Obecne podziały na tle politycznym w Polsce niszczą kino i jego odbiór - powiedziała PAP Agnieszka Holland w Rzymie. Reżyserka zapewniła zarazem, że może rozmawiać z każdym, także z tymi, którzy się z nią nie zgadzają lub chcą prowokować.
Holland przybyła do stolicy Włoch na przegląd jej filmów w ramach 13. edycji festiwalu polskiego kina CIAK POLSKA, zorganizowanego przez Instytut Polski. W prestiżowym ośrodku sztuki Palazzo Esposizioni spotkała się z włoską publicznością. Mówiła tam m.in., że z internetem wiązano nadzieje na demokratyzację komunikowania i nauczania, tymczasem sieć i portale społecznościowe wywołały głębokie podziały, a dominują nienawiść i strach.
Holland była także gościem Instytutu Polskiego nad Tybrem.
Zapytana przez PAP, czy spotkania z polską publicznością są łatwiejsze i dostarczają więcej emocji, niż spotkania z zagranicznymi widzami, odparła, że „zagraniczni widzowie nie mają wdrukowanych w głowie różnych stereotypów na temat mój i mojej działalności”. - Przede wszystkim międzynarodowa publiczność nie uczestniczy w polskiej wojnie politycznej. Jest zatem w pewnym sensie łatwiej. Często ci z Włochów, którzy chcą ze mną rozmawiać, mają mniej więcej podobne poglądy - dodała.
- W Polsce też zdarza się, że ci, którzy przychodzą na moje filmy, mają podobne poglądy, ale zjawiają się też tacy, którzy mają wątpliwości albo chcą prowokować. To nie jest trudne dla mnie. O ile nie ma przy tym agresji fizycznej, kiedy ktoś zaczyna mnie szarpać, to ja mogę rozmawiać z każdym, nie mam z tym kłopotu - zaznaczyła.
Wyraziła opinię, że podziały w Polsce to zjawisko, które niszczy kino i jego odbiór.
- Ludzie zapisują się do dwóch obozów i zatracają jasność oraz czystość spojrzenia; patrzą przez pryzmat wdrukowanych im ideologicznych poglądów, jedni i drudzy - oceniła.
Zdaniem Holland należy teraz robić filmy inne niż te, które najczęściej można obejrzeć na platformach streamingowych.
- Trzeba robić filmy bardziej ambitne, odważniejsze, bardziej kontrowersyjne, również bardziej odważne w sposobie opowiadania. Platformy są bardzo dobre, ale są również bardzo zachowawcze. Ponieważ im zależy na oglądalności, robią filmy pod średni gust. To jest w porządku, ale jeśli ludzie mają pójść do kina, to nie pójdą na to, co mają za darmo albo za niewielkie pieniądze w nieograniczonych ilościach - zauważyła.
- Widzowie chcą w kinie zobaczyć coś, czego nie widzieli gdzieś indziej - dodała.
Według niej w dobie sztucznej inteligencji i polaryzacji jedyną dziedziną, która może przezwyciężyć chaos, jest sztuka i wyobraźnia.
Na pytanie, dlaczego w swoim najnowszym filmie postanowiła opowiedzieć o Franzu Kafce, wyjaśniła: - Kafka był dla mnie bardzo ważny od mojej wczesnej młodości, niemalże od dzieciństwa. Doszłam do momentu, kiedy chciałam się z tym zmierzyć i znalazłam formę, która jest dość nowatorska, a jednocześnie jest, wydaje mi się, adekwatna do jego postaci i jego istnienia.
Autorka filmu „Franz Kafka” uważa, że jest on uniwersalny.
- Ten film się wszędzie sprzedał. To nie jest film dla wielkiej widowni, ale taki, który wszędzie znajdzie swoich amatorów. Jest to też film, który niekoniecznie jest tylko dla czytelników Kafki. Miałam wiele testowych projekcji, szczególnie dla młodych ludzi, którzy nigdy Kafki nie czytali albo czytali tylko jakiś krótki bryk w szkole, ale film odbierali bardzo osobiście, jak (film) o nich - powiedziała reżyserka.
- Wydaje mi się, że udało się tam zawrzeć pewną prawdę o człowieku, niezależnie od tego, czy nazywał się Franz Kafka i był geniuszem, czy też był po prostu człowiekiem, który próbuje jakoś nauczyć się żyć - podkreśliła.
Pytana, czy kandydatura tego filmu do Oscara to nadzieje czy kłopot, przyznała: - To trochę kłopot, tym bardziej, że myślę, że akurat ten film na Oscara nie ma szansy i nie wiem, czy ma szansę na nominację.
- Walczymy teraz, żeby film znalazł się na tak zwanej krótkiej liście, bo to już jest uhonorowanie. A ja już byłam kilkakrotnie nominowana do Oscara, więc nie jest to dla mnie jakieś specjalne przeżycie. Ale dla filmu to jest istotne, bo się o nim mówi - zaznaczyła.