„Wstyd” Marka Modzelewskiego w rez. Błażeja Peszka w Teatrze Im. Kochanowskiego w Radomiu. Pisze Rafał Turowski na stronie rafalturow@ski
Mamy oto kuchnię na zapleczu domu weselnego i rodziców chłopaka, który właśnie zwiał sprzed ołtarza, po chwili dołączą do nich (ze skądinąd słusznymi pretensjami) rodzice niedoszłej panny młodej. Cóż takiego się wydarzyło? Dogadają się czy - będzie wojna? Wreszcie - kto i czego powinien się wstydzić?
Modzelewski jest jak Czechow (zasłyszane, ale trafne) - inne niż realistyczne wystawienie jego tekstu jest po prostu nieporozumieniem. I niestety w Radomiu doszło do pewnego bolesnego nieporozumienia i to od samego początku, będącego zabawą formalną, zupełnie tu nie pasującą, psującą za to spektakl, otóż z w nieskończoność przeciąganego rytuału zapalania papierosów nie wynikało literalnie nic. Rozumiem intencje - jak człowiek zdenerwowany, to musi sobie zapalić. Dlaczego jednak nie zapalili „po prostu”? To, że bohaterowie są wyprowadzeni z równowagi dowiedzielibyśmy się od razu, gdyby pojawił się tekst. Tymczasem siedzą i palą…
A kiedy już się odezwą… Cóż, uprzedzam, że spektakl jest bardzo wulgarny, kurwamacie (ciekawe, ile pochodzi od autora, a ile pojawiło się w ramach scenicznej improwizacji) brzmiały po prostu źle, nic nie wnosiły do mocnego i bez nich tekstu, przykro tylko było patrzeć jak widownia reaguje entuzjazmem i oklaskami na coraz to wulgarniejsze popisy bohaterów, nie muszę chyba dodawać, że ta ulica jest ślepa. Mamy wreszcie – i to mój największy ból - przerysowanych bohaterów. Po co? Autor wyposażył je przecież wystarczająco, a nawet z pewnym zapasem, Małgorzata jest przecież fantastyczną teatralnie figurą pt. zimna suka (excusez le mot), gdy tymczasem tutaj kilkukrotnie jej puszczają nerwy, i niepotrzebnie i niewiarygodnie, bo wiemy że jej siłą są inteligencja (pomijając może reakcję na przeklęcie), złośliwość, jędzowatość i – mimo wszystko - jakieś obycie, nie zaś wrzask i pięści. Owszem, jest ten jeden moment, gdy i one idą w ruch, ale w tej scenie zabrzmiała nuta trochę fałszywa, proszę się uważnie przyjrzeć i posłuchać.
Dobra natomiast - zdaje się, że jakoś zbliżona do intencji autora - rola to Andrzej Jarosława Rabendy, jego stoicki spokój jest w sumie w tej opowieści najbardziej zabawny. Wreszcie - trudno uwierzyć w znakomitą formę bohaterów po niewiarygodnej ilości alkoholu, jaki w siebie wlewają, po tylu wódkach mieli prawo trzymać się na nogach najwyżej pół godziny.
Wyszło niestety wulgarnie, pod każdym właściwie względem, niezupełnie o tym jest ten tekst.
WSTYD
Marek Modzelewski
reż. Błażej Peszek
premiera 27 listopada 2021