„Fortissimo” Małgorzaty Czerwień w reż. Marcina Libera w Akademii Sztuk Teatralnych w Krakowie. Pisze Wiktoria Wojas, członkini Komisji Artystycznej 31. Ogólnopolskiego Konkursu na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej.
Fortissimo znaczy: grać głośno, mocno. A tymczasem dyplomowy spektakl o tym tytule raczej pianissimo, subtelnie porusza trudne, złożone kwestie. Na scenie krakowskiej Akademii Sztuk Teatralnych aktorzy i aktorki wcielają się w osoby biorące udział w Konkursie Chopinowskim. Przez niemal dwie godziny walczą o siebie i ze sobą, sfera psychiczna ściera się z fizycznością. Wielkiej pasji towarzyszy wysiłek, zmęczenie, ból i wyrzeczenia. Publiczność wraz z pianistami i pianistkami przechodzi przez wszystkie etapy konkursu, czeka na werdykt, obserwuje reakcje odpadających w drodze do finału. Dramatyczne wydarzenia, zdawałoby się, wymagają krzyku, buntu – ale w spektaklu właśnie cisza okazuje się najbardziej wymowna, a tłumione emocje wybrzmiewają najsilniej.
Inspirację przedstawienia w reżyserii Marcina Libera stanowił film dokumentalny Pianoforte Jakuba Piątka. Ten nietypowy reportaż składa się z rozmów z osobami biorącymi udział w XVIII Konkursie Chopinowskim (w 2021 roku). Twórcy po raz pierwszy w historii wchodzą z kamerą za kulisy tego wydarzenia. Przybliżają losy uczestników i uczestniczek (Evy Gevorgyan, Marcina Wieczorka, Michelle Candotti, Hao Rao, Leonory Armellini i Alexandra Gajieva) pochodzących z różnych stron świata. Te wybrane osoby opowiadają o swoich przeżyciach, sukcesach i porażkach; poruszają temat stresu, własnych wątpliwości. Ujawniają to, co zwykle jest pomijane w oficjalnych, pełnych patosu transmisjach. Artyści i artystki różnią się doświadczeniami, energią, stylami, planami na przyszłość. Ale łączy ich marzenie o wygranej i nieustanne dążenie do perfekcji. Stawka jest wysoka, bo zwycięstwo w Konkursie Chopinowskim może zapewnić sławę, uznanie, prestiżowe kontrakty i koncerty. Rywalizację potęguje fakt, że z osiemdziesięciu siedmiu osób biorących udział do finału trafi tylko dwanaście, a nagrody otrzyma jedynie wybrana piątka.
W Pianoforte całą narrację podporządkowano zasadom konkursu i podzielono na trzy etapy oraz finał. Dokument nie skupia się wyłącznie na dopracowanych już występach, pokazane są również przygotowania i wątki prywatne. Kamera rejestruje dwadzieścia jeden dni zmagań, wykracza poza salę filharmonii, przemieszcza się po hotelu, miejscach prób; towarzyszy osobom uczestniczącym nawet w odpoczynku oraz rozmowach z bliskimi i nauczycielami. Całość przeplatana jest archiwalnymi materiałami dotyczącymi pozakonkursowej codzienności bohaterów i bohaterek, a także ich wspomnień, pierwszych konkursów i prób. Chociaż film niewątpliwie przełamuje tradycyjne spojrzenie zarówno na artystów, jak i sam konkurs, to jest przy tym jednak dosyć ostrożny. Można odnieść wrażenie, że Piątek unika kwestii nazbyt kontrowersyjnych. Nie podejmuje problematycznych tematów związanych z przedstawianym środowiskiem, takich jak hierarchiczność, zależności, przemocowe zachowania osób uczących, skrajna presja. Szansa na zajrzenie głębiej została zmarnowana. Za to środowisko muzyczne może odetchnąć z ulgą, uniknęło złej opinii, demaskacji, konieczności wewnętrznych przemian.
W Fortissimo punktem wyjścia również były rozmowy z artystami i artystkami. Małgorzata Czerwień (autorka tekstu scenicznego) na ich podstawie stworzyła ramę dramaturgiczną spektaklu. Konkretne, zapadające w pamięć cytaty zostały rozszerzone i wzbogacone, a wreszcie scalone w monologi. Fortissimo podobnie jak Pianoforte jest opowieścią o marzeniach, pokonywaniu słabości i chwilach zwątpienia. Ale w krakowskiej inscenizacji kompleksy, bolesne otarcia i kryzysy wybrzmiewają lepiej. Postacie w swoich momentami dosadnych monologach stopniowo się otwierają. Łączą lekki, ironiczny ton z poważnym, by zwrócić uwagę także na problemy samego Konkursu Chopinowskiego i całego środowiska muzycznego. Gdzieś w tle zarysowana jest potrzeba zmiany, zmniejszenia presji ze strony jurorów, rodziców, trenerów, ale też samych uczestników. Całość podszyta jest silnym napięciem.
