Legendarny spektakl moskiewskiego Teatru na Tagance podzielił łódzką widownię. Jedni nie kryli entuzjazmu - inni zażenowania - o przedstawieniu "Wysocki" pisze Leszek Karczewski w Gazecie Wyborczej - Łódź.
Biograficzne przedstawienie "Wysocki" w reżyserii Jurija Lubinowa było wydarzeniem frekwencyjnym 5FD4K. Teatr Nowy na trzy spektakle sprzedawał miejsca nawet na schody. A nawet ci widzowie, którzy wygodnie siedzieli, po zakończeniu spektaklu wstali, nagradzając artystów owacją. Ale nie wszyscy: część osób siedziała i nie biła braw. Wyjaśnię powody, dla których nie wstałem. Nie należę do pokolenia, dla którego Włodzimierz Wysocki (1938 - 1980) jest legendą. Zaś przedstawienie Taganki nie przekonało mnie do jego wielkości. Grupa aktorów w średnim wieku śpiewała songi Wysockiego, akompaniując sobie na nie nastrojonych gitarach i zapominając słów. Pozór dramaturgii budowała manipulacja gigantyczną scenografią: widownią teatralną, podwieszoną nad sceną na linach. Rzędy krzeseł podciągano i opuszczano oraz zakrywano i odkrywano wielkim białym pokrowcem. Te działania stanowiły tło dla wspólnego - i widzów, i aktorów - wsłuchiwania się w