EN

7.12.2022, 12:16 Wersja do druku

Ludzie kultury wspominają Jana Nowickiego

O śmierci Jana Nowickiego, jednego z najpopularniejszych polskich aktorów, tytułowy Wielkiego Szu w filmie Sylwestra Chęcińskiego, Ketlinga w "Panu Wołodyjowskim", odtwórcy głównej roli w "Magnacie" Filipa Bajona, poinformował w środę Polski Instytut Sztuki Filmowej. Artysta miał 83 lata. Znany aktor teatralny, filmowy i telewizyjny oraz reżyser, pisarz i poeta zagrał niemal 200 ról. W latach 1964-2005 był związany ze Starym Teatrem im. H. Modrzejewskiej w Krakowie.

fot. Rafał Guz/PAP

Teresa Budzisz-Krzyżanowska: bardzo go ceniłam, lubiłam i szanowałam

To był wspaniały kolega i bardzo mi żal, że go już nie ma między nami. Bardzo go ceniłam, lubiłam i szanowałam - mówi PAP aktorka teatralna i filmowa Teresa Budzisz-Krzyżanowska, która współpracowała z Janem Nowickim m.in. w Starym Teatrze im. H. Modrzejewskiej w Krakowie.

"Zawsze był taki osobny. Naprawdę dla wielu był autorytetem, chociaż - moim zdaniem - miał bardzo kapryśny charakter. Jednego dnia uwielbiał, drugiego dnia nienawidził" - wspominała Nowickiego ceniona artystka.

Podkreśliła, że "nigdy nie kłamał". "Jeśli coś zmyślił - to na użytek publiczny, bo uważał, że tak po prostu będzie lepiej" - wyjaśniła. "Bardzo mi go żal. Szkoda mi jego i jego rodziny" - powiedziała aktorka, która studiowała z Janem Nowickim na tym samym roku w Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej w Krakowie.

"Był absolutnie najwspanialszym aktorem na świecie. Pamiętam przede wszystkim jego Stawrogina w +Biesach+ Fiodora Dostojewskiego w reżyserii Andrzeja Wajdy. Pamiętam też znakomicie jego Wielkiego Księcia Konstantego, którego zagrał też u Wajdy na scenie Starego Teatru w Krakowie w +Nocy listopadowej+ Stanisława Wyspiańskiego" - powiedziała Teresa Budzisz-Krzyżanowska, która w tym przedstawieniu kreowała postać drugiej żony Wielkiego Księcia Joanny w krakowskim przedstawieniu (1974) oraz w plenerowym spektaklu Teatru Telewizji (1978).

"Wydawało mi się, że czasami ze sobą tak trochę konkurowaliśmy, kto jest lepszy. On chwilami nie pozwalał mi na różne zagrania, bo uważał je za niestosowne" - wspominała aktorka. Dodała, że "najmilej pamięta ich wspólne wyjazdy z audycjami literackimi dla szkół".

"Nie byłam z nim w bardzo bliskich stosunkach, ale zawodowo byliśmy zawsze partnerami" - podkreśliła.

***

Dyrektor Starego Teatru w Krakowie: wyrazisty, niepokorny, symbol pokolenia

Był to aktor bardzo wyrazisty, szalenie niepokorny, był pewnym symbolem pokolenia. Oglądając choćby materiały z "Biesów" Wajdy widać, że to było aktorstwo graniczne, absolutnie nieprzewidywalne, na bardzo wysokich emocjonalnych obrotach - powiedział PAP Waldemar Raźniak, dyrektor Starego Teatru w Krakowie.

"Policzyliśmy - to było 40 lat stałej współpracy z narodową sceną. I wielkie, legendarne role, które przeszły do historii teatru polskiego i nie tylko" - wspomina Jana Nowickiego dyrektor Narodowego Starego Teatru im. Heleny Modrzejewskiej Waldemar Raźniak. Dodał, że aktor "zapisał wspaniałą kartę w historii polskiego teatru", a także iż "był to niezwykle bogaty życiorys - 200 ról, cudowne, wspaniałe twórcze życie".

"Był to aktor bardzo wyrazisty, szalenie niepokorny, był pewnym symbolem pokolenia. Nawet dzisiaj, oglądając choćby materiały z "Biesów" Andrzeja Wajdy można zobaczyć, że to było aktorstwo graniczne, absolutnie nieprzewidywalne, na bardzo wysokich emocjonalnych obrotach. Trudno powiedzieć, czy dzisiaj wśród aktorów polskich można by znaleźć takiego, który by tego typu diapazon osiągał. Tym bardziej jest to duża strata dla nas wszystkich" - zaznaczył dyrektor NST.

Dodał, że była to postać niezwykle ważna dla Starego Teatru, ale również "Stary Teatr był w jego sercu do końca".

"Wspominamy dzisiaj jego wielkie role, jedną z nich, [Stawrogrina] z "Biesów" w reż. Andrzeja Wajdy, pan Nowicki niejako przekazał jednemu z naszych aktorów, który gra w przedstawieniu "Biesy" Pawła Miśkiewicza – Danielowi Namiotce. I okazało się to takim symbolicznym pożegnaniem z naszą sceną" - dodał Raźniak.

Premiera spektaklu w reż. Pawła Miśkiewicza odbyła się w 2021 roku.

Narodowa scena przypomniała także, że od debiutu w "Wariatce z Chaillot" Jeana Girodou w reż. Zygmunta Hübnera stworzył na scenach Starego Teatru kilkadziesiąt kreacji, m.in. Artura w "Tangu" Mrożka – w inscenizacji Jerzego Jarockiego czy Mikołaja Stawrogina w "Biesach", Wielkiego Księcia w "Nocy listopadowej" czy Rogożyna w "Nastazji Filipownej" – wszystkie spektakle w reżyserii Andrzeja Wajdy, tytułową rolę w "Płatonowie" w reż. Filipa Bajona, Tefuana Seraskiera – Bangi w "Tak zwanej ludzkości w obłędzie" w reż. Jerzego Grzegorzewskiego oraz Aleksandra Sieriebriakowa w "Wujaszku Wani" w reż. Rudolfa Zioło.

