Jedną z cech naszego życia publicznego, a właściwie należałoby powiedzieć „życia medialnego", jest zjawisko przenoszenia kompetencji. Najkrócej rzecz ujmując, polega ono na założeniu, że jeśli jestem kompetentny w dziedzinie A, to automatycznie mam prawo wypowiadać się w dziedzinie B. Mało tego, mogę to robić publicznie, z emfazą i pewnością siebie, wierząc w to, że np. mój sukces kulinarny w pełni upoważnia mnie do doradzania i komentowania, a nade wszystko do oceniania czyichś dokonań np. w dekarstwie czy teologii. Pisze Aleksander Nalaskowski w tygodniku Sieci.
I tak swego czasu bohaterski Janek z „Czterech pancernych" uznał, że ma prawo pouczać nas o praworządności. Nijak nie umiem skleić tych kilku lat spędzonych przez aktora w czołgu z jego tupetem do oceniania innych, którzy nawet czołgu na oczy nie widzieli, bo w tym czasie zgłębiali historię albo prawo, albo nauki medyczne. I nie jest to problem owego aktora, ale problem jego odbiorców, bo to oni budują w sobie przekonanie, że skoro aktor miał Szarika, to na pewno wie, jak ocenić Polaków.