O koncercie Polskiej Orkiestry Sinfonia Iuventus w Studiu Koncertowym Polskiego Radia im. Witolda Lutosławskiego w Warszawie pisze Robert Trębicki w Teatrze dla Wszystkich.
Polska Orkiestra Sinfonia Iuventus znów sprawiła melomanom wielką artystyczną frajdę. Zagrała jeden z moich ulubionych utworów muzyki klasycznej: IX Symfonię e-moll z przydomkiem „Z Nowego Świata” Antonina Dworzaka. Wychodzi na to, że utwór ten cieszy się olbrzymią popularnością, bo sala była pełna; albo może Sinfonia Iuventus zdobywa coraz większe rzesze fanów, którzy przychodzą na każdy koncert tej znakomitej orkiestry, niezależnie od tego, co instrumentaliści mają w repertuarze. Bardzo bym tego pragnął, by każdy koncert właśnie tak wyglądał – wypełniona po brzegi widownia, do tego odpowiednio wyedukowana i nie bijąca braw w przerwach między częściami utworów.
Podczas ostatniego koncertu orkiestrę poprowadził Marek Pijarowski, jeden z czołowych polskich dyrygentów swojego pokolenia, aktywny na wielu międzynarodowych estradach, ceniony jako pedagog i juror konkursów. Choć w paru momentach miałem wrażenie, że nie obyło się bez rytmicznych potknięć, to jednak muszę przyznać, że dyrygentowi udało się bardzo dobrze wydobyć cały liryzm i majestat potęgi orkiestry symfonicznej.
Koncert zaczął się od uwertury do opery „Wolny strzelec” Carla Marii Webera, zagranej delikatnie, lirycznie i poetycko. Drugim utworem była Symfonia Koncertująca Es-dur na skrzypce i altówkę W. A. Mozarta. Dzieło to łączy cechy symfonii i koncertu, tu jednak z przewagą elementów zdecydowanie koncertowych. Dwa instrumenty żywo ze sobą dialogują, a cały utwór przepełniony jest nastrojem pogody i beztroski. I tak też to dzieło w całości odebrałem. Wizualne (niebieskie kreacje) i słuchowe walory zapewniły świetne solistki: Aleksandra Kuls – skrzypce, uroczo podśpiewująca melodię, i Katarzyna Budnik – altówka, z uśmiechem zwracająca się w stronę swojej grupy instrumentów. Obydwie solistki pokazały na scenie wielką radość grania i artystyczny profesjonalizm. Swoim sposobem interpretacji muzyki Mozarta, który bardzo przypadł mi do gustu, pokazały, że tego typu wykonania, mniej nadęte i nieprzesłodzone, pozwalają jeszcze bardziej zbliżyć się do geniuszu autora „Czarodziejskiego fletu”.
No i wreszcie clue programu – Symfonia z Nowego Świata Antonina Dworzaka. W tej muzyce dzieje się tak wiele, a tematy melodyczne i wariacje na ich motywach wprost wbijają się w naszą pamięć. Zachwyca ilość kontrastów dynamicznych i dramatycznych, mnóstwo muzycznych „rozmów” między smyczkami a instrumentami dętymi. Genialne są też finałowe fanfary z wykorzystaniem puzonów i trąbek. To dzieło Dworzaka jest utworem fenomenalnym i dlatego należy do najczęściej wykonywanych, choć w Warszawie nie pamiętam, by w ostatnim czasie można je było gdzieś usłyszeć. Tym większe podziękowania należą się dyrekcji Sinfonii Iuventus, że zdecydowała się włączyć to wybitne dzieło do swego repertuaru.
Siedząc blisko sceny, czując koncertową kameralność i mniej nadętą atmosferę panującą na występach tej akurat orkiestry, zawsze z przyjemnością patrzę na zachowania muzyków, czule reagujących na dyrygenta czy siebie nawzajem. Po dzisiejszym koncercie trudno jednak byłoby mi wskazać swoich faworytów. Może oboistka, może nowa kontrabasistka, a może pierwsza skrzypaczka drugich skrzypiec bezustannie zerkająca na koncertmistrzynię… Tym razem wszyscy muzycy orkiestry, bez wyjątku, mnie zachwycili, więc i moje dłonie biły brawo jeszcze mocniej niż to bywało dotychczas. Miło jest słyszeć taki aplauz, tak samo jak patrzeć na wzajemne podziękowania muzyków i podśpiewujących widzów w drodze do szatni. A zatem kolejny znakomity wieczór z Sinfonią Iuventus mamy już za sobą. Jaki będzie następny, przekonajcie się już sami. Polecam!