EN

15.12.2021, 14:43 Wersja do druku

Widziane z górnego balkonu

"Historia Ziemi. Epoka Chaotycka" wg Stanisława Lema i Jana Józefa Szczepańskiego w reż.  Jana Tomaszewicza w  Teatrze im. Jerzego Szaniawskiego w Płocku. Pisze Rafał Kania*.

fot. Waldemar Lawendowski

„Kto czasy swe chce widzieć właściwie, niechaj patrzy na nie z daleka.
Z jak daleka? To bardzo proste: akurat z takiej odległości, by nie mógł
już poznać nosa Kleopatry.”
José Ortega y Gasset

Dystans konieczny do uchwycenia istoty otaczającej nas rzeczywistości, wspomniany przez Gasseta, możemy osiągnąć zarówno dzięki odległości przestrzennej, jak i czasowej. Na takim zabiegu została oparta konstrukcja „Pamiętnika znalezionego w wannie”. Stanisław Lem przenosi nas do XXXII wieku, kiedy to archeolodzy odkrywają ruiny Ostatniego Pentagonu u stóp góry Haar-Vurda. Odległość czasowa, jak również wymyślona terminologia (Papyr, Kap-Eh-Tal, Ammer-Ku, Thoo-Llar itp.) w magiczny sposób tworzą perspektywę, w której opisywany świat, chociaż bezpośrednio nam dany, zaczynamy postrzegać, jak obcą, odległą cywilizację.

Spojrzenie na współczesność z perspektywy XXXII w. to rodzaj amplifikacji mającej uświadomić odbiorcy dzieła niestałość i kruchość, a często absurdalność świata znaków, symboli i rytuałów współczesności. Ten szczególny rodzaj, nawiązując do koncepcji Emila Durkheima, faktów społecznych sumuje się tworząc kontekst wartkiego nurtu codzienności. Zanurzony w nim człowiek nie dostrzega umowności świata, przyjmując istniejącą konwencję za byty obiektywne. Bezrefleksyjność prowadzi do traktowania z największą powagą nawet największych niedorzeczności, o ile zostały uświęcone tradycją. Dzięki zręcznemu zabiegowi Lema, który zwykł nas zabierać na wyprawy w odległe czasoprzestrzenie, zaczynamy dostrzegać umowność i nietrwałość świata zbudowanego przez człowieka.

 Interpretatorzy twórczości Lema widzą w „Pamiętniku…” zjadliwą satyrę na Polskę Ludową, a w zabiegu transpozycji ustrojowej (wszak akcja dzieje się w Gmachu Pentagonu w Ammer-Ku) i czasowej (pamiętnik zostaje znaleziony w odległej przyszłości czwartego tysiąclecia), sposób na przechytrzenie komunistycznej cenzury. Moim zdaniem zamysł autora wykracza daleko poza tak zdefiniowaną perspektywę. Wydaje się bowiem, że Lem chce uświadomić nam problem o znaczeniu uniwersalnym wykraczającym ponad perspektywę lokalną. Nie obnaża bowiem zagrożeń związanych z organizacją konkretnego systemu społecznego czy reżimu politycznego, ale problemu dotyczącego wszystkich modeli ustrojowych, które mają wpisane w swój genotyp uprzedmiotowienie człowieka. Porządek taki opiera się na uniformizacji będącej skutkiem narzucania coraz to nowych schematów postępowania. Ostatecznie każdy system oparty na tej logice, w imię uzasadnienia własnego trwania, ma tendencję do sprowadzania jednostek do roli niewielkich trybików wielkiego mechanizmu, w którym „elementy składowe” przestają mieć jakąkolwiek wartość i znaczenie. W takim świecie rozsądną strategią przetrwania i ochrony resztek podmiotowości jest kurczowe trzymanie się obowiązującej konwencji i formy, nawet jeżeli trudno odnaleźć w niej choćby namiastkę sensu.

Lem dostrzega jeszcze jedno poważne zagrożenie dla współczesnego świata. Proces wzmacniania systemu prowadzi do szczególnego paradoksu. Dążenie do porządku i uniformizacji skutkuje powstaniem ich antytezy – chaosu. Wszechogarniająca biurokracja, mnożące się instrukcje i dyrektywy skutkują utratą wszelkiej kontroli nad przebiegiem najbardziej prozaicznych spraw. Niepostrzeżenie dochodzi do konwersji ról. Stworzony z myślą o dobru człowieka system przestaje mu służyć. To człowiek zaczyna służyć systemowi, nie rozumiejąc dlaczego to czyni.

