EN

19.02.2024, 15:06 Wersja do druku

Wściekły pies – recenzja in progress

„Wściekły pies” Wojciecha Tochmana w reż. Marcina Bortkiewicza, prezentacja work in progress monodramu Sebastiana Słomińskiego w Resorcie Komedii w Warszawie. Pisze Tomasz Miłkowski na stronie AICT.

fot. mat. organizatora

To jeszcze nie była premiera, dopiero pokaz „work in progress”. Ale już widać, że monodram Sebastiana Słomińskiego, oparty na reportażu Wojciecha Tochmana, w reżyserii i adaptacji Marcina Bortkiewicza ma w sobie moc. Opiera się na solidnych fundamentach, trzymających od początku formę teatru jednego aktora, w którym liczy się osobowość aktora i to, z czym przychodzi. A Sebastian Słomiński najwyraźniej umie opowiedzieć historię swego bohatera wiarygodnie i z taką siłą emocjonalną, że udziela się to widzom.

Na tonącej w półmroku scenie tylko trzy gromnice na wysokich świecznikach. Zapłoną nieco później. Z boku, prawie niewidoczne, zwinięte dżinsy. Kiedy zaczyna się spektakl, pojawia się młody kapłan i rozpoczyna homilię. Ma być poświęcona chorym, bo wierni pojawili się akurat wtedy, kiedy obchodzony jest Światowy Dzień Chorego. I na początku wygląda, że w tę stronę zmierza wywód księdza.

Wkrótce jednak okaże się to tylko pretekstem, bo oto homilia przemienia się w spowiedź kapłana, który dokonuje publicznego coming outu. Z jednej strony nieprzejednanie, z nieskrywaną wściekłością piętnuje – zgodnie z oficjalną wykładnią Kościoła – parady równości i wszelkie przejawy demonstrowania homoseksualności, ale z drugiej strony opowiada historię swego zauroczenia mężczyznami. Najpierw młodzieńczego, a potem już w wieku męskim, kiedy nie może oprzeć się pokusom obcowania z przystojnymi, wysokimi, śniadymi mężczyznami. Od młodzieńczego spotkania z księdzem Piotrem, który rozbudza w nim uśpione wcześniej marzenia homoerotyczne do aktywnego uczestnika potępianych parad równości i bywalca specjalnych lokali dla gejów wiedzie jego droga, w której potrzeba samorealizacji potrzeb seksualnych zderza się z zakłamanym odrzucaniem nieheteroseksualności.

Jego walka, jego dramat polega na wewnętrznej niezgodzie, moralnym rozdwojeniu. Próbuje wyzwolić się z tej pułapki. Staje w mroku, ledwo oświetlanym przez gromnicę, zupełnie nagi przez swymi słuchaczami – wcześniej, podczas swego monologu-spowiedzi pozbywa się szat liturgicznych – oczekując na jakiś znak akceptacji. Ale daremnie. Wkłada więc cywilne ubranie, dżinsy, i choć teraz nie wygląda już na księdza, wcale to nie znaczy, że wyzwolony wychodzi z Kościoła. Tak naprawdę nie napisze nigdy tej szczerej aż do bólu homilii i nigdy jej nie wygłosi. Pozostanie w ukryciu ze swoim rozdarciem. I z przelotnie zdradzaną tylko autoironią.

Sebastian Słomiński debiutuje tym monodramem w teatrze jednego aktora, ale w teatrze nie jest debiutantem. Od ponad dziesięciu lat związany z Teatrem Pijana Sypialnia, którego był współzałożycielem, sprawdzał się m.in. w spektaklach Sławomira Narlocha, grywając w rozmaitych okolicznościach – stąd zapewne łatwość nawiązywania bliskiego kontaktu z widzem. Ma też spory dorobek okołoteatralny (warsztaty, studia teatrologiczne, próby reżyserskie, praca w charakterze edukatora teatralnego). Tym spektaklem, powstałym z jego inicjatywy, produkcją przygotowaną w wyniku szczęśliwego spotkania z Marcinem Bortkiewiczem, z którym pracowali nad nią od pół roku, wchodzi odważnie na nowy dla siebie teren i od razu z wyraźnym sukcesem.

I na koniec jeszcze jeden atut: monodram Słomińskiego trwa 50 minut. To akurat tyle, ile wedle fundatorów nowoczesnego nurtu teatru jednego aktora powinien trwać spektakl jednoosobowy.

***

WŚCIEKŁY PIES Wojciecha Tochmana, monodram Sebastiana Słomińskiego, reżyseria i adaptacja Marcin Bortkiewicz, produkcja Małgorzata Zarycka, prezentacja work in progress w Resorcie Komediowym, 17 lutego 2024.

Tytuł oryginalny

Wściekły pies – recenzja in progress

Źródło:

AICT
Link do źródła

Autor:

Tomasz Miłkowski

Data publikacji oryginału:

19.02.2024