„Pętla” zaczyna się od słów, które łatwo przeoczyć – „z dobrą kobietą – nie boli życie”. A my proponujemy zatrzymanie się chwilę nad nimi – mówi Anna Smolar, reżyserka nowej adaptacji opowiadania Marka Hłaski. I zmienia tytuł na „Melodramat”, w podwójnym cudzysłowie. Pisze Michał Centkowski w „Vogue Polska”.
Marek Hłasko napisał „Pętlę” w wieku zaledwie 22 lat. Opowiadanie opublikowane w 1957 roku w zbiorze „Pierwszy krok w chmurach” jest przejmującym obrazem walki z nałogiem. Kuba, upadły inteligent, alkoholik, postanawia zmienić swoje życie. Przyglądamy się 24 godzinom, które zdecydują o jego dalszym losie. W tym samym roku brutalną wiwisekcję uzależnionego bohatera zekranizował Wojciech Jerzy Has. Wówczas Kubę zagrał Gustaw Holoubek, w roli próbującej go ratować Krystyny partnerowała mu Aleksandra Śląska. Po wielu dekadach od wydania i ekranizacji, tekst Hłaski na scenę Teatru Powszechnego w Warszawie przenosi Anna Smolar.
I choć warszawskie przedstawienie czerpie inspiracje z filmu Hasa, to nie Kuba jest centralną postacią „Melodramatu”. Bo też przedstawienie Smolar nie jest kolejną opowieścią o heroicznych zmaganiach charyzmatycznego bohatera toczącego nierówną walkę z nałogiem – do jakich przyzwyczaiły nas kino, literatura czy sztuka. To raczej historia o tych, którzy są obok, i których życie nałóg bliskich także niszczy i pożera. – Hłasko pojawił się, kiedy skrystalizowało się u mnie przekonanie, że potrzebujemy w tym spektaklu przenieść uwagę z osób uzależnionych na osoby współuzależnione. Przesunąć kamerę z Kuby, kanonicznej postaci człowieka pijącego, w stronę Krystyny, towarzyszki, opiekunki, wybawicielki. A to nie jest wcale łatwe, bo kultura karmi nas wielkimi postaciami autodestrukcyjnymi, uczy nas fascynować się ich mrokiem, rozpaczą, ale też wielką wrażliwością i rodzajem tajemnicy. Natomiast bardzo mało jest opowieści skupiających się na tych, którzy są tuż obok. Na osobie czy też całej sieci osób wciągniętych w to uzależnienie – tłumaczy reżyserka.
Choć dramaturgiczną oś spektaklu, podobnie jak w literackim pierwowzorze, stanowi skomplikowana relacja pary głównych bohaterów, na scenie Powszechnego nie ma jednej Krystyny i jednego Kuby. Aktorki i aktorzy budują kreację zbiorową, przyglądają się swoim bohaterom, opowiadają o nich, współtworzą postaci. Odpowiedzialna za reżyserię oraz adaptację Smolar razem z dramaturżką Natalią Fiedorczuk wydobywają z Pętli dwie główne figury po to, by przyjrzeć się ich miłosnej relacji. Świadomie bawią się przy tym konwencją. – Nasza opowieść zaczyna się tam, gdzie króluje melodramat, w krainie wielkich uczuć, wielkiej pasji – wskazuje artystka. – Zanurzamy się w formie melodramatycznej, żeby zobaczyć, jakie scenariusze pracują w nas najmocniej, jakie schematy definiują nasze reakcje i życiowe wybory. Jak tradycyjna narracja o relacjach męsko-damskich staje się żyzną glebą dla mechanizmów współuzależnieniowych.
Ekranizacja Hasa jest istotnym punktem odniesienie jeszcze z jednego powodu. Kino, jak w ślad za Žižkiem wskazuje Smolar, jest źródłem, uczy nas pragnąć i pożądać. Twórczynie i twórcy spektaklu nie tylko przyglądają się kulturowej fascynacji silnymi figurami w procesie autodestrukcji, ale też obnażają toksyczny, patriarchalny model socjalizacji kobiet. Wskazują na mechanizm rozdawania społecznych ról, który sprawia, że tak często padają one ofiarą współuzależnienia, rezygnują z siebie, wikłając się w toksyczną relację. – Zadajemy na scenie pytanie, kim właściwie jest ta dobra żona, co to za figura i jak w podświadomości zbiorowej definiujemy sobie dobroć – mówi Smolar. – Zresztą nie tylko w kontekście związków heteronormatywnych. Interesują na rozmaite związki, ale też szeroko pojęte relacje rodzinne oraz te zawodowe – dodaje. W warstwie psychologicznej ważną inspirację dla przedstawienia stanowi książka Mony Chollet „Wymyślić miłość na nowo. Rozważając istotę romantycznych relacji heteroseksulanych”, autorka zwraca uwagę na wątki władzy czy nierówności i pyta o modele wychowania kobiet, w których opieka nad partnerem wciąż stanowi najważniejszy cel relacji.
– U Hasa, podobnie jak u Hłaski, Krystyna jest zaledwie cieniem, karykaturą – mówi reżyserka spektaklu. – W „Melodramacie” pragniemy zobaczyć ją w całej złożoności jej doświadczenia. Chcemy pozwolić, by wreszcie opowiedziała siebie, żeby przestała myśleć o sobie jak o wiecznie drugoplanowej postaci.
***
Tekst ukazał się w majowym wydaniu magazynu Vogue Polska, nr 5/2023