Można je wyczuć już na początku, gdy wchodzimy na salę i widzimy dwanaście osób siedzących bez ruchu. Każda przyjmuje inna pozycję. Wydają się niezwykle skupione, przestraszone, zmęczone. Ich stroje są pastelowe i eleganckie, ale odrobinę niedbałe, niedopasowane, przekrzywione. Zrywają ze sztywnością i perfekcją. Tak zaczyna się spektakl, dopiero po chwili bohaterowie i bohaterki stopniowo się poruszają, zmieniają miejsca, przyjmują inne gesty, pokazują kolejne emocje. Aż wreszcie ustawiają się w rzędzie, kłaniają i przedstawiają własnymi nazwiskami. W spektaklu zagrali studenci i studentki IV roku Wydziału Aktorskiego: Julia Arendowska, Sandra Boryczka, Aleksandra Burdzińska, Paulina Gajewska, Mateusz Kurcius, Alicja Matusiak, Michał Murawski, Jakub Tofil, Zuzanna Wieczosek, Grzegorz Zinkiewicz, Magdalena Żak, Kamil Żebrowski. Tuż po tej początkowej prezentacji okazuje się, że właśnie uczestniczymy w Konkursie Chopinowskim i wspólnie oczekujemy na werdykt. Scena staje się zarówno salą koncertową, jak i kulisami. Poruszające monologi (dotyczące początków kariery, wyczerpujących prób, sposobów na przetrwanie konkursu) przeplatane są scenami burzącymi patos. Konwencjonalne, niemal rytualne zachowania pianistów zostają wyśmiane, a prześmiewcze odczytanie internetowych komentarzy jest krytyką hejtu opartego na rasizmie, klasizmie i seksizmie. Natomiast scena tłumionego płaczu po przegranej pokazuje mniej prestiżowy, za to bardziej ludzki wymiar konkursu. A nad całością unosi się uwspółcześniony Duch Chopina (Filip Zaręba)…
Między poszczególnymi scenami postacie wykonują utwory muzyczne (opracowane przez Krzysztofa Kaliskiego) na stojącym w rogu pianinie. Kamera rejestruje ich twarze i wyświetla je na kotarze w tle. Chociaż słowa i muzyka wzbudzają w publiczności duże emocje, to najbardziej wymowny okazuje się moment pomiędzy kolejnymi etapami konkursu, gdy oddech jest wstrzymany w oczekiwaniu na wyniki, a artyści i artystki postanawiają wykonać utwór Johna Cage’a 4′33″. To awangardowe dzieło zostało skomponowane z samych pauz. Jego premiera odbyła się w 1952 roku: pianista David Tudor rozłożył nuty, włączył stoper i zamknął pokrywę fortepianu. Zamiast tradycyjnie rozumianej muzyki rozbrzmiewały dźwięki z otoczenia. W Fortissimo początkowo wykonanie tego utworu ma wymiar komiczny. Bohaterowie i bohaterki przesadnie przygotowują się do występu, gubią nuty, biegają po sali otwierając okna. Ale już po chwili „cisza” zaczyna grać. Ta scena pozwala chociaż na chwilę zawiesić napięcie wywołane dynamiką i intensyfikacją poprzednich scen, daje wytchnienie. Dodatkowo stwarza nieoczekiwaną możliwość odsłuchania kultowego utworu i przekonania się, że nadal działa, może nawet bardziej niż w momencie premiery. W krakowskiej sali zimny wiatr owiewa nasze twarze, słyszymy szum dochodzący z ulic, rozmowy, krzyki, dźwięki tramwajów i karetki. Stajemy się też uważni na odgłosy z widowni – oddechy, pokasływania, szepty, skrzypiące fotele.
Czujność na detale jest istotna nie tylko w tej scenie, właściwie opiera się na niej cały spektakl. Fortissimo składa się z drobnych, ale znaczących gestów, ruchów, mikrochoreografii, synchronicznych i kolektywnych działań opracowanych przez duet Hashimotowiksa (Katarzynę Kulmińską i Paulinę Jaksim). Te układy komponują się z minimalistyczną scenografią Mirka Kaczmarka (odpowiedzialnego też za kostiumy i światło) składającą się wyłącznie z krzeseł, metronomów, fortepianu, szmaragdowych kotar i kilku rekwizytów. Spektakl ujmuje warstwą wizualną, ale na pierwszy plan nadal wysuwa się ogólny wydźwięk i powracające pytania.
Co będzie, gdy konkurs się zakończy? Ktoś wytatuuje sobie wizerunek Chopina, ktoś będzie świętował sukces, ktoś inny pójdzie na terapię, a ktoś może w końcu odpocznie. Bohaterowie i bohaterki spektaklu Fortissimo próbują odnaleźć indywidualne brzmienie. A jednak mimo różnic w finale wszyscy gromadzą się przy fortepianie i wspólnie odgrywają piosenkę Creep Radiohead. Jest w tym jakieś przełamanie i luz jednocześnie. Pojawia się też myśl, że nie ma jednej właściwej drogi, a grać można nawet wtedy, gdy ta gra nie sprawia, że świat zamiera.
*
Fortissimo i Pianoforte łączy coś jeszcze! Zarówno spektakl, jak i film skupiają się przede wszystkim na współczesnych artystach i artystkach kształtujących tę historię. To sprawia, że odpowiedź na (powtarzane w scenie spirytystycznego seansu) pytanie: „Chopin będzie czy nie będzie?” nie jest już najważniejsza. I to chyba dobrze!