„Woyzeck” Georga Büchnera w reż. Zdenki Pszczołowskiej w Teatrze Nowym im. T. Łomnickiego w Poznaniu. Pisze Rafał Turowski na na stronie rafalturow.ski.
Reżyserka wprowadziła na scenę postaci, które nie wyszły spod ręki autora – dwóch mianowicie gliniarzy, dobrego i złego, którzy próbują ustalić, co się tak naprawdę stało z Marią. Niby wszystkie ślady prowadzą do Woyzecka, ale czy aby na pewno najbardziej nawet krystaliczni mieszkańcy miasteczka niczego nie mają w tej sprawie za paznokciami? A co – jeśli wszyscy są JAKOŚ winni? Co – jeśli na czas morderstwa Marii wiarygodnego alibi nie ma nikt? Czy wówczas można powiedzieć, że Marię zabił „mechanizm” a nie - znany z imienia i nazwiska zabójca?
Było w tym spektaklu coś ździebko bezczelnego, nazwałbym to coś „kontrolowaną brawurą”. Mamy bowiem – owszem – przed dekadami skreślonego ręką Twórcy głównego bohatera i dość przykrą sytuację, w jakiej się znalazł, jednak historia Woyzecka została tu opowiedzianą bez trzymanki formalnej, mamy i kryminał, i moralitet, i dramat polityczny, w połączeniu z musicalem a nawet farsą.
Chwilę zajęło piszącemu te słowa umoszczenie się w zaproponowanym świecie, odniesienie do partyzantów w prologu było nieco może dezorientujące, a jednak - ogląda się ten spektakl po prostu świetnie. Dzięki wspaniałej scenografii Anny Oramus, pełniącej w tym przedstawieniu o wiele ważniejszą rolę niż na początku może się wydawać – choreografii Oskara Malinowskiego, dzięki kostiumom Magdaleny Muchy, i znakomitemu - jak to w Nowym bywa – aktorstwu, z najlepszymi moim zdaniem (bo najwdzięczniej skrojonymi) rolami Małgorzaty i Wocha – Weroniki Asińskiej i Bartosza Włodarczyka.
I jeszcze obserwacja może nieco dziaderska, acz budująca. Otóż widziałem ten spektakl w dniu zakończenia roku przez maturzystów, posadzony wśród znacznie liczebnej grupy, która postanowiła uczcić moment pożegnania ze szkołą i z kolegami – właśnie wspólnym wyjściem do teatru, na Woyzecka. Bardzo mi się ten pomysł podobał, trzymam kciuki za maturę!