„Opowieści Lasku Wiedeńskiego” Odona von Horvatha w reż. Małgorzaty Bogajewskiej w Teatrze Narodowym w Warszawie. Pisze Hanna Gęba z Nowej Siły Krytycznej.
Scena Teatru Narodowego przy Wierzbowej jest nieco klaustrofobiczna. Widownia w kształcie półokręgu wpycha się w przestrzeń gry. Gdy zobaczyłam, że „Opowieści Lasku Wiedeńskiego” będą grane właśnie tutaj, zaczęłam zastanawiać się, gdzie pomieści się obsada i zespół muzyczny. Jednak gdy usiadłam na swoim miejscu, a spektakl się zaczął, wiedziałam, że to miejsce idealne dla tego przedsięwzięcia.
Sztuka Ödöna von Horvátha opowiada o wątku z życia austriackiego mieszczaństwa w latach trzydziestych ubiegłego wieku, który określają przemiany ideologiczne i kryzys gospodarczy. Wielka historia jest dla pisarza tłem, czy raczej kontekstem, dla przedstawienia dramatu zwykłych ludzi. W interpretacji Małgorzaty Bogajewskiej główną bohaterką „Opowieści Lasku Wiedeńskiego” jest Marianna – córka lalkarza, kobieta „na wydaniu”, młoda i piękna. Jej osobisty dramat staje się tematem przedstawienia.
Spektakl zaczyna się sceną typowego obiadku rodzinnego. Na długim stole stygną kiełbasy, ziemniaki, stoi także kompot i wódeczka. Ze względu na bliskość sceny i jej niewielką powierzchnię widzowie niemal czują zapach poczęstunku. Przy stole będą siedzieć czerwoni na twarzach „wujkowe”, ich przystrojone żony lub przyjaciółki. Jeszcze nikt tam nie usiadł, a ścisk już jest wyczuwalny. Swojską atmosferę zaburza widok rozpłatanej tuszy widocznej w witrynie rzeźni w głębi sceny, jest niczym groźba, ostrzeżenie, że już za chwilę coś tu zostanie zniszczone.
Uroczystość została zorganizowana z okazji zaręczyn właściciela rzeźni Oskara (Mateusz Rusin) z Marianną (Michalina Łabacz). Przyszły (lecz niedoszły) pan młody wchodzi na scenę zdenerwowany – upewnia się, czy wszystko jest na swoim miejscu, czy dekoracje zostały rozstawione i czy zespół wie, co ma grać. Powoli scena zaludnia się podekscytowanymi gośćmi, muzycy stroją instrumenty, narzeczona przychodzi na końcu. Chociaż w tekście nie ma wyraźnej sugestii, że dziewczyna nie chce wyjść za znajomego z dzieciństwa, na scenie jest to oczywiste od pierwszej chwili. Marianna nie mówi „tak”, jej głos ginie wśród wiwatów gości i przemów o wspólnym szczęściu wygłaszanych przez Oskara. Dziewczyna jest spięta, wyrywa się z uścisków „ukochanego”.
Gra wesoła muzyka, młodzi próbują tańczyć – Oskar prowadzi koślawo, Mariannie nie odpowiada ten taniec. Trafia w objęcia Alfreda (Paweł Brzeszcz), sympatycznego lekkoducha, romansującego z bogatą wdową. Zamiast tradycyjnego tańca towarzyskiego, para wykonuje energiczny swing. Dziewczyna śmieje się, podoba się jej nowoczesny taniec i nowoczesny mężczyzna. Na tym jednak się nie kończy, para zostaje nakryta na zbliżeniu. Ojciec (Piotr Grabowski) wyrzuca Mariannę z domu. Oskar jest zrozpaczony, a widzowie udają się na przerwę.
Gdy wracają, znajdują się już w innym pomieszczeniu. Dom z zastawionym stołem zmienia się w malutkie zapluskwione mieszkanie. Witryna z tyłu sceny (wcześniej rzeźnia) w genialny sposób została przearanżowana na upiorną łazienkę. Marianna kuli się na kanapie i drży z zimna, słychać płacz dziecka. Alfred okazał się zwykłą kanalią – odkochał się w Mariannie, nie dba o rodzinę, kradnie pieniądze, nie chce pracować, aż w końcu znika.
