EN

1.07.2022, 16:43 Wersja do druku

Wilgoć budzi bestię

fot. Filip Wierzbicki / mat. teatru

„Woda w usta” Sandry Szwarc w reż. Leny Frankiewicz we Wrocławskim Teatrze Współczesnym. Pisze Konrad Pruszyński na swoim blogu.

„Woda w usta” Sandry Szwarc to historia o wielkiej miłości i nie mniejszej wyrwie w sercu, z powodu jej dojmującego braku – czytamy w programie przedstawienia (wypowiedź Pauliny Wosik). Wrocławski Teatr Współczesny w swojej produkcji prezentuje obraz zdeformowanej rodziny, która miast bezpieczeństwa i akceptacji, funduje swoim członkom liczne cierpienia. Alkohol budzi w ojcu bestię, a wyrzuty matki wzmagają tylko poczucie winy bliźniaczego rodzeństwa Violi i Sebastiana. Schemat fabularny znany i powielany na przestrzeni wieków na najróżniejsze sposoby. Czego jednak oczekiwać, skoro temat nigdy się nie dezaktualizuje, a „z tym płomieniem biegnie sztafeta pokoleń”? Jako społeczeństwo z owego destrukcyjnego maratonu nie potrafimy się wyrwać. Jak radzi sobie z tym problemem jednostka? Czy Viola rozerwie zamknięte koło nieszczęść?

Viola ucieka z domu. Trafia na bezludną wyspę. Postawa dziewczyny nie dziwi. Ojciec nieustannie poszukuje „wilgoci”, matka wciąż prawi banały, powtarza charakterystyczne zwroty („do grobu mnie wprowadzicie”), a jej słowa „wy tam, przecież was widzę” skierowane do dwójki jej dzieci, brzmią co najmniej jak marnej jakości żart. Matka może widzi, gdzie znajdują się Viola i Sebastian, ale nie dostrzega ich rozterek, strachów i emocji. Widzi, ale pozostaje bierna. Jej ciche przyzwolenie budzi w odbiorcy silny sprzeciw. Świetnie określiła to sama odtwórczyni roli Pani Matki – Anna Kieca, mówiąca, że najtrudniejsza jest konfrontacja z demonami przeszłości, jakimi okazują się najbliższe nam osoby.

Nie ma co dużo pisać o fabule spektaklu w reżyserii Leny Frankiewicz, bo tę historię należy po prostu przeżyć. Opowieść to taka, jakich wiele, ale nie umniejsza to jej emocjonalnego wydźwięku. Warto jednak pochylić się nad realizacyjną stroną „Wody w usta” – szczególnie scenografią Arka Ślesińskiego oraz światłami w reżyserii Aleksandra Prowalińskiego. To właśnie wspomniane elementy tej teatralnej układanki uczyniły ze spektaklu WTW dzieło godne szczególnego polecenia. Rodzaj przezroczystej plandeki oddzielającej nieregularnie ukształtowaną scenę od widowni, nadaje z jednej strony wrażenie dystansu, odrębności wobec dziejącej się na deskach historii, z drugiej jednak wywołuje ona poczucie realnego uczestnictwa, rzeczywistej obecności w tym zamkniętym świecie-więzieniu bohaterów „Wody w usta”. Viola, niezależnie od tego, gdzie się znajduje (w domu czy na bezludnej wyspie) zawsze pozostaje odcięta od świata, od zewnętrznych, względem jej rodziny, bodźców, od miłości. Być może sama ucieczka z domu nie wystarczy, by wyjść na prostą i ułożyć sobie życie na nowo. Być może potrzebna jest zdecydowanie głębsza zmiana mentalna, której fizycznym znakiem mogłoby być przerwanie oddzielającego Violę od reszty świata muru, wyjście poza jasno wyznaczone ramy, zaprzestanie rozpamiętywania przeszłości na rzecz konstruowania szczęśliwszej przyszłości? Nie jest to łatwa droga, ale zdecydowanie warta poniesionego trudu.

Na słowa uznania zasługuje również aktorska harówa Pauliny Wosik, Anny Kiecy, Mariusza Bąkowskiego oraz nowego nabytku WTW Rafała Cielucha (transfer z legnickiej Modrzejewskiej). „Woda w usta” to gra zdecydowanie zespołowa, a każda kropla wylanego przez aktorki i aktorów potu, musi zostać doceniona!

Źródło:

kpruszynski.blogspot.com
Link do źródła