W fascynującą podróż śladami Lemowskiej interpretacji otaczającego świata zabiera nas Jan Tomaszewicz w sztuce „Historia Ziemi. Epoka Chaotycka” wystawionej na deskach Teatru Dramatycznego im. Jerzego Szaniawskiego w Płocku. Poznajemy Gmach i jego funkcjonariuszy skupionych na tworzeniu kolejnych planów strategicznych i przygotowywaniu tajnych misji, które mają pozwolić osiągnąć przewagę w rywalizacji z antygmachem. Dzięki zastosowaniu zręcznego zabiegu reżyserskiego, efekt oddziaływania zaproponowanej przez Lema konwencji literackiej został nie tylko zachowany, ale nawet wzmocniony. Odmiennie bowiem od intencji autora książki, ale zgodnie z powszechną intuicją podzielaną przez miłośników twórczości Lema, akcja sztuki została umieszczona w przyszłości.

W zuniformizowany, pozbawiony odrobiny pierwiastka człowieczeństwa świat Gmachu, zostaje „wrzucony” Pierwszy (Adam Gradowski), który nieco zagubiony próbuje poznać szczegóły przydzielonej tajnej misji. W wyniku przypadku, a przynajmniej niezamierzonego ciągu zdarzeń, Pierwszy zostaje wciągnięty w tryby biurokratycznej machiny bezdusznej instytucji. Zetknięcie z kolejnymi częściami systemu, w szczególności funkcjonariuszami organizacji, stopniowo uświadamia bohaterowi, że został wpisany we wszechogarniającą konwencję sztuczności wydrenowaną z jakiegokolwiek sensu. W zrutynizowanym do granic absurdu świecie pozorów istota ludzka zostaje sprowadzona do roli nieistotnej części zamiennej systemu. Całość przypomina dystopijną wizję Orwellowskiej Oceanii, w którym pozbawione człowieczeństwa istoty podporządkowane zostały interesom całości. Każdy z tych elementów może być dowolnie formowany i zastępowany innym. Kolejne obserwacje, kontakty i rozmowy z przebywającymi w siedzibie Gmachu ludźmi: Szpiegiem (Bogumił Karbowski), Ermsem (Piotr Bała), Doktorem (Krzysztof Bień), Orfinim (Mariusz Pogonowski), pozwalają odtworzyć obraz instytucji, której bohater stał się mimowolnie integralną częścią.

fot. Waldemar Lawendowski

Rekonstruując stopniowo istotę Gmachu Pierwszy odkrywa beznadziejność sytuacji, w jakiej się znalazł. Pogrążając się w otaczającym chaosie, szuka ratunku. Sposób na częściowe odzyskanie równowagi znajduje w prowadzeniu dziennika. Na bieżąco prowadzone zapiski ułatwiają zebranie myśli, a prowadzony na kolejnych kartach wywód pozwala nadać choćby cień porządku i ekwiwalent sensu otaczającej rzeczywistości.

Szczególnie przejmującym momentem rozgrywającego się na oczach widzów dramatu jest chwila, gdy Pierwszy uświadamia sobie, że jego dotychczasowe wyobrażenie o wyjątkowości własnej sytuacji, wynikającej z rzekomo wielkiej wagi powierzonej do wykonania misji szpiegowskiej, to tylko jeszcze jeden nieistotny epizod w życiu wszechogarniającej instytucji. Okazuje się bowiem, że filozofia istnienia Gmachu opiera się na generowaniu powodów uzasadniających jego trwanie. Rolę mitu założycielskiego pełni rywalizacja z antygmachem, którego istnienie wprowadza do organizacji stan permanentnego zagrożenia, usprawiedliwiającego nawet najbardziej niedorzeczne działania. Na tej podstawie tworzone są powtarzalne, nic nieznaczące sytuacje i zdarzenia, które zostały z góry zaprojektowane jako wpisujące się w logikę architektury systemu. Autopojetyczny, samoreprodukujący się Gmach oparty na formach i konwencjach, mimo że stworzony przez ludzi, wymknął się spod wszelkiej kontroli. Ewoluując niezależnie od ludzkiej woli, niczym Hobbesowski lewiatan zaczął żyć własnym życiem, zniewalając człowieka poprzez unicestwienie wolności, stanowiącej podstawowy atrybut jego podmiotowości.

