„(M)OTHERS” w reż. i chor. Agaty Życzkowskiej, w wykonaniu kolektywu HOTELOKO movement makers w ramach IV U:NEW Dance Wave Festival w Warszawie. Pisze Julia Hoczyk.
„Tęskniliście? To specjalnie dla Was zaczynamy show” – tak mogłaby zacząć ten wieczór Agata Życzkowska, spiritus movens kolektywu HOTELOKO movement makers, który po roku od poprzedniej grupowej premiery (Solarpunk) zaproponował widzom nowy spektakl. Jest w nim wszystko to, co odbiorcy zaznajomieni już ze stylistyką grupy polubili najbardziej – eklektyczna mieszanka tańca, teatru, performansu i filmu, czerpanie pełnymi garściami z kultury popularnej, mieszanie prywatnego z publicznym, doprawione kampową nutą. (M)others bardzo szybko wciągają w swój przegięty, a jednocześnie wzruszający świat.
W ostatnich latach problematyka opiekuńczości coraz częściej pojawia się w obszarze tańca i choreografii. Bywa łączona z zagadnieniem kobiecej cielesności, niezgody na jej ujarzmianie zgodnie z generowanymi przez patriarchat politykami ciała, ale też z odkrywaniem potencjału różnych form macierzyństwa (nie tylko kobiecego oraz nie tylko w relacji rodzic – dziecko) i spektrum kulturowo-intymnych znaczeń. Serię spektakli zatytułowaną Private Pieces, związanych z tymi zagadnieniami, zrealizowała Renata Piotrowska-Auffret, z których najważniejsze to Wycieka ze mnie samo złoto, gdzie intymne wyznania dotyczącej własnej drogi do bycia matką splotła z wymiarem społecznych oczekiwań i biopolityki dotyczącej kobiecej cielesności, oraz Uteri Migrantes, rozwijający i szerzej naświetlający ostatni z wymienionych wątków. Tematykę macierzyństwa poruszyła również w swojej pracy niedawno Anna Wańtuch, m.in. w work in progress zatytułowanym przewrotnie Mater matters. Ukazuje w nim uwikłanie w materialność, nadmiar i poczucie przytłoczenia, zastanawia się nad tym, co dziś znaczy być artystką freelancerką
i matką. Wańtuch pokazała swój minispektakl podczas wydarzenia Matki tańczą! Międzynarodowego Forum Badawczego „Osoby rodzicielskie w choreografii”, które odbyło się we wrześniu w Warszawie z inicjatywy Renaty Piotrowskiej-Auffret.
Spojrzenie na relacje matczyno-synowskie w squeerowanej wersji zaproponował z kolei kilka lat temu Wojciech Grudziński w Dance Mom, w którym wystąpił ze swoją mamą. Dlatego powrót podobnej perspektywy w (M)others, tym razem już bez Grudzińskiego, dawnego współpracownika kolektywu HOTELOKO, ale z Maciejem Feligą i Mirkiem Woźniakiem, także nieheteronormatywnymi artystami, nie jest przypadkowy. Sama Życzkowska zrealizowała w swojej pracy już kilka spektakli, w których pojawiały się wątki macierzyństwa, jak frau / mujer / femme, zrealizowany wspólnie z Magdaleną Przybysz (istotny był tu temat praw kobiet, a na nagraniach zobaczyliśmy zarówno córkę, jak i matkę pierwszej z artystek). Szersze spojrzenie na kobiecość pojawiło się także we frau blush przygotowanym wspólnie z Grudzińskim. Jak zatem widać na przykładzie tego krótkiego i z pewnością niekompletnego przeglądu, tematy związane z macierzyństwem, relacjami międzypokoleniowymi i społeczno-kulturowymi determinantami kobiecości pojawiają się w polskim tańcu od lat, także w działalności HOTELOKO movement makers w ciągu minionej dekady.
Agata Życzkowska wspólnie ze swoją córką, Kariną Szutko, która jakiś czas temu zasiliła szeregi kolektywu HOTELOKO movement makers, zrealizowała w ubiegłym roku duet LUXA. Można go wpisać w zarysowane tu pole performatywnego namysłu nad obecną sytuacją kobiet (nie tylko) w Polsce i ich wzajemnymi relacjami. Relacje te nie są tu jeszcze tematyzowane wprost jako związane z macierzyństwem. Jednak przygotowanie spektaklu wspólnie z córką, w kontekście przywołanej walki o prawa kobiet, otwiera perspektywę przyszłości, którą matki i babki częściowo kształtują dla kolejnych pokoleń. LUXĘ, będącą w pełni odrębnym dziełem, można też potraktować jako prolog do (M)others. Już w tytule najnowszej premiery HOTELOKO movement makers artyści sygnalizują nam, że chodzi o coś więcej – sojusz z matkami zadzierzgają tu barwne, wyróżniające się postacie – zaznaczeni również w tytule spektaklu „inni”.