***

Jacek Bromski: Jan Nowicki był ikoną polskiego kina

Jan Nowicki był ikoną polskiego kina i niezwykle utalentowanym aktorem - powiedział PAP reżyser i szef SFP Jacek Bromski

"Jan Nowicki był ikoną polskiego kina i niezwykle utalentowanym aktorem. Także w życiu towarszyskim był wspaniały, błyskotliwy i niezastąpiony" -

powiedział PAP reżyser i prezes Stowarzyszenia Filmowców Polskich Jacek Bromski, wspominając zmarłego aktora.

***

Dr Barbara Giza: Nowicki był aktorem totalnym

Jan Nowicki należał do pokolenia, dla którego aktorstwo oznaczało szczególnej misji. Praca aktorska miała dla niego ogromnie znaczenie. Miał jednocześnie wielki dystans do siebie, dużą dozę autoironii, kpiny a nawet dezynwoltury - powiedziała PAP filmoznawczyni Filmoteki Narodowej dr hab. Barbara Giza.

"Jan Nowicki należał do pokolenia, dla którego aktorstwo oznaczało pewien rodzaj głęboko pojętej filozofii życiowej i poczucia szczególnej misji. Miał jednocześnie wielki dystans do siebie, dużą dozę autoironii, kpiny a nawet dezynwoltury, z którą mówił o sobie. Jeśli jednak wczytamy się w wywiady i jego wypowiedzi, to widać, że praca aktorska miała dla niego ogromnie znaczenie. +Wolę grać rzeczy bulwersujące, żeby ludzie protestowali i rzucali we mnie pomidorami. Co to za aktor, co się zgadza z samym sobą? Lubię jak mnie nie lubią. Wtedy chce mi się pokazać, że nie mają racji. Kiedy mnie kochają chce mi się spać+ - mówił o sobie w jednym z wywiadów" - powiedziała PAP profesor w Instytucie Nauk o Komunikacji Społecznej i Mediach UMCS w Lublinie i filmoznawczyni Filmoteki Narodowej dr hab. Barbara Giza.

"Prowokował intelektualne, chciał dotknąć najbardziej wrażliwych strun. Był aktorem totalnym. Grał role, w których dotykał istoty zawodu. Postacie grane przez niego miały niezwykłą głębię i wyrazistość. To była intelektualna gra na bardzo wysokim C " - dodała Giza.

***

Ewa Telega o Janie Nowickim: był niezwykle inteligentnym i dowcipnym człowiekiem

Jan Nowicki był wyjątkowo błyskotliwym, inteligentnym i przenikliwym człowiekiem. To była inteligencja na rzadko spotykanym poziomie - powiedziała PAP aktorka Ewa Telega.

Jan Nowicki był jednym z najpopularniejszych polskich aktorów, tytułowy Wielki Szu w filmie Sylwestra Chęcińskiego, Ketling w "Panu Wołodyjowskim", odtwórca głównej roli w "Magnacie" Filipa Bajona. Artysta miał 83 lata.

"Trudno jest mi mówić o Janku jako o aktorze, bo wszyscy wiemy, jakim był wspaniałym aktorem" – zaznaczyła Ewa Telega. "Pamiętam, że miałam trzynaście-czternaście lat, kiedy go pierwszy raz zobaczyłam go w filmie +Sanatorium pod klepsydrą+ Wojciecha Hassa. Miałam wrażenia, że zobaczyłam młodego boga, był tak piękny. Właściwie się w nim kochałam platonicznie przez całą szkołę średnią" – wyznała aktorka.

Ewa Telega poznała Jana Nowickiego, kiedy sama była już aktorką. "Był bardzo bliskim przyjacielem mojego męża, poznaliśmy się w Krakowie" – powiedziała. "Pamiętam, jak pewnego razu Janek powiedział, że jest Marta Meszaros i zrobi dla nas kolację. Tak wtedy poznałam Martę, z którą moja przyjaźń trwała trzydzieści lat" – wspominała Ewa Telega.

Artystka wskazała, że ludzie znają Nowickiego jako aktora, ale – jak podkreśliła - "był to wyjątkowo błyskotliwy, inteligentny i przenikliwy człowiek" . "To była inteligencja na rzadko spotykanym poziomie" - dodała. "Oczywiście była też złośliwość" – zaznaczyła. "Janek był człowiekiem wyjątkowo złośliwym, ale był w tym strasznie dowcipny i wszyscy sobie różne rzeczy o nim opowiadali" - powiedziała. "Był to człowiek niezwykły" - oceniła.

Aktorka zaznaczyła również, że Jan Nowicki wspaniale pisał. "Pisał przenikliwe opowiadania i wiersze. Był arcyciekawym człowiekiem" – powiedziała.

"Dla mnie był on biesiadnikiem. Najbardziej pamiętam go ze spotkań w naszym domu, kiedy siedzieliśmy, jedliśmy, piliśmy" – opowiadała aktorka. "Kiedy byłam w ciąży, to Jan powiedział, że jeżeli będzie dziewczynka, to on chce być ojcem chrzestnym. I został chrzestnym Zosi" - powiedziała artystka.

"Był przy tym wspaniałym chrzestnym. Na czternaste urodziny, zapytał Zosię, co by chciała dostać. Zosia powiedziała, że czerwone szpilki. I poszli razem do Arkadii, aby te szpilki kupić. Kiedy jechali schodami ruchomymi, wszyscy robili mu zdjęcia, on rozdawał autografy, a z Zosia czuła się, że idzie na zakupy z bogiem" - opowiedziała Ewa Telega.

***

Andrzej Bukowiecki o Janie Nowickimi: wspólną cechą jego kreacji aktorskich jest polski duch romantyczny

Nowicki zagrał w ponad 200 rolach filmowych. Gdy je porównamy ze sobą i zestawi, to okaże się, że świadczą o jego ogromnej wszechstronności" - powiedział PAP filmoznawca Andrzej Bukowiecki. Wspólną cechą kreacji aktorskich Nowickiego jest polski duch romantyczny. Dotyczy to nawet roli w +Wielkim Szu+".

