Kto słuchał opowieści, co ponoć jest bardziej niż genialne akapity Schulza - nie do słuchania? Kto w psi zmierzch do końca stał przy "Osmędeuszach"? Setka stetryczałych absolwentów przedwojennego gimnazjum, którzy do dziś żonglują greką i łaciną, zaś po polsku mówią zdaniami nie do wytrzymania pełnymi? Nie. Słów o miłości i śmierci słuchali ludzie zwykli - pisze Paweł Głowacki w Dzienniku Polskim.
A któż tego będzie słuchał...", powłóczyście westchnął mój stary druh Bodzio - ważna postać krakowskiej kultury - kontemplując pudełko z płytami, na których Anna Polony nagrała swoje czytanie "Sklepów cynamonowych" Brunona Schulza. Na obliczu Bodzia krzepła plama pobłażliwej litości - rytualny znak troski mędrców, którzy nie mają złudzeń co do popytu w świecie naszej współczesnej kultury, gdyż pewni są, że nieuchronne matołectwo Polaków (bo internet, bo esemesy i czasu brak) puchnie z geometryczną intensywnością. Krótko mówiąc, Bodzio wie, iż nikt Schulza Polony nie wysłucha, albowiem w takim, panie, świecie żyjemy i nie ma się co, panie, obrażać. Tegoroczny, XXVI Festiwal Teatrów Ulicznych nie miał szczęścia. W Krakowie lało babilońsko - artyści parali się czekaniem na szczeliny między wodami. Stanisław Dembski i artyści jego Teatru Pijana Sypialnia prosili o 50 minut suchego powietrza - i to im było dane. Na niewiele wię