„Królowa Śniegu” Hansa Christiana Andersena w reż. Pawła Szkotaka w Teatrze Lalka w Warszawie. Pisze Anna Czajkowska w Teatrze dla Wszystkich.
W repertuarze warszawskiego Teatru Lalka pojawił się kolejny spektakl z nutą nostalgii i głębszej refleksji. Znana baśń Hansa Christiana Andersena, w scenicznej adaptacji i reżyserii Pawła Szkotaka, to piękna, niełatwa, ale i pełna humoru opowieść o dwójce dzieci, Kaju i Gerdzie, którzy nie byli rodzeństwem, ale kochali się jak brat i siostra. „Królowa śniegu” jako przypowieść o życiu przybliża dzieciom nie tylko pojęcie przyjaźni i miłości, ale sięga głębiej – podejmuje temat poświęcenia, odkrywania własnej tożsamości, doceniania tego, co najwartościowsze w ludzkim żywocie. Twórcy spektaklu z powodzeniem dowodzą, że utwór sprzed nieomal dwóch wieków, pokazany w wersji muzyczno-słownej, może być jednocześnie nowoczesny i staroświecki, a wciąż zgodny z duchem i literą baśniowego tekstu. Dzięki teatralnej szacie trudne tematy, walka dobra ze złem stają się mniej zawiłe i bardziej zrozumiałe dla młodego widza. Sceniczna wersja staje się podróżą przez karty książek duńskiego pisarza i poety – przepiękną, przemawiającą do wszystkich zmysłów i na długo zapadającą w pamięć.
„Królowa śniegu” nie od dziś jest jedną z najpopularniejszych na całym świecie baśni autorstwa Hansa Christiana Andersena. Historia dwójki małych przyjaciół – Kaja i Gerdy – porusza serca czytelników od dawna, a diabelskie zwierciadło budzi grozę kolejnych pokoleń dzieci. Zrobił je zły czarodziej, by wszystkie rzeczy piękne i dobre wyglądały w nim szkaradnie albo śmiesznie, a brzydkie – jeszcze gorzej. Uczniowie czarnoksiężnika rozbili lustro na miliony, miliony drobnych szczątków. Jeżeli taki odłamek wpadł komuś do oka, człowiek ten wszystko widział odmiennie niż do tej pory i mocno wykrzywione. Gorzej, gdy taka okruszyna diabelskiego lustra wpadła do serca – stawało się ono kawałkiem lodu i nikogo kochać już nie umiało.
„— Aj! — zawołał Kaj nagle. — Coś mnie ukłuło w serce! Coś mi do oka wpadło! — Pewno już wyleciało — rzekł Kaj niecierpliwie i odsunął się od dziewczynki. Niestety, nie wyleciało. Był to właśnie drobniutki pyłek stłuczonego zwierciadła czarodzieja; utkwił mu w oku i zmienił świat cały, nie pozwalając widzieć na nim nic pięknego, nic dobrego. A co gorsza, pyłek taki wpadł mu w serce, które nagle stało się zimne i twarde, przestało czuć i kochać”. Tak się zaczyna ta bajka, podobnie we wszystkich tłumaczeniach, a było ich kilka. Paweł Szkotak wykorzystuje nowy przekład Bogusławy Sochańskiej (z 2006 roku), równie udany, jak te znane dorosłym widzom z czasów dzieciństwa. Andersen nie pierwszy spogląda w głąb tajemnic ludzkiej psychiki i ludzkiego losu, a ponieważ jest artystą, swoje myśli, zachwyty czy lęki przedstawia wciąż w innych, różniących się szczegółami historiach. Paweł Szkotak w nieco odmienny niż sam pisarz sposób oddaje niezwykły klimat fantazyjnej opowieści, czasem poważnej, filozoficznej, czasem zabawnej, ale zawsze pozostaje w zgodzie z autorem „Królowej śniegu”. Na scenie, wśród zapierającej dech w piersiach scenografii i pełnej energii muzyki, snuje się cudowna opowieść, skrojona ze snów i marzeń wielkiego Duńczyka z Odense. Nie byłoby jej bez barwnych postaci: ludzi i roślin oraz zwierząt obdarzonych ludzkimi cechami, czasem absurdalnych, czasem troszkę groźnych, ale ocieplonych muzyką i humorem.