"Odszedł Jan Nowicki. Odszedł Wielki Szu. Chyba wszyscy czujemy wielką sympatię do tej wybitnej kreacji, godnej porównań z najlepszymi kreacjami z amerykańskiego kina, ról osób będących na bakier z prawem, a które, mimo to, się uwielbia. Ale ważne jest, abyśmy, Nowickiego zapamiętali nie tylko z tej roli. Miał on ponad 200 ról filmowych. Gdy je porównamy ze sobą i zestawiamy, to okaże się, że świadczą o jego ogromnej wszechstronności. Grał także w teatrze, w spektaklach Andrzeja Wajdy w Krakowie" - powiedział PAP filmoznawca Andrzej Bukowiecki, podkreślając jednocześnie nieprzeciętny profesjonalizm, doskonałe przygotowanie aktora do każdej z ról.

"Zaczynał w latach 60. Z wielką pasją zagrał u Jerzego Skolimowskiego w +Barierze+. O tym się bardzo wiele wtedy mówiło. Bardzo nowocześnie, jak na film historyczny zagrał Ketlinga w +Panu Wołodyjowskim+ Jerzego Hoffmana. Wybitną kreację stworzył w +Sanatorium pod klepsydrą+ Wojciecha Jerzego Hasa. To postać błąkająca się po zaświatach, można powiedzieć, księżycowa. Fantastyczną, niezwykle przejmującą rolę człowieka oczekującego na śmierć zagrał w +Spirali+ Krzysztofa Zanussiego" - wspomina filmoznawca, który przypomniał, że pozostawił po sobie wybitną rolę w "Dzienniku dla moich dzieci" (1984) węgierskiej reżyserki i długoletniej partnerki życiowej Marty Mészáros.

W ostatnich latach Nowicki zagrał m.in. w filmie "Fundacja" w reż. Filipa Bajona (2006), serialach "Egzamin z życia" i "Magda M." (2007).

W 2008 roku wystąpił w filmie "Jeszcze nie wieczór" w reżyserii Jacka Bławuta. Zagrał tam siwego playboya, wycieńczonego życiem, kolejnymi imprezami i romansami, który trafia do Domu Aktora Weterana w Skolimowie.

"Wspólną cechą jego kreacji aktorskich jest polski duch romantyczny. Dotyczy to nawet roli w +Wielkim Szu+" - podsumował Bukowiecki.

Jan Nowicki urodził się 5 listopada 1939 roku w kujawskim miasteczku Kowal koło Włocławka.

Studiował na Wydziale Aktorskim Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej i Filmowej w Łodzi (1958-60), a następnie przeniósł się do krakowskiej Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej, którą ukończył w 1964 roku.

Jako aktor teatralny zadebiutował w 1964 roku na deskach Starego Teatru w Krakowie podwójną rolą braci bliźniaków w "Zaproszeniu do zamku" Jeana Anouilha. Prawdziwy sukces przyniosła mu jednak rok później rola Artura w "Tangu" Mrożka w reżyserii Jerzego Jarockiego.

Był jednym z ulubionych aktorów teatralnych Andrzeja Wajdy - grał m.in. Wyganowskiego w "Popiołach", Stawrogina w "Biesach", Wielkiego Księcia w "Nocy Listopadowej", Rogożyna w "Nastazji Filipownie".

Na ekranie zadebiutował w "Pierwszym dniu wolności" Aleksandra Forda (1964). Pierwszą główną rolę - absolwenta studiów wyższych, który wyrusza w świat - zagrał w "Barierze" Jerzego Skolimowskiego. Wystąpił także m.in. w "Życiu rodzinnym" Krzysztofa Zanussiego, "Sanatorium pod Klepsydrą" Wojciecha Jerzego Hasa i "Zmorach" Wojciecha Marczewskiego.

Wielką popularność przyniósł Nowickiemu tytułowy Wielki Szu, oszust karciany z filmu Sylwestra Chęcińskiego (1982). Rola Nowickiego została przez wielu okrzyknięta "kultową" i "jednym z najbardziej wyrazistych portretów filmowych ostatnich dwóch dziesięcioleci". Sam aktor przyznawał, że nie lubi oglądać filmów ze swoim udziałem, głównie dlatego, że nic już w nich nie może zmienić.

W ostatnich latach pojawił się w kilku popularnych produkcjach, takich jak: "Fenomen", "Sztos 2" czy "Pokaż kotku, co masz w środku". Grał też w serialach: "Egzamin z życia", "Magda M." oraz "Apetyt na miłość".

Nowicki był laureatem wielu nagród - m.in. w 2008 roku, na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni otrzymał nagrodę dla najlepszego aktora za rolę w "Jeszcze nie wieczór.

***

Marek Mokrowiecki, dyrektor Teatru Dramatycznego w Płocku: był arystokratą ducha

Był arystokratą ducha, a jednocześnie niesłychanie przystępnym człowiekiem. Tworzył w naszym teatrze cudowną atmosferę - powiedział PAP aktor, reżyser i dyrektor płockiego Teatru Dramatycznego im. Jerzego Szaniawskiego Marek Mokrowiecki.

"Jakim Jan był aktorem? Wielkim! I nie tylko mnie o tym mówić. Kiedy pracowałem na przełomie lat 70. i 80. w Teatrze Polskim w Bielsku-Białej, to specjalnie jeździłem do Krakowa, by oglądać przedstawienia z jego udziałem" - wyjaśnił Marek Mokrowiecki.

