród wszystkich innych słów tym najbardziej znienawidzonym, niepożądanym, niechcianym, "opluwanym", ośmieszanym, pogardzanym, z celowo przypisywanymi mu fałszywymi kontekstami znaczeniowymi, na przykład: szowinizmem, a przez jeszcze "gorliwszych" - nazizmem - pisze Temida Stankiewicz-Podhorecka w Naszym Dzienniku.
Oczywiście nie przez wszystkich tak traktowany jest ten przymiotnik. Tak naprawdę przez mniejszość. Ale właśnie ta mniejszość ma możliwość wpływania na opinię publiczną poprzez media, działalność dziennikarską, kulturalną, artystyczną, a nawet naukową. Owa mniejszość jest tak szalenie eksponowana, tak hałaśliwa i tak wiele może zdziałać, że wbrew zdrowemu rozsądkowi i logicznemu porządkowi rzeczy stała się większością. I próbuje nas "zatupać", zakrzyczeć, postraszyć trybunałami (nie)sprawiedliwości. A już Instytut Pamięci Narodowej to według owej mniejszości-większości powinno się jak najprędzej puścić z dymem. W nazwie wszak ma przymiotnik "narodowy", a do tego jeszcze "pamięć". Niedawno w pewnej komercyjnej stacji telewizyjnej, na kanale Religia.tv (ale tylko z nazwy, bo miast ubogacać, rozwijać duchowo, oddala ludzi od Kościoła), w osłupienie wprawił mnie dziennikarz kreujący się na showmana. Otóż ów dziennikarz-sh