Za którą matką chcesz podążać?
Przetworzony cytat z czołówki filmowej słynnej wytwórni Paramount Pictures, w połączeniu z widokiem plaży niczym z folderu turystycznego i wizerunkiem Gombrowicza, który, jak słyszymy, zaprasza na spektakl, podrzucają nam większość tropów. Jesteśmy w teatrze, w bezpiecznej przestrzeni przenikania się wielu porządków, przymierzania masek i tożsamości, gdzie prywatność zawsze zostaje wzięta w nawias, podobnie jak wszystko, co się wydarza. To przewrotny zabieg twórców przedstawienia, balansującego na granicy kreacji i autentyczności, wypełnionego konfesyjnymi, poetyckimi zwierzeniami (tekst to mocna strona tej propozycji), które umiejętnie poruszają emocje widzów. Na razie jednak mamy wybrać, za którą matką chcemy podążać – Matką Ziemią, Warszawą, Queer Mother czy też Smoczą Matką. Procesowi wyboru towarzyszy klip wideo z fragmentami filmów, wizualizacji, gier komputerowych itp., które migają jak w szaleńczym kalejdoskopie. Nie ma jednak zbyt wiele czasu na refleksję – dynamiczne tempo prezentacji i pierwsza scena z udziałem artystów od razu wciągają nas w sceniczne dzianie się, a właściwie – w jazdę bez trzymanki. Choć nie wszystkim matkom, które możemy wybrać, poświęcone zostaje w spektaklu tyle samo uwagi (jak na przykład Matce Ziemi, ledwie zarysowanej w jednym z nagrań, czy opowieści Agaty o marzeniu związanym z posiadaniem ogrodu, zainspirowanym tym, który stworzyła jej mama), nie odczuwa się tego podczas oglądania. Fragmentaryczność i skokowość od lat charakteryzują przecież spektakle kolektywu.
Na scenie widzimy cztery postacie – czwórkę tancerzy aktorów (nie sposób oddzielić od siebie tych poziomów tożsamości) w dynamicznym tańcu złożonym z powtarzalnych gestów i przegiętych ruchów zaczerpniętych z piosenek i teledysków Madonny (kolejny matczyno-kontrowersyjny motyw) i voguingu, przede wszystkim z Vogue – Strike-A-Pose Dub; w makijażu, barwnych, błyszczących kostiumach, z mieniącymi się cekinami, znakiem charakterystycznym Agaty Życzkowskiej. Na scenie poza nią występują Karina Szutko, Maciej Feliga i Mirek Woźniak. Choreografka i performerka, jakby w ślad za obrazoburczą Madonną z lat 80. XX wieku, przywołuje postać tej katolickiej ikony, w promienistym wieńcu z wieszaków (to wyraziste do protestów w ramach Strajku Kobiet), z mieniącą się płachtą niczym szatą. W budowaniu tego wizerunku wspiera ją Szutko. Od tej chwili spektakl będzie rozdzielał się na dwie linie tematyczno-skojarzeniowe – matrylinearnego przekazu i kobiecych opowieści oraz squeerowaną relację nieheteronormatywnych synów i ich matek, transponowaną w poszukiwanie bezpiecznej przestrzeni bezwarunkowej akceptacji także poza nią. Ten podział jest jednak umowny, poszczególne wątki przenikają się ze sobą i przeplatają, narracje i postaci performerów raz po raz spotykają się w tych samych scenach, zahaczają o siebie, przejmują motywy… Z tego zmieszania wyłania się barwna (dosłownie i w przenośni) mozaika celebrująca relacyjność, troskę, różnorodność i otwartość.