Zrozpaczona dziewczyna zostaje wciągnięta w pracę tancerki erotycznej. Scena przedstawia spelunę, a jej publiczność to już nie mieszczaństwo na proszonym obiedzie, ale motłoch, który przyszedł oglądać erotyczne widowisko. Tym razem witryna z tyłu sceny staje się oknem jak w dzielnicy czerwonych latarni. „Dyrygent” przedstawienia (Mateusz Kmiecik) strzela batem, a na podwyższeniu widać chwiejące się podstarzałe prostytutki. Temu obrazowi nędzy i rozpaczy towarzyszy nachalnie wesoła muzyka cyrkowa. Rodzina Marianny przychodzi na jej występ. Ojciec wciąż wypiera się córki, dopiero za namową przyjaciół przyjmuje ją do domu. „Wielkoduszny” Oskar mówi Mariannie, że nie ucieknie przed jego miłością i ponawia ofertę zaręczyn.
Zakończenie przypomina początek – dziewczyna nie odpowiada amantowi. Tym razem nie próbuje się jednak uśmiechać. Stoi na scenie prawie naga (zakrywa ją tylko czyjaś marynarka) i płacze. Michalina Łabacz w niesamowity sposób poradziła sobie z tą wykańczającą emocjonalnie rolą. W tak małej przestrzeni jak Scena przy Wierzbowej widzowie zauważają najmniejsze drgnięcia mięśnia na twarzy aktorów – nie ma miejsce na niedociągnięcia. Z Marianną Michaliny Łabacz śmiałam się, płakałam, marzyłam i oskarżałam świat, który przewiduje dla kobiety tylko rolę żony.
Bogajewska położyła nacisk na nieszczęście Marianny, ale w sztuce von Horvátha tragedii jest wiele. Tak naprawdę w każdym bohaterze można dostrzec ofiarę czasów: dziecko Marianny i Alfreda umiera przez zaniedbanie, Oskar nie potrafi znaleźć nowej miłość, student jest zindoktrynowanym wyznawcą faszyzmu, kobiety żyją w cieniu mężczyzn, a wolnością mogą cieszyć się dopiero po ich śmierci (tak jak wdowa Waleria, która przeżywa „drugą młodość”). Przy pracy z tak gęstą w wątki sztuką trzeba wybrać punkt ciężkości, Bogajewska robi to naprawdę dobrze.
Mimo zdominowania przedstawienia przez Michalinę Łabacz, cała obsada jest fantastycznie zgrana. Niektóre postaci wymagają przerysowania (matka i babka Alfreda, właściciel speluny, Oskar), ale i te stonowane są wiarygodne. W wielu scenach występują wszyscy aktorzy, tłoczą się na małej scenie, ale każdy opracował do perfekcji swe zadania.
Uwagę przykuwają muzycy ubrani w stroje z epoki, z początku stojący z boku sceny, z czasem podejmują interakcje z bohaterami, stają się uczestnikami wydarzeń. Fantastycznie poradzili sobie z graniem, poruszaniem się w niewielkiej przestrzeni i z małymi zadaniami aktorskimi. Tłoczyli się przy stole z instrumentami, a potem byli „dyrygowani” podczas występu w spelunie. Chociaż znajdowali się na scenie prawie cały czas, ani przez moment nie pomyślałam, że nie mają tam co robić.
Nie tylko więc niewielka scena i minimalistyczna, ale funkcjonalna scenografia Anny Marii Karczmarskiej umożliwiła widzom wejście w środek miejsc i wydarzeń. Także dzięki aktorom, siedzieliśmy przy stole, byliśmy intruzami w niegościnnym mieszkaniu Marianny, a potem weszliśmy do piekielnego klubu nocnego. Bogajewska z zespołem stworzyli klasyczny w formie, ale niezwykle udany i przejmujący spektakl. Tradycyjny teatr w mistrzowskim wydaniu.
***
Ödön von Horváth
„Opowieści Lasku Wiedeńskiego”
przekład: Barbara Swinarska
reżyseria: Małgorzata Bogajewska
Teatr Narodowy w Warszawie, Scena przy Wierzbowej im. Jerzego Grzegorzewskiego, premiera: 4 listopada 2023
wykonawcy: Anna Chodakowska, Monika Dryl, Michalina Łabacz, Zuzanna Saporznikow, Beata Ścibakówna, Anna Ułas, Paweł Brzeszcz, Wiesław Cichy, Piotr Grabowski, Mateusz Kmiecik, Hubert Łabacz, Mateusz Rusin, Adam Szczyszczaj