EN

14.11.2022, 09:22 Wersja do druku

Wiem nie wiem albo ludzie z końmi zawsze wygrywają

„Grupa krwi” Anny Wakulik w reż. Macieja Gorczyńskiego w Nowym Teatrze im. Witkacego w Słupsku. Pisze Katarzyna Wysocka w „Gazecie Świętojańskiej”.


fot. mat. teatru

Nowy Teatr im. Witkacego w Słupsku stał się admiratorem konkursu stypendialnego „Dramatopisanie” Instytutu Teatralnego i jego laureatów, którym po raz drugi udostępnił przestrzenie swojego teatru, aby pokazać publiczności współczesną dramaturgię. „Ciemna woda” Amanity Muskarii koneserska na poziomie tekstu oraz intrygująca jako adaptacja sceniczna – okazała się dziełem wielokontekstowym, wielowątkowym, z bogatym podłożem psychologicznym postaci dramatu. Innymi słowy – była gęsta gęstością nasyconą. „Grupa krwi” Anny Wakulik nie sprostała pokładanym oczekiwaniom przede wszystkim na poziomie koncepcji postaci, które, walcząc o równość i sprawiedliwość dziejową, są nieautentyczne.

Jakościowych tekstów współczesnych dramaturgicznych jest jak na lekarstwo, zatem każda próba może być warta zatrzymania. Anna Wakulik wzięła na warsztat pokolenie millenialsów, czyli pokolenie Y, spadkobierców nie tylko krwi przodków, ale także idei bycia kowalem własnego losu, odrzucania autorytetów, podważania ról społecznych, rozmiłowanych w grach komputerowych. Dwie pary rodzeństwa spotykają się w wyznaczonym historią miejscu, aby dokonać wiwisekcji wspartej udziałem materialnym i niematerialnym przodków. Rozchodzi się o genealogię, która wyjściowo była ważna dla każdej postaci, ale koniec dramatu temu przeczy, choć przecież trudno wyzbyć się jarzma krwi poprzez nieuzasadnioną demonstrację niezależności. Rodzeństwo starsze: Rita (Katarzyna Pałka) lat 42 i Michał (Wojciech Marcinkowski) lat 35 „podejmują gościną” rodzeństwo młodsze: Annę (Ksenię Tchórzko) lat 33 i Michała (Adama Borysowicza) lat 30 – w progach domu rodzinnego. Jak się okazuje, dziedzictwo przodków w trakcie rozwoju akcji dramatu może zmienić właścicieli, by na koniec stać się balastem nie do utrzymania. Czworo bohaterów przeżywa dylematy natury egzystencjonalnej, choć dla każdej postaci oznacza to co innego. Para starsza, doświadczywszy „traumy” bogactwa, znalazła się w punkcie zwrotnym – jak dalej swym życiem pokierować, aby dużo nie stracić lub tylko zachować status quo. Para młodsza, obarczona wysiłkiem „wykuwania” własnego losu i poprzez umowną stabilizację materialną lub emocjonalną budowania swojej przyszłości, także dociera do pewnego momentu krytycznego. Łączy ich skłonność do dygresji, sugestii, destrukcyjnej krytyki, korzystania z mechanizmu iluzji i zaprzeczania.

Rita – najbardziej „ogarnięta” i pewna siebie, „załatwia” kwestię dziedzictwa ze swoistą dezynwolturą, bez zgody zainteresowanych, doprowadzając ponadto do niszczenia dowodów woli dziadka. Jej brat, umowny anarchista, zwolennik równości idei, z sentymentem kolekcjonujący wspomnienia o charakterze dobroczynnym, wyrasta na pozbawionego decyzyjności selekcjonera aktywności. Anna – stara za młodu, jest najbardziej bezbarwną postacią patrzącą na świat przez pryzmat lęków, odrzucenia i pacyfikacji emocji. Michał numer dwa, najmłodszy, zbiera najwięcej sympatii, bo wydaje się być zwolennikiem trzeźwego podejścia do świata, czerpiącego satysfakcję z funkcjonowania społecznego, choć właściwie rozpoznającego odium prekariatu. Co powoduje, że są nieautentyczni? Język, jaki im wtłacza autorka. Wszystkie postaci wydają się posiłkować frazami wyjętymi z różnych kontekstów, z tendencją do zbyt licznych dygresji, zapożyczeń i schematów. Automatyczna otwartość postaci stoi w sprzeczności z tendencją do deprymowania interlokutorów, można nazwać to bezczelnością lub awanturnictwem. Postaci dramatu w tym sensie stają się mocno podobne do siebie, a przecież milenialsi znani są z uporczywego dbania o odrębność samoistną i bezkonfliktowość. Geneza doprowadzenia do spotkania się dwóch par (przysłowiowe – „sprawdzam”) jest tak samo irracjonalna jak sposób komunikacji, który zostaje narzucony postaciom. Aktorzy odgrywają swoje postaci, nie wchodzą w nie, bo nie mają się od czego odbić.

Nie należę, jak autorka tekstu, do tego pokolenia, jednak obcując z nim, nie mam przeświadczenia, że to pokolenie spiera się na racje równościowe sięgające czasów wyzysku i pańszczyzny. Owszem, wszelka przemoc (jak np. gwałt pana na chłopce) jest im obca, chociaż mają skłonność do ortodoksyjności i obrony własnych poglądów za wszelką cenę, długodystansowego wchodzenia w pewne role, jednak to nie jest pokolenie, które pójdzie na barykady z powodu idei. Rodzinna niesprawiedliwość, jeżeli następuje, jest raczej odrzucana czy marginalizowana, co zresztą egzemplifikuje się w dramacie w ostatniej „płonącej” scenie, ale sposób zawiązania tego dramatu przez autorkę mocno rozczarowuje. Można odnieść wrażenie, że nie wygrywa żadna idea, żadna postać, nic nie nabiera blasku, a pokolenie Y stoi nad przepaścią. Jeżeli tak jest w istocie – to mamy wszyscy robotę do wykonania.

Dramat krwi, w moim odczuciu, nie następuje. Nie dochodzi w spektaklu wyreżyserowanym przez Macieja Gorczyńskiego do finalizacji kwestii rozliczenia pradziadów z podtrzymywania struktury panów i chamów oraz wpływu na współczesne pokolenia. Możliwa skala zjawiska, jak również nierozstrzygalność tej kwestii na poziomie rekompensaty dziejowej – też nie zaistniały. Miałam wrażenie, że to tylko temat do przegadania w dramacie, a nie sam dramat. Reżyser zaufał tekstowi, stawiając przewidywalny spektakl pozbawiony ozdobników, niuansów i wyzwań. Za mało.

Mimo mankamentów spektakl należy zaliczyć do najambitniejszych prób Nowego i zdecydowanie warto samemu przekonać się o jego wartości.

Cały tekst „Grupa krwi”

Tytuł oryginalny

Wiem nie wiem albo ludzie z końmi zawsze wygrywają

Źródło:

Gazeta Świętojańska online
Link do źródła

Autor:

Katarzyna Wysocka

Data publikacji oryginału:

11.11.2022