- Oglądamy często byle co, zrobione byle jak. Nikt nie ma odwagi dotknąć rzeczy wielkich. A jestem przekonana, że ludzie tęsknią za czymś innym, lepszym - o radości pracy w radiu, o Hamlecie, królowej Elżbiecie oraz o uczuleniu na poezję Teresa Budzisz-Krzyżanowska rozmawia z Janem Bończą-Szabłowskim.
Jan Bończa-Szabłowski: Czego oczekuje pani od dzisiejszego teatru? Teresa Budzisz-Krzyżanowska: Tego co zawsze - olśnienia. Spotkać prawdziwych ludzi, zyskać "dowód na istnienie drugiego" i prawdy o świecie, jaki jest, a jeszcze lepiej - jaki mógłby być. Takiego, o jaki walczyła przed laty grana przez panią szalona Julka ze spektaklu, a potem serialu Andrzeja Wajdy "Z biegiem lat, z biegiem dni"? Dziś powiedzielibyśmy niepoprawna idealistka... - Raczej buntowniczka. Miała w sobie niezgodę na otaczającą rzeczywistość, twórczą pasję i chciała wolności za wszelką cenę, ale nie była w stanie tej ceny zapłacić, "bo miewamy często piękne sny, ale potem się budzimy i...". Tak jak w piosence Młynarskiego. Dość wcześnie rozpoczęła pani swą przygodę z radiem. - Do radia zaprosiła mnie pani Roma Bobrowska w Krakowie. Nie mieliśmy wtedy w szkole teatralnej zajęć z pracy z mikrofonem. Pani Roma dawała nam szansę sprawdzenia się, a był