Hybrydyczna matka morfująca
Smocza matka, nieustannie morfująca między różnymi formami i stworzeniami (jak słyszymy z offu), przybiera tu postać młodej kobiety, mającej przed sobą pełnię możliwości i wyborów. To nie przypadek. Międzypokoleniowy wymiar jest w spektaklu bardzo ważny, dlatego opiekuńcza rola ma w nim charakter rotacyjny. Młode pokolenie może i wyróżnia większa doza życiowej odwagi, ale wciąż potrzebuje ono wsparcia, upewnienia w tym, co robi, a czasem zwyczajnie odpoczynku czy utulenia. To ostatnie staje się centralnym punktem niezwykle wzruszającej sceny, w której jedną z postaci, a jednocześnie wykonawcę, Mirka Woźniaka, obejmują zaproszeni na scenę widzowie. Ich interaktywny udział jest dobrowolny, ale zadziwiająco liczny. To także znak rozpoznawczy kolektywu HOTELOKO movement makers – otwieranie spektakli w taki sposób, aby publiczność od początku czuła się ich integralną częścią, chciała je współtworzyć bez poczucia skrępowania. Pod takie współdziałanie przygotowuje jednak grunt inna scena, podczas której możemy zdecydować, czy wyprawimy dla Mirka wieczór panieński, czy kawalerski. W końcu dochodzi do ich połączenia, binarne podziały zdają się tracić tu sens, a bohater tancerz wreszcie może zatańczyć swój wymarzony wolny taniec z chłopakiem (Maciej Feliga). W ich kostiumach pojawiają się mocne akcenty kolorystyczne (czerwień, róż) i stroje tradycyjnie przypisywane kobietom (sukienka). Wspólnie kreują też fragment animalistyczny, w którym wcielają się w czujne, przyczajone zwierzęta, wsłuchane w dźwięki z pozoru sielskiego wieczoru z dala od wielkiego miasta. Męsko-męska bliskość, często desygnowana poprzez zwierzęcość, spotworniała w społecznych wyobrażeniach, zostaje w ten sposób rozbrojona, a argumenty w performatywny sposób przechwycone, na wzór angielskiego pojęcia queer. Za chwilę w lirycznym wyznaniu, któremu towarzyszy taniec Mirka, usłyszymy, jak Maciej opowiada swoją historię geja ze wsi, któremu dopiero druga matka, Warszawa, dała możliwość prowadzenia życia, na jakie zasługuje – bez oceniania, bez poczucia winy i niższości. Z szansą na wejście w nieheterogeniczny tłum ich i onych, wspólnie z którym w codzienności i na scenie (czasem nierozerwalnie splątanych, jak w spektaklu) może być sobą, w całej swojej niejednoznaczności i w zróżnicowaniu.
Wszystko o mojej matce
Kolejną warstwę spektaklu tworzą opowieści performerów o ich własnych matkach. Mirek dzieli się stworzoną przez siebie dla nieżyjącej już mamy piosenką (podczas jej słuchania trudno nie mieć dreszczy: „Tęsknota jest moim napędem”), ale też filmem, na którym widzimy ją krzątającą się m.in. w kuchni podczas przygotowywania owocowych knedli. Agata udostępnia nagranie, podczas którego jej matka zdradza domowy przepis na kiszone ogórki, a w tym samym czasie artystka na scenie wraz z Kariną przekazują sobie ogórka z ust do ust, niczym w tajemniczo-humorystycznym, macierzyńskim (a nawet – matrylinearnym, bo trzypokoleniowym) akcie transmisji mocy.
Jedzenie jako źródło troski
Artyści w solach i duetach dopełniają wzajemnie swoje sceny jako łącznicy, dzięki czemu mimo eklektyczności i stylistycznego, twórczego bałaganu, ma się wrażenie spójności. Niekiedy w podobnym charakterze między fragmentami utrzymanymi w nieco poważniejszym tonie pojawiają się swoiste interludia, komiczne scenki taneczne, zapewniające fluktuacyjną energię wieczoru. Dlatego beza lub szarlotka, na które może głosować publiczność, przeradzają się w sceniczne rekwizyty, elementy scenografii, a widzowie po raz kolejny mogą dołączyć do spektaklu. Opieka, szczególnie ta związana z macierzyństwem, w większości kultur łączy się także z aspektem kulinarnym. Gotowanie dla kogoś lub/i karmienie go staje się wyrazem głębokiej troski, a często również miłości. Miewa też charakter erotyczny, bywa wstępem do cielesnych eksploracji, co w humorystyczny sposób zaznacza jeden z bohaterów spektaklu, zapraszając jedną z widzek do środka swojej bezy namiotu i prowadząc dwuznaczny monolog. Dzielenie się przepisami, również w spektaklu (kolejna jest szarlotka), to sposób na budowanie więzi, opatrzenie opiekuńczą sygnaturą życia bliskiej osoby. Często te „sekretne” receptury przekazują intencje i emocje, które trudno wyrazić w inny sposób.