Dokonując adaptacji „Pamiętnika znalezionego w wannie” twórcom spektaklu udało się stworzyć specyficzny klimat, nawiązujący do zamierzeń Lema. Znakomita scenografia autorstwa Krzysztofa Małachowskiego, uzupełniona o instalacje multimedialne zaprojektowane przez Konrada Klisowskiego oraz wizualizacje Wojciecha Kapeli wraz z muzyką Marka Zalewskiego, oddają surrealistyczną surowość i bezduszność Gmachu Pentagonu. Dzięki zręcznej syntezie gry aktorskiej, zabiegów narracyjnych, scenografii i efektów audiowizualnych reżyser wsparty przez pełniącą funkcję asystenta reżysera Sylwię Krawiec, uzyskał szczególny efekt. Przejmujące uczucie zagrożenia chaosem, paradoksalnie wynikającym z uniformizacji i biurokratyzacji, a w szczególności braku zdolności do odrobiny krytycznej refleksji funkcjonariuszy utrwalających swoimi działaniami istnienie absurdalnego systemu, udziela się widzom z ogromną mocą. Początkowo schematyczne, wydawałoby się uporządkowane dzięki algorytmizacji funkcjonowanie systemu, wywołuje coraz większe zamieszanie, tworząc atmosferę niepokoju i przypadkowości. Ów brak kontroli nad przebiegiem zdarzeń staje się udziałem widza, który oszołomiony ambiwalentnością doznań, wynikającą ze sprzeczności między intuicyjnym rozumieniem stanu uporządkowania a chaosem w imieniu porządku wywołanym, wyrwany z bezpiecznej strefy komfortu musi zadać sobie pytanie o własne miejsce w świecie otaczającej go iluzji. Rodzą się pytania: O co w tym wszystkim chodzi? Czy ten świat w ogóle ma głębszy sens?  Może ten Pierwszy to ja? A do tego narastający dyskomfort wynikający ze świadomości kruchości stworzonej przez człowieka cywilizacji, zbudowanej na złudnej trwałości tworzonych konwencji. Czy cywilizacja ludzka przetrwa? Wszak do destrukcji pozornego porządku wystarcza epidemia papyrolizy, a czasem inna pandemia…

Czy faktycznie zatem dzieło należy uznać za pomyślane jako zawoalowana forma krytyki Polski Ludowej? Bynajmniej. O co zatem chodzi? Wydaje się, że spektakl Tomaszewicza oparty na prozie Lema należy potraktować jako nośnik przesłania o znaczeniu uniwersalnym, nakazującego nie ufać żadnemu reżimowi politycznemu zmierzającemu do odebrania podmiotowości jednostkom także wtedy, gdy działanie to bywa uzasadniane troską o szczęście ludzkości. Perspektywa nakreślona przez Lema, tak zręcznie oddana na scenie przez zespół aktorski, dzięki zabiegowi przeniesienia akcji w przyszłość, pozwala pominąć rozpraszające naszą uwagę akcydensy, takie jak wspomniany wyżej „nos Kleopatry”, a także „wąsko przystrzyżony wąs dyktatora” czy „mizerny wzrost nikczemnego dyktatorka”… Dzięki temu możemy skupić się na tym co ważne, gdy rozmyślamy nad powracającym pytaniem o najlepszy sposób organizacji zbiorowej egzystencji człowieka. Dochodzimy wtedy do wniosku, że najlepszym antidotum przeciwko wszelkim przejawom totalizmu i zniewolenia, jest dbałość o ochronę podmiotowości każdego człowieka. Czy na pewno każdego? Tak, każdego!

Powyższa konkluzja, stanowiąca wynik zetknięcia z propozycją repertuarową płockiego teatru, warta jest wysiłku intelektualnego i emocjonalnego, który jest niewątpliwie konieczny, aby zgłębić rzeczywistość będącą udziałem pokolenia Epoki Chaotyckiej.

* doktor nauk prawnych, nauczyciel akademicki, radca prawny

Tytuł oryginalny

Widziane z górnego balkonu. Recenzja spektaklu "Historia Ziemi. Epoka Chaotycka"

Źródło:

Materiał nadesłany
www.teatrplock.pl
Link do źródła

Autor:

Rafał Kania