Pytany, jak doszło do tego, że Jan Nowicki zaangażował się w płockim Teatrze Dramatycznym im. Jerzego Szaniawskiego, który stał się jego ostatnim "etatowym" domem teatralnym w latach 2009-12, Mokrowiecki powiedział: "Jan się przeprowadził i zbudował sobie piękny dom w miejscowości Krzewent pod Włocławkiem nad jeziorem o tej samej nazwie". "No i pewnego dnia zadzwonił do mnie. Prywatnie wtedy nie znaliśmy się - ja go ceniłem jako widz za role na scenie i ekranie. Przyjechał do płockiego teatru powiedział mi, że jest wolny. Zapytał, czy ewentualnie byłbym zainteresowany" - opowiadał. "Powiedziałem: Boże złoty, to prezent od losu" - wspominał.

"W swoim siedlisku w Krzewencie miał zbudowana drewnianą wieżę, która przypominała piramidę. Opowiadał, że w lecie często spędzał tam całe noce - po prostu sypiał na pomostach tej wieży" - mówił. "Miał tam swoje konie, stajnię, cudowne psy, które witały gości" - powiedział.

"Niestety, Jan Nowicki zrealizował w naszym teatrze tylko jedną rzecz, czyli +Rozmowy z Piotrem+. To wyreżyserowane przez niego w 2011 r. i z jego udziałem przedstawienie grane było na Scenie Kameralnej" - mówił. "To był spektakl oparty na jego wspomnieniach i listach, które po śmierci Piotra Skrzyneckiego zaczął do niego pisać. Przedstawienie bardzo osobiste, piękne. Było w nim czuć jakąś więź, przyjaźń, a wręcz chyba miłość do siebie tych dwóch wielkich braci" - powiedział. "Natomiast cały spektakl był utrzymany w klimacie Piwnicy Pod Baranami, co było niesłychanie ważne i cenne" - wyjaśnił dyrektor Teatru im. J. Szaniawskiego w Płocku, dodając, że "to przedstawienie było grane z wielkim powodzeniem".

"Miałem ten zaszczyt, że potem wielokrotnie gościłem w Krzewencie. To były przecudowne, twórcze spotkania. Oczywiście, obok tego, że się zakolegowaliśmy i kąpaliśmy się w tym jeziorze, do którego Jan miał bezpośredni dostęp" - wspominał. "Miałem zamiar wystawić +Hamleta+ i przez kilka miesięcy omawialiśmy jego udział w tym przedstawieniu, gdzie miał zagrać Ducha Ojca. Niestety, z różnych powodów nie doszło do tej realizacji, czego bardzo żałuję, bo Jan miał znakomite pomysły inscenizacyjne" - wyjaśnił Mokrowiecki.

Dyrektor płockiego teatru przyznał, że "Jan Nowicki dał się poznać z takiej bardzo ludzkiej strony". "Był arystokratą ducha, a jednocześnie był niesłychanie przystępnym człowiekiem. Tworzył w naszym teatrze cudowną atmosferę" - podkreślił.

"Jego pobyt tutaj, w płockim teatrze, to było prawdziwe święto dla naszych aktorów, bo zjawił się prawdziwy artysta, który niósł w sobie ducha wielkiego teatru, ducha tego pięknego etosu teatralnego. I to emanowało na cały zespół, na artystów, którzy z nim się stykali i współpracowali" - ocenił Mokrowiecki.

Wyjaśnił, że "po odejściu Nowickiego z płockiego teatru nie stracili kontaktu". "Jan zaczął pisać i promocję jednej z książek miał w Płocku i poprosił mnie o prowadzenie tego spotkania" - mówił. "Pamiętam, że podczas tej promocji wbijaliśmy sobie - w sposób przyjacielski - +szpile+. Ale działo się to w całkowicie koleżeńskiej atmosferze" - wspominał.

"Później straciliśmy ten bliski kontakt. Pisywaliśmy czasami do siebie, wysyłaliśmy życzenia, od czasu do czasu dzwoniliśmy jeden do drugiego" - przyznał. "Był cudownym, otwartym człowiekiem. To wielka, wielka strata dla nas wszystkich" - ocenił Marek Mokrowiecki.

***

Jan Jakub Kolski po śmierci Jana Nowickiego: nie będzie z kim pogadać

Nie ma już takich ludzi, z którymi się tak rozmawia, jak z Jankiem Nowickim - powiedział PAP po śmierci aktora reżyser Jan Jakub Kolski. Niektórzy zapraszali Janka do filmu nie tylko ze względu na jego talent, ale też, aby z nim po prostu pogadać - zaznaczył Kolski.

Jan Jakub Kolski pracował ze zmarłym Janem Nowickim m.in. przy realizacji filmów "Magnetto" (1993) i „Historia kina w Popielawach” (1998). Reżyser powiedział PAP, że zmarły Jan Nowicki był aktorem i twórcą o najwyższej próbie umiejętności, ale przede wszystkim interesującym człowiekiem.

"Nie będzie z kim gadać" - podkreślił Kolski pytany o zmarłego aktora. "Nie ma już takich ludzi, z którymi się tak rozmawia, jak z Jankiem Nowickim” - zaznaczył. "Niektórzy zapraszali Janka do filmu nie tylko ze względu na jego olśniewające możliwości zawodowe, ale także, aby po prostu z nim pogadać przed zdjęciami albo po zdjęciach" - mówił.

"Miałem to szczęście, że odbyłem cudowne rozmowy z Jankiem. Człowiek z tych rozmów z nim dowiadywał się więcej niż z setek przeczytanych książek. I właśnie tych rozmów będzie mi bardzo brakować" - przyznał reżyser.

Jan Jakub Kolski zwrócił uwagę, w ostatnich dniach, oprócz śmierci Jana Nowickiego, polskie kino poniosło inną poważną stratę. Zmarł znany polski twórca filmowy Roman Załuski, którego Kolski uważał za mentora. Załuski wyreżyserował m.in. "Sekret", "Kardiogram", "Wyjście awaryjne" i "Kogel mogel".