Rytuały bliskości
Gdy podczas kulinarnej aktywności sami przywołujemy przepisy naszych bliskich, niezależnie od tego, czy są jeszcze wśród nas, czy już ich brak, odnawiamy tę łączność, celebrujemy więzi. To sposób na przechowanie i utrwalanie pamięci – precyzja instrukcji wykonania, zgodnie z antropologiczną wykładnią, może ożywić nie tylko smaki i zapachy, ale i relację, której towarzyszyły, uruchomić pamięć ciała i emocji. Tym również dzielą się z nami twórcy M(others). Świecznik w kształcie litery „M”, choć dosłowny, wydaje się tu dzięki temu jak najbardziej na miejscu. Gdy Agata i Karina siadają przy nim na ziemi, mamy wrażenie niemal fizycznego połączenia, ewokowana energia jest potężna. W uzyskaniu, a niekiedy wskrzeszeniu tej mocy pomaga ścieżka dźwiękowa kreująca afektywny kolaż, pejzaż kulturowo-intymnej pamięci i podobnych skojarzeń. Ikoniczne ballady Gun’s’Roses (This I Love), Sinéad O’Connor (Nothing Compares 2U), przeboje Queen (Bohemian Rhapsody) i Gotye (Somebody That I Used to Know) prowadzą nas przez spektrum emocji – wzruszenia, radości, smutku, tęsknoty, nostalgii… Mogą mieć charakter terapeutyczny. Rozbrzmiewają w całym spektaklu, podobnie jak wyznania wszystkich wykonawców dotyczące ich relacji z matkami, a w przypadku Agaty – także z córką. Tym większe jest nasze poruszenie, kiedy widzimy je na scenie razem, w działaniu.
To dzięki Tobie, mamo
Pod koniec spektaklu słyszymy chóralną litanię podziękowań zaczynającą się od słów „To dzięki Tobie, mamo…” („kocham wodę” / „słucham Queenów” / „robię to, co lubię” / „akceptuję różnorodność wśród ludzi” / „planuję w przyszłości mieć ogród z truskawkami i rukolą” etc.). Finał (M)others wieńczy scena, która wraz z początkiem przedstawienia tworzy klamrę. Powracają znane już kostiumy i choreografia grupowa, towarzyszy jej jednak piosenka Queen I Was Born to Love You, zyskująca tu nowy, odświeżający wymiar.
***
Bliskość, czułość, dzielenie się, celebrowanie pamięci – to wszystko artyści czynią nie tylko przed widzami jako świadkami, ale też zapraszając ich do aktywnego współdziałania i obejmując opiekuńczym parasolem. Z wprawą dozują wzruszenie i humor, znakomicie się przy tym dopełniając: Życzkowska jest nietuzinkową performerką i aktorką, z dystansem do siebie i zdolnością do rozgrywania komizmu sytuacyjnego; Karina Szutko – młodą, entuzjastyczną artystką, z osiągnięciami w turniejowym tańcu towarzyskim; Mirek Woźniak to sceniczny wyjadacz, aktor, tancerz, piosenkarz i artysta musicalowy; Maciej Feliga – młody, odważny tancerz z doświadczeniem w tańcu nowoczesnym i współczesnym. Razem tworzą mieszankę wybuchową (trawestując – każdy inny, wszyscy świetni) o różnym zapleczu profesjonalnym, odmiennej morfologii (od mocnej w budowie i performersko Agaty oraz wyrzeźbionego i perfekcyjnego aktorsko i ruchowo Mirka, do elastycznego, szczupłego i tylko z pozoru wątłego Macieja oraz ruchliwej niczym ryba w wodzie, zdolnej zatańczyć chyba wszystko Kariny) i upodobaniach. Potrafią się jednak spotkać gdzieś w połowie drogi i wspólnie pracować, ale też bawić się czy wzruszać, także na scenie. Tworzą nie tylko oczywiste konstelacje spójne pod względem wieku czy płci, ale kreują również niespodziewane, zaskakujące połączenia i relacje zupełnie w poprzek nich. Choć nie do wszystkich widzów ten eklektyzm przemówi, zdecydowana większość daje się HOTELOKO movement makers uwieść, także w (M)others. To, co jedni uznają, być może, za sceniczną niekoherencję, jest dokładnie tym, czym zespół wyróżnia się na polskiej scenie niezależnego performansu, teatru i tańca. I niech tak pozostanie.
***
„(M)OTHERS”
Kolektyw HOTELOKO movement makers
Reżyseria, dramaturgia, choreografia: Agata Życzkowska
Współpraca choreograficzna: Mirek Woźniak, Karina Szutko, Maciej Feliga
Scenografia, kostiumy, opracowanie muzyczne: Agata Życzkowska
Projekcje wideo: Agata Życzkowska, Karina Szutko
Wykonanie: Agata Życzkowska, Mirek Woźniak, Karina Szutko, Maciej Feliga
Produkcja: Fundacja Rozwoju Teatru 'NOWA FALA'
Partnerzy: Centrum Promocji Kultury Praga-Południe, Ośrodek Kultury Ochoty OKO, Instytut Teatralny im. Z. Raszewskiego, CO.DA.S.I.
Premiera 27.09.2024 w ramach IV U:NEW Dance Wave Festival w Warszawie
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury w ramach programu „Taniec”, realizowanego przez Narodowy Instytut Muzyki i Tańca.