W swoim spektaklu Szkotak łączy kilka technik teatralnych – samo przedstawienie grane jest w planie aktorskim i lalkowym (ku uciesze wszystkich). Marionetki ożywają w rękach animujących je aktorów i nabierają charakteru. I to jakiego! Aktorzy bez trudu znajdują wspólny język z najmłodszymi i dbają o to, aby urokliwa baśń przyniosła dzieciom sporo radości. Podążają za reżyserem i wspólnie, zgodnie z myślą autora baśni, bez nużącego moralizatorstwa, za to w mądry, pełny humoru, przystępny sposób dają okazję do refleksji nad problemami, które i dojrzałym ludziom wydają się niełatwe. Chodzi o podążanie za głosem serca, niezłomność i odwagę. A także o historię zła – dlaczego pojawia się w niektórych ludziach? Co więcej, pokazują dzieciom, czym jest poszukiwanie własnej tożsamości i życie w zgodzie z wewnętrznym dzieckiem. Występujący uwypuklają tragizm i komizm treści, prostotę i naiwność tak zmyślnie, aby liryczna struna mistrzowskiego tekstu zabrzmiała jak najlepiej. W adaptacji Szkotaka Kaj i Gerda są dorosłymi ludźmi, narratorami, a lalki – to bohaterowie ich retrospekcji. Aneta Harasimczuk, odtwórczyni roli Gerdy, porusza moje serce i wzrusza, z ogromną delikatnością i wrażliwością wcielając się w swą bohaterkę. Obserwuję jej uważność i subtelność, choć koniecznego zdecydowania też jej nie brakuje, kiedy gra tego wymaga. Podobne skoncentrowanie oraz emocjonalne wyczulenie podziwiam u Grzegorza Felusia – Kaja. Oboje stanowią doprawdy piękny duet! Aneta Jucejko-Pałęcka i Wojciech Pałęcki (jego znakomita dykcja, poczucie humoru, „kradną” wielokrotnie uwagę widza) są jak zwykle rewelacyjni, gdy bez trudu wcielają się w różne postaci. Aneta Jucejko-Pałęcka jest znakomitą Wroną, potem jednocześnie małą Rozbójniczką (lalką) i jej matką, w końcu Starą Kobietą oraz Finką z zimnej Północy. Warto docenić taką umiejętność płynnych zmian, bez cienia wahania. Królową Śniegu kreuje Olga Ryl-Krystianowska – zimna, nieprzystępna, bezwzględna i egoistyczna, czyli dokładnie taka, jak u Andersena. Aktorka gra również Księżniczkę i Laponkę, gładko i z naturalnością. Co tu kryć, w tym przedstawieniu najwyraźniej królują kobiety (czyli dokładnie tak, jak chciał Andersen).
Kolejne sceny to kolejne pomysły inscenizacyjne i perełki. Jak wiadomo muzyka zwykle stanowi ważny element spektakli dla dzieci, lubiany i doceniany. Tutaj staje się nieodłączną częścią przedstawienia (ukłon w stronę autora, Łukasza Matuszyka), tak samo jak zabawne piosenki, nadające rytm inscenizacji. Spektakl jako całość przemawia do publiczności pięknym, plastycznym językiem teatru, nie pozwalając maluchom ani na chwilę znużenia. Niezwykła scenografia, którą przygotowała Martyna Kander intryguje i niepokoi, budując klimat z marzeń i snów. Fantastyczne obrazy, obecne w całej inscenizacji, tworzą wrażenie głębokiej, dynamicznej przestrzeni, pełnej różnorodnych, ruchomych iluzji. Rozpryskujące się na tysiące kawałków lustro oddaje magiczna projekcja autorstwa Jagody Chalcińskiej, ogarniająca całą widownię. Ten sam element powróci jeszcze, zachwycając pod koniec przedstawienia, ale tym razem jako płatki zwyciężonej Królowej Śniegu. Poradzi sobie z nimi Gerda, a pomogą jej dobre Anioły. Miasto, z migocącymi światłami okien domkami, kraje Północy, pałac księżniczki, ogród i las – to wszystko udało się w znakomity sposób pokazać w jednym, godzinnym spektaklu. Nie tylko dzięki multimedialnym projekcjom, ale też grze świateł Karoliny Gębskiej.
Ubrana w fantazję i bajkową refleksję, pełna zadumy myśl duńskiego pisarza z Odense przemawia tu do wszystkich – dzieci i rodziców. I niesie nadzieję, uśmiech oraz kojący czar owiany smutkiem, tak charakterystyczny dla Andersena.