EN

13.12.2022, 13:25 Wersja do druku

Wojna bzdur i bezeceństw

„Dekalog, czyli lokalna wojna światowa” wg scen. i w reż. Svitlany Oleshko w Teatrze Polskim w Warszawie. Pisze Magdalena Hierowska w Teatrze dla Wszystkich.

fot. Bastek Czernek

Pusta scena, ekran przemykających pamiątek przeszłości i widma – postacie ulepione z nicości. Bez ducha i kształtu przeszłości nie mogły dotknąć teraźniejszości. Jeśli dekalog staje się tylko pustym hasłem nie wyznaczającym oczekiwanej weryfikacji zdarzeń, czy można uznać, że wojna o człowieka potrafiącego wybaczać ma jakikolwiek sens?

Wymagający widz od razu może dostrzec, że połączenie wzbudzających kontrowersje faktów historycznych z graniem w piłkę i tańcami widm do rytmu nieudolnie wykonanych ukraińskich pieśni, to nie jest dobre rozwiązanie. W ten sposób szacunek do poległych, umęczonych i niewinnych został skutecznie narażony na drwinę, a nie należytą pamięć. Sam tytuł spektaklu „Dekalog czyli lokalna wojna światów” wymusza wysoki poziom prowadzenia narracji, a zamiast tego widz otrzymuje poszarpane wątki przemykające bez celu i należytego rozgrzeszenia treści.

Svitlana Oleshko podjęła się bardzo trudnego zadania, próbowała prowadzić dywagacje o zbrodniach wojennych, wielkim głodzie w Ukrainie i trudnych relacjach polsko-ukraińskich w czasie przerażających Wojen Światów, w których ginęli niewinni ludzie za ideologię, która nie była celem ich egzystencji. Te wielkoformatowe problemy, które krwawią ropiejącą raną w obliczu współczesnych zbrodni, potrzebują przede wszystkim godziwego przygotowania i wnikliwej psychologicznej analizy przyczyn i skutków. Niestety, mimo wszelkich starań i zapewne chęci stworzenia dobrego materiału do dyskusji,  powstała nieudolna próba połączenia performatywnych obrazków utkanych z obłędnej nicości z problemami, o których należy rozmawiać.

W tym momencie wypadałoby się zastanowić, czy te wszystkie umęczone ofiary zasługują aby ich pamięć wskrzeszało takie „dziwadło” ? Zapewne teatr dysponuje bardziej złożonymi środkami artystycznego wyrazu, jak stanie w rzędzie pod ekranem i popisy walki, które raczej powinny się wydarzyć na macie w salce obok siłowni, a nie w tak poważnej instytucji jaką jest Teatr Polski.

Jak można w tak nieumiejętny sposób wskrzeszać demony przeszłości zwłaszcza, że wszyscy jesteśmy teraz świadkami tego okrucieństwa. Szukanie tandetnej sensacji w wydarzeniach, które nie powinny mieć miejsca, nigdy nie będzie dobrym rozwiązaniem. Co więcej, połączenie dwóch światów potężnego problemu z zabawą w teatrzyk obrazków splecionych bez logicznej kompozycji nie mogło przynieść dobrych rezultatów. Takie „tańcowanie” w okolicznościach pseudo symboli jak widły, bezcześci myśl główną jaką miała być próba rozgrzeszenia win ludzi splamionych krwią. Ta idea absolutnie nie została ukazana, ponieważ jeśli przywołuje się treści mówiące o rodzinach ukraińskich, które podczas wielkiego głodu zjadały najmłodsze dzieci, to wstrząsającym błędem zawsze będzie taniec nicości i podrygiwanie w takt muzyki.  

Jeśli karty historii żądają sprawiedliwości i rozgrzeszenia, należy im to umożliwić. Ich krzyk nie może być tłumiony. Teatr jest znakomitym narzędziem do współtwórczych rozważań na najtrudniejsze tematy, ale należy zawsze dotknąć istoty problemu. Największa odpowiedzialność zawsze spoczywa na barkach reżysera – kreatora wizji, który musi określić cel inscenizacji. Niestety przestrzeń jaką dał Teatr Polski ukraińskiej reżyserce, by mogła nawiązać szczery dialog z polską publicznością, nie została należycie wykorzystana.

Tytuł oryginalny

Wojna bzdur i bezeceństw

Źródło:

Teatr dla Wszystkich

Link do źródła

Autor:

Magdalena Hierowska

Data publikacji oryginału:

13.12.2022