"Z Romkiem Załuskim byłem bardzo zaprzyjaźniony. To właśnie on doradził mi moją drogę filmową mówiąc, że z jego punktu widzenia mam wszystko, co powinien mieć dobry reżyser" - wspominał Kolski. "I nagle, dzień po dniu, wiadomości o śmierci Janka Nowickiego i Romka Załuskiego. Tam na górze zbiera się chyba towarzystwo do dobrego filmu" - podsumował reżyser "Jańcia Wodnika".

***

Olaf Lubaszenko o Janie Nowickim: był magnetyczny, prowokacyjny, przyciągał uwagę

Jan Nowicki przyciągał uwagę, był magnetyczny, prowokacyjny, często szukał niełatwych rozwiązań aktorskich, ale w tym wszystkim miał wiele pokory - powiedział PAP aktor Olaf Lubaszenko.

Jan Nowicki był jednym z najpopularniejszych polskich aktorów, tytułowy Wielki Szu w filmie Sylwestra Chęcińskiego, Ketling w "Panu Wołodyjowskim", odtwórca głównej roli w "Magnacie" Filipa Bajona. Artysta miał 83 lata.

Olaf Lubaszenko w rozmowie z PAP zaznaczył, że jego wspomnienia związane z Janem Nowickim "mają swoje korzenie w głębokich latach siedemdziesiątych, a konkretnie w spektaklu +Noc listopadowa+, który Jan Nowicki z Teatrem Starym, grali gościnnie w Teatrze Polskim we Wrocławiu". "Jako może pięcioletnie dziecko byłem w kulisach i widziałem scenę, w której grany przez Jana Nowickiego Wielki Książę Konstanty bardzo emocjonalnie rozmawia ze swoim adiutantem i w pewnym momencie gasi mu na policzku cygaro. Ja przeżyłem to nie z powodu cygara, ale z powodu tego, jak grał, jakim księciem Konstantym był Nowicki. Wówczas jeszcze nie wiedziałem, kto to jest, ale zapamiętałem go od razu. To był pierwszy aktor, który zrobił na mnie takie ogromne wrażenie" – podkreślił aktor.

"Oczywiście spotykaliśmy się później prywatnie i zawodowo. Kiedy opowiadałem mu o wrażeniu, jaki wywarł na mnie w scenie z cygarem, Jan Nowicki śmiał się, a ja do końca nie mogłem uwierzyć, kiedy mi tłumaczył, że to cygaro było na niby" – powiedział Olaf Lubaszenko.

W rozmowie z PAP aktor zwrócił także uwagę na film "Wielki Szu". "Widziałem go w kinie. Zrobił na mnie gigantyczne wrażenie, ponieważ był to film inny niż to, co zazwyczaj oglądaliśmy w tym czasie. On był bardzo nowoczesny, a nawet amerykański, w dobrym tego słowa znaczeniu" – powiedział Lubaszenko. Wskazał, że "postać Wielkiego była wymyślona po prostu wspaniale i zagrana precyzyjnie, z klasą, z taką tajemnicą, że trudno było go nie pokochać. Naprawdę się popłakałem, kiedy na końcu okazało się, że Szu nie żyje" – wspominał w rozmowie z PAP aktor.

"Pan Jan - ze względu na dobrą i bliską znajomość z moim tatą - miał do mnie ciepły stosunek, kiedy jeszcze byłem nastolatkiem" – powiedział Olaf Lubaszenko. "Potem zdarzyło się, że zagraliśmy razem w spektaklu +Don Carlos+ Laco Adamika. On grał króla Hiszpanii Filipa, a ja grałem Markiza Posę. Mówię o tym nie dlatego, żeby się pochwalić, ale żeby powiedzieć, że to był dla mnie przełomowy czas i spektakl w moim życiu, w nastawieniu i podejściu do aktorstwa. Od tego momentu zacząłem ten zawód traktować z najwyższym szacunkiem i pokorą" – podkreślił aktor.

"Nowicki był wspaniałym partnerem, ale tak wybitnym i dobrym, że nie wypadało przy nim być nieprzygotowanym, grać poniżej pewnego poziomu. To mnie niezwykle mobilizowało, jestem mu za tę pracę niezwykle wdzięczny" – zapewnił aktor.

Lubaszenko i Nowicki spotykali się także wielokrotnie na planie filmowym. "Pracą, która nas ponownie zbliżyła i podczas której mogliśmy się poznać na dobre był +Sztos+, w którym Jan zagrał wspaniale starego oszusta z Trójmiasta, Eryka. Potem pojawił się filmie +E=mc2+ w niejednoznacznej roli szefa wszystkich szefów, a potem w +Szosie 2+, gdzie zagrał ponownie Eryka" – powiedział artysta.

Jak podkreślił Lubaszenko, Nowicki "wniósł wiele z siebie w postaci, które kreował". "Zawsze dawał postaciom pewną klasę, elegancję, sznyt, który sprawiał, że te postaci były czymś więcej niż zapisane w scenariuszach" - wskazał.

"Jan Nowicki przeciągał uwagę, był magnetyczny, prowokacyjny, często szukał niełatwych rozwiązań aktorskich, ale w tym wszystkim miał wiele pokory" – zaznaczył w rozmowie z PAP Olaf Lubaszenko.

"Tak jak się bałem z nim pracy przed moim debiutem w filmie +Sztos+, tak potem widziałem, że on jest w pracy nie tylko aktorem i współpracownikiem, ale i przyjacielem" - zaznaczył. "Mądrym przyjacielem, który wiele daje i wspiera" - dodał.

"Chyba mogę powiedzieć, że ze wszystkich aktorów, a poznałem ich setki, właśnie pan Jan był w moim życiu najważniejszym i był też przez długi czas moim mentorem, punktem odniesienia" - podkreślił. "Po jego odejściu pojawiała się w moim sercu wielka wyrwa. Tej pustki nikt i nic nie będzie w stanie wypełnić" – podkreślił Olaf Lubaszenko.

***

Jan Bończa-Szabłowski o Janie Nowickim: miał w sobie pewną zadziorność i przewrotność

Jan Nowicki miał w sobie pewną zadziorność i przewrotność - powiedział PAP krytyk teatralny Jan Bończa-Szabłowski. "Był wielkim wrażliwcem i robił wszystko, żeby tego nie okazywać" - dodał.

