EN

22.04.2024, 10:24 Wersja do druku

Włoska emigracja, amerykańskie kino i nenufary Józefa Toliboskiego

„Don Pasquale” Gaetano Donizettiego w reż. Pawła Szkotaka w Operze Nova na 30. Bydgoskim Festiwalu Operowym. Pisze Barbara Mielcarek-Krzyżanowska.

fot. Simona Skrebutenaite/mat. teatru

To już trzydziesta edycja… Gdy słowa te wybrzmiały z ust Dyrektora Macieja Figasa podczas sobotniej inauguracji zastanawiałam się, jak to możliwe, że Festiwal dojrzał, a w mojej głowie – przywołując Kazimierza Wierzyńskiego – wciąż zielono i fiołki rosną (choć pesel zdecydowanie temu przeczy)… A jeszcze całkiem niedawno (tak przynajmniej lokuję ten czas w pamięci), z torbą pełną nut, maszerowałam ciągiem mostów wzdłuż ul. Armii Czerwonej (obecna Marszałka Focha) na zajęcia w Społecznym Ognisku Artystycznym mijając plac niekończącej się budowy i zastanawiając się, czy to, o czym opowiadali mi wówczas Rodzice: „tu powstaje OPERA”, kiedykolwiek zmieni się w tryb dokonany… Aurą tajemniczości, a może nawet – baśniowości, owiane było jeszcze sformułowanie „scena obrotowa”… Nie potrafię wydobyć z czeluści pamięci, co wyobrażałam sobie myśląc wtedy o tym niezwykłym rozwiązaniu technicznym, czy kojarzyłam je z ultranowoczesnością, czy rodzajem wyszukanego wyposażenia sceny operowej, przyznam tylko, że do dnia dzisiejszego te dwa słowa – scena obrotowa – budzą we mnie dziwną ekscytację…

A zatem – Festiwal rozpoczął się po raz trzydziesty... Zespół Opery Nova przygotował na tę okazję premierę, jakiej dotąd jeszcze bydgoskimi siłami nie wystawiano – arcydzieło opery komicznej Don Pasquale Gaetano Donizettiego. Niełatwe to przedsięwzięcie, gdyż treść opery pełna jest rozwiązań sztampowych, tzw. chwytów teatralnych, które w tradycji buffo niczym klocki służyły librecistom i kompozytorom do konstruowania całych przedstawień… przypomnijmy: travesti (przebranie), anagnorisis (rozpoznanie), imbroglio (zagmatwanie), qui pro quo (komedia omyłek), bastonada (okładanie kijami), scena di notte (scena nocna), entrée (wejście), Schlußeffekt (efekt końcowy). Jak zatem z rozwiązania stereotypowego stworzyć spektakl atrakcyjny dla współczesnego widza?

fot. Simona Skrebutėnaitė/mat. teatru

Sposób na to znalazł reżyser Paweł Szkotak, który z zachowaniem należnego szacunku względem oryginału zreinterpretował historię o wystrychniętym na dudka bogatym i chciwym starcu uganiającym się za młodymi kobietami, lokując akcję w środowisku włoskich emigrantów zamieszkujących Stany Zjednoczone i przenosząc wydarzenia o mniej-więcej sto lat, z połowy XIX do połowy XX wieku. „Doprawił” ją licznymi nawiązaniami do popkultury (zakotwiczając w kultowym filmie Francisa Forda Coppoli Ojciec chrzestny, acz nie zabrakło też niezapomnianej sceny z nenufarami z filmu Jerzego Antczaka Noce i dnie), pozwolił na „uzupełnienie” partytury motywami ze ścieżki dźwiękowej autorstwa Nino Roty, zmrużył oko i delartowską przebierankę przeobraził w przypowieść o upadku patriarchy, co udało się fantastycznie, w czym upatrywać należy też zasługi scenografii (Mariusz Napierała), kostiumów (Sylwester Krupiński), cudownej wprost reżyserii świateł (Maciej Igielski) oraz multimedialnych projekcji obrazujących podświadomość bohaterów, ich marzenia i namiętności (Zachariasz Jędrzejczyk, Veranika Siamonava)!!!

Mam wrażenie, że wizji i pomysłom Pawła Szkotaka całkowicie poddali się artyści (Łukasz Jakubczak – Don Pasquale, Magdalena Czerwińska – Norina/Sofronia, Szymon Rona – Ernesto, Janusz Żak – doktor Malatesta, Wojciech Urbanowski – notariusz), choć wyraźnie wyczuwalne było premierowe napięcie i śpiewacy potrzebowali chwili obecności na scenie, by zaprezentować pełnię swych umiejętności. Co więcej, nie zawsze było ich dobrze słychać, gdy rozbrzmiewało orkiestrowe tutti (nie do końca zestrojone; natomiast wiele partii solowych oraz miejsca ważkie dramaturgicznie świetnie wydobyte). Piotr Wajrak, kierownik muzyczny spektaklu ma doskonałą świadomość, że siłą napędową opery komicznej jest energia wynikająca z prężnego rysunku rytmicznego napędzającego dramaturgię i tę energię starał się wydobyć i utrzymać, acz nie zawsze – szczególnie w scenach zbiorowych prezentujących typowo komediowy środek bardzo szybkiej melorecytacji kolejnych sylab tekstu (parlando) udało się tę precyzję uzyskać. Doskonale zaprezentował się chór przygotowany przez Henryka Wierzchonia, i można tylko ubolewać nad tym, że Donizetti drastycznie ograniczył w tej operze jego udział.

Sądzę, że repertuar Opery Nova wzbogacił się właśnie o kolejny świetnie zrealizowany spektakl z pogranicza świata opery i świata filmu. Z pewnością przyczyniło się do tego wykorzystanie sceny obrotowej umożliwiającej z przedstawienia pierwotnie podzielonego na zamknięte sceny (zgodnie z panującą w pierwszej połowie XIX wieku konwencją), zbudować atrakcyjną, niemal nieprzerwaną opowieść. Jubileuszowa trzydziesta edycja Bydgoskiego Festiwalu Operowego rozpoczęła się…

Źródło:

Materiał nadesłany