Jan Nowicki był jednym z najpopularniejszych polskich aktorów, tytułowy Wielki Szu w filmie Sylwestra Chęcińskiego, Ketling w "Panu Wołodyjowskim", odtwórca głównej roli w "Magnacie" Filipa Bajona. Artysta miał 83 lata.

Jak przypomniał w rozmowie z PAP Jan Bończa-Szabłowski, "połączyła nas miłość do Wojciecha Hassa i Brunona Schulza". "Schulzem zajmuję się od wielu lat, a Jan zagrał jeszcze jako początkujący aktor w słynnym +Sanatorium pod Klepsydrą+. Tym filmem był właściwie zafascynowany praktycznie przez całe życie" - powiedział PAP krytyk teatralny.

Wskazał, że "to był film, w którym propozycję Wojciecha Hassa Nowicki przyjął - jak samo o tym mówił - z bezczelnością". "Zagrał to tak, że właściwie miał wrażenie, że nic nie rozumie z tego świata, dlatego był taki dobry w tym filmie, ponieważ Hass chciał, żeby ten świat Schulza był dla niego czymś tajemniczym i czymś nieodgadnionym" - wskazał. "Ten film właśnie i przygoda z Hassem zaważyła na jego dalszym patrzeniu na świat, że nie wszystko to, co jest rzeczywiste, jest istotne, że wiele rozgrywa się w ludzkiej fantazji i ludzkiej wyobraźni" – dodał Bończa-Szabłowski.

"Jan Nowicki był wielkim wrażliwcem i robił wszystko, żeby tego nie okazywać" – ocenił krytyk teatralny. "W +Rzeczpospolitej+ mieliśmy całą serię portretów artystów. Zawsze, kiedy ten portret stawał się za bardzo słodki, dzwoniliśmy do Jana Nowickiego, ponieważ on zawsze coś znalazł przewrotnego. Nie znaczy, że człowieka potępiał - bo nigdy tego nie robił - ale zawsze potrafił go sprowadzić na ziemię" – wskazał rozmówca PAP. Jak ocenił, "Nowicki miał w sobie pewną zadziorność i przewrotność".

Bończa-Szabłowski zwrócił także uwagę, że Jan Nowicki "był artystą, którego z jednej strony reżyserzy widzieli w rolach amantów, a on tego bardzo nie lubił". "Z drugiej strony, jak ktoś mówił, że w ogóle nie jest amantem, to był obrażony, że jak to nie jest, skoro jest" - dodał.

Zdaniem Bończy-Szabłowskiego Nowicki "lubił prowokować". "Dobrze, że on się nie urodził dużo później, ponieważ gdyby się urodził dużo później, to trafiłby na kolorowe pisma, które by rozpracowywały z podziwu godną konsekwencją jego niekonsekwencję w tym, co mówił, jego romanse, przelotne miłości" - wskazał.

"Miał wielkie poczucie niespełnienia, że po tych rolach, które zagrał u Andrzeja Wajdy, Wojciecha Hassa, Kazimierza Kutza i Starym Teatrze, to się nie przełożyło na dalsze lata" – powiedział PAP Jan Bończa-Szabłowski.

Krytyk teatralny wskazał, że Nowicki traktował ludzi serio. "Nie znosił ludzi nieinteligentnych, tych, którzy nie mają poczucia humoru. Potrafił zawsze wykpiwać ich małostkowość, pustkę myślową" – powiedział. "Potrafił komuś przykleić łatkę, lubił ściągać ludzi z pomników" - dodał.

"Lubił być prześmiewczy, ale miał ludzi, którzy go zawsze inspirowali, do których się odnosił" - wskazał. Jan Bończa-Szabłowski zaznaczył, że takimi postaciami dla Nowickiego był Piotr Skrzynecki z Piwnicy pod Baranami oraz Jerzy Jarocki.

***

Anna Dymna o Janie Nowickim: Janek po prostu był niezwykły. Nietuzinkowy, zawsze odważny

"Nie mówiłam jeszcze dzisiaj nikomu o Janku. Pierwsza rzecz, to muszę przyznać, że ja jeszcze nie wierzę. Zawsze się wie, że ktoś jest chory i że kiedyś odejdzie. Ale Janek to był człowiek, o którym nigdy nie pomyślałam, że on może umrzeć" - powiedziała Anna Dymna. "Bo on był witalny, mocny, dziki" - wyjaśniła.

"Ja go znam całe życie - odkąd przyszłam do Starego Teatru w Krakowie. Znałam go pięćdziesiąt parę lat. Ze wszystkich stron" - mówiła. "Bardzo trudno opowiadać o człowieku, którego tak dobrze się znało, jak myśmy się znali. Wiele lat byliśmy razem w tym Teatrze, bardzo dużo ze sobą graliśmy" - wyjaśniła.

Podkreśliła, że Jan Nowicki "był jedyny taki". "Każdy z nas jest jedyny i niezwykły, ale on wśród kolegów był zawsze osobny. Nietuzinkowy, zawsze odważny - taki, że miało się wrażenie, gdy się z nim rozmawiało, że rozmawia się z jakimś magiem, czarodziejem" - oceniła. "Z kimś, kto potrafi się zmieniać" - podkreśliła Dymna.

"Był odważny w życiu, w wygłaszanych opiniach. Cyniczny, ironiczny" - mówiła. "To dziwne, bo naprawdę bywał ironiczny, ale ja go za to uwielbiałam" - zaznaczyła dodając, że podczas wielu lat znajomosci "nigdy nie mieli ze sobą jakichś scysji".

"Uwielbiałam te Jankowe nietuzinkowe zachowania, taką wolność i ostrość w wyrażaniu opinii. Czasami to było nawet przykre" - mówiła. "Bo ja zauważyłam, że jak Janek na przykład cierpiał, bo kogoś stracił - to bronił się tym, że mówił cynicznie o kimś. Pamiętam, iż po śmierci Piotra Skrzyneckiego, z którym się bardzo przyjaźnił, to on ze łzami w oczach mówił: +e, co tam - był i go nie ma!" - wspominała. "Miał w sobie coś takiego, o czym się nie da opowiedzieć" - przyznała aktorka Narodowego Starego Teatru.

Dymna podkreśliła, że Nowicki "był wielkim aktorem". "Jedynym takim w swoim rodzaju, odważnym w propozycjach. Był aktorem mięsistym, krwistym" - oceniła. "Zauważyłam, że jak pracował nad jakąś rolę - to ona też w jakiś sposób wpływała na jego zachowanie w życiu. Nagle stawał się dziki albo tajemniczy" - wyjaśniła. "Janek po prostu był niezwykły" - podkreśliła artystka.

"Był nieprawdopodobnie pracowity i zresztą było widać, ile ten zawód go kosztował" - mówiła. "To był taki prawdziwy artysta, który się miotał, prowokował" - oceniła.

Przyznała, że jak przyszła do Starego Teatru w 1973 r., "to Janek był już uznanym i cenionym aktorem". "Ja pierwszą rolę z nim zagrałam w 1974 r. w +Nocy listopadowej+ w reż. Andrzeja Wajdy. On był Wielkim Księciem Konstantym, a ja w tym spektaklu grałam Korę. I jak wtedy patrzyłam na niego i z nim rozmawiałam - to on mnie okropnie zawstydzał i uczył odwagi. Uczył mnie tego, że czasami można krzyknąć i się pozłościć, bo jako młodziutka aktorka byłam zawsze taka niewinna, skromna, a Janka to ogromnie rozśmieszało" - wyjaśniła Dymna.

"Później zagrałam z nim np. w +Płatonowie+ w reżyserii Filipa Bajona. Fantastycznie się z nim pracowało. Miałam wtedy obie nogi w gipsie i Janek przychodził na próby do mnie do domu. Janek tylko mówił: +weź to dziecko, bo ja nie lubię dzieci+. Bo rzeczywiście lubił tak ostro opowiadać. Pamiętam, że kiedyś jako Płatonow zaczął na mnie krzyczeć i mój syn, już taki pięcioletni, wszedł i zaczął mówić: +zostaw moja mamę, co ty krzyczysz na moją mamę+. I Janek wtedy przyznał: +wiesz, ja się chyba coraz bardziej starzeję, bo kocham dzieci+" - wspominała.

"On już taki był. Janek po prostu zmieniał się jak kameleon, ale jak się go dobrze znało i się go kochało - to było naprawdę fascynujące" - zapewniła. "Lubił np. zupę ogórkową i jak mieliśmy te próby u mnie w domu i ja na wózku jeździłam, bo byłam po operacji - to pytał: +a będzie zupa ogórkowa? Tak - to przychodzę+" - powiedziała aktorka.

Dymna przyznała, że "po prostu bardzo go lubiła". "Czasem taki wściekły chodził i był w tym taki prawdziwy. Zawsze mi się kojarzył z jakimś zwierzęciem o bystrych oczach, dzikim, które czasem się zamieniało w takiego misia" - tłumaczyła. "To było zwierzę, jeśli mowa o sile wyrazu. Miał w sobie taką +prawdziwość+, którą jednak umiał sterować" - oceniła.

"Nigdy nie miałam z nim żadnych układów damsko-męskich - w związku z tym w tej materii nie mogę zdradzić żadnych tajemnic - ale dlatego mogłam się z nim mocno przyjaźnić. Ostatnio widziałam go na pogrzebie Jurka Treli. Dziś, gdy rano usłyszałam tę wiadomość - to po prostu nie uwierzyłam. Pomyślałam, że to jakieś głupie żarty, bo nasza rzeczywistość czasem sobie z nas tak żartuje. A potem pomyślałam, że odchodzi pewna niepowtarzalna i przepiękna epoka teatralna. Razem z takimi ludźmi" - podkreśliła Anna Dymna.

O śmierci Jana Nowickiego, jednego z najpopularniejszych polskich aktorów, tytułowy Wielkiego Szu w filmie Sylwestra Chęcińskiego, Ketlinga w "Panu Wołodyjowskim", odtwórcy głównej roli w "Magnacie" Filipa Bajona, poinformował w środę na Twitterze Polski Instytut Sztuki Filmowej. Artysta miał 83 lata.

Znany aktor teatralny, filmowy i telewizyjny oraz reżyser, pisarz i poeta zagrał niemal 200 ról. W latach 1964-2005 był związany ze Starym Teatrem im. H. Modrzejewskiej w Krakowie.

***

Filip Bajon o Nowickim: Odszedł erudyta, których kochał życie i ludzi

Jan Nowicki był erudytą, który kochał życie i kochał ludzi – mówi PAP reżyser Filip Bajon. Wybitny aktor zagrał w czterech jego filmach: „Balu na dworcu w Koluszkach”, „Poznaniu ’56”, w „Przedwiośniu” oraz w „Magnacie”. Jan Nowicki odszedł 7 listopada w wieku 83 lat.

Jan Nowicki, jeden z najznakomitszych polskich aktorów, pochodził z Kujaw i tam, we własnym domu, odszedł. Zawodowo czuł się jednak związany przede wszystkim z Krakowem. „Wszyscy wiemy, że Jan lubił powtarzać, iż jest starym aktorem z Krakowa. Tam czuł się wspaniale” – wspomina Filip Bajon.

Reżyser, który z Janem Nowickim spotykał się na planach zdjęciowych wielokrotnie, nie ukrywa zachwytu dla jego stylu pracy: „Lubił swój zawód i potrafił go wspaniale wykonywać. Grał autentycznie i szczerze, nie mizdrzył się. Potrafi wcielać się w różne postaci i robił to zawsze bardzo konsekwentnie. Jako reżyser ogromnie ceniłem to, że był oddanym współpracownikiem, powierzone mu zadania wykonywał wzorowo a przede wszystkim nie zadawał zbędnych pytań. Rozumieliśmy się doskonale” – opowiada Filip Bajon.

„Jan mawiał, że przez pięć pierwszych dni na planie wszystko wie reżyser, a aktor nic. Potem dobry aktor wie już co ma robić, doskonale wie, czego reżyser od niego oczekuje i robi to. Dzięki temu był aktorem bardzo użytecznym, łatwym dla reżysera, a co ważne nie miał fochów” - dodał.

Najsłynniejszy wspólny film Filipa Bajona z Janem Nowickim to „Magnat” z 1987 roku, w którym aktor wciela się w postać księcia Hansa Heinricha von Hochberga. „To był nasz pierwszy film, ale kręciliśmy go rok i było dość czasu, by się do siebie zbliżyć. Zaprzyjaźniliśmy się, prowadziliśmy długie dyskusje. Nawet jeździliśmy razem na łyżwach” - wspomina Bajon.

Jedna z ról Nowickiego u Bajona została niestety wycięta. „Wymyśliłem, żeby +Ślubach panieńskich+ zagrał samego Fredrę. Był do niego bardzo podobny, miał świetną charakteryzację. Nakręciliśmy tę scenę i Jan zagrał kapitalnie. Niestety pewien producent lekko niespełna rozumu z kompletnie niezrozumiałych powodów wymógł wyrzucenie tej sceny. Wielka szkoda” - powiedział reżyser.

Aktor słynął z ogromnego apetytu na życie, pasji i poczucia humoru, choć jego dowcip potrafił być ostry jak brzytwa i ranić. „Był wielkim erudytą z niesamowitym poczuciem humoru, często też radykalnym i pełnym autoironii. Prawdziwy mistrz anegdoty, zmieniał plan filmowy w spotkania towarzyskie, rzucając jak z rękawa opowieściami o aktorach i przyjaciołach z planu. Kochał życie i ludzi, aczkolwiek spojrzenie na niektórych miał ostre, złośliwe, momentami wręcz okrutne. Zazwyczaj nie bez powodu, ponieważ był w tych swoich opiniach sprawiedliwy” – ocenia Filip Bajon.

Reżyser „Balu na dworcu w Koluszkach” przypomina także, że Jan Nowicki potrafił pięknie pisać: felietony, książki, piosenki i wiersze. „To był wybitny aktor, wybitny człowiek, ze wspaniałym zmysłem obserwacji. Mawiał, że tracimy węch do swoich czasów. Ogromnie żałuję, że już nie staniemy obok siebie na planie" - dodał

***

Politycy żegnają Jana Nowickiego: powiedzieć, że kończy się epoka, to nic nie powiedzieć

Genialny aktor, wybitna postać polskiego kina i teatru. Niezapomniany „Wielki Szu”. To ogromna strata dla polskiej kultury - napisał o Janie Nowickim lider PSL Władysław Kosiniak-Kamysz. Powiedzieć, że kończy się epoka, to nic nie powiedzieć - podkreślił prezydent stolicy Rafał Trzaskowski.

O śmierci Jana Nowickiego, jednego z najpopularniejszych polskich aktorów, tytułowy Wielkiego Szu w filmie Sylwestra Chęcińskiego, Ketlinga w "Panu Wołodyjowskim", odtwórcy głównej roli w "Magnacie" Filipa Bajona, poinformował w środę na Twitterze Polski Instytut Sztuki Filmowej. Artysta miał 83 lata.

W mediach społecznościowych aktora żegnają zarówno artyści, jak i politycy. "Zmarł Jan Nowicki. Genialny aktor, wybitna postać polskiego kina i teatru. Niezapomniany +Wielki Szu+. To ogromna strata dla polskiej kultury. Niech spoczywa w pokoju" - napisał na Twitterze lider PSL Władysław Kosiniak-Kamysz.

"Powiedzieć, że kończy się epoka, to nic nie powiedzieć. Setki znakomitych ról - czy to teatralnych, czy filmowych. A do tego niezwykła, barwna osobowość. Jan Nowicki pozostanie ważną częścią historii ostatnich kilkudziesięciu lat polskiej kultury. Jego odejście to ogromna strata" - podkreślił prezydent Warszawy i wiceprzewodniczący PO Rafał Trzaskowski.

Poseł Konfederacji Artur Dziambor zaznaczył z kolei, że Jan Nowicki to "aktor wybitny, z czasów, w których aktorem nie mógł być każdy". "Jeden z tych aktorów, którzy mogą pojawić się nawet na 5 minut, a i tak każdy powie, że w tym filmie to on był najlepszy. R.I.P." - napisał na Twitterze Dziambor.

Artystę pożegnał również b. minister kultury i obecny senator Bogdan Zdrojewski (KO). "Jan Nowicki nie żyje. Aktor niezwykle świadomy uprawianego zawodu. Szanowany i uwielbiany przez szerokie grono widzów i najwybitniejszych reżyserów. Role w Sanatorium Pod Klepsydrą czy Wielki Szu to jedynie przykłady. Wiele znakomitych ról w Teatrze Starym (30 lat pracy). RIP" - napisał.

Senator Krzysztof Kwiatkowski (niez.) podkreślił, że Nowicki był "jednym z najwybitniejszych polskich aktorów teatralnych i filmowych". "To ogromna strata dla polskiej kultury" - dodał.

Prezydent Łodzi Hanna Zdanowska przypomniała natomiast, że aktor był absolwentem łódzkiej Szkoły Filmowej. " Żegnamy wielkiego aktora. Cześć Jego pamięci" - napisała na Twitterze.

Jan Nowicki był jednym z najpopularniejszych polskich aktorów, zagrał niemal 200 ról. Tytułowy Wielki Szu w filmie Sylwestra Chęcińskiego, Ketling w "Panu Wołodyjowskim", odtwórca głównej roli w "Magnacie" Filipa Bajona. W latach 1964-2005 był związany ze Starym Teatrem im. H. Modrzejewskiej w Krakowie.