"La Bombe" Carole Greep w reż. Sambor Czarnota z IDEA ART Hubert Ziętala na Scenie Relax w Warszawie. Pisze Robert Trębicki w Teatrze dla Wszystkich.
W przywróconych do życia przestrzeniach dawnego kina „Relax”, gdzie jako licealista w najnowocześniejszych wówczas warunkach oglądałem takie filmy jak „Mucha” „Pluton” czy „Kogel-Mogel”, przyszło mi pierwszy raz obejrzeć spektakl teatralny, bo teraz nowy „Relax” jest miejscem kultury wyższej. Przepraszam, „kultury wyższej” – ładne wykładziny, eleganckie światełka, świetnie zaopatrzony bufet… i to by było na tyle z dobroci.
Do wakacyjnej rezydencji na Korsyce przyjeżdża małżeństwo z dziećmi, by żona mogła odpocząć po niedawnym porodzie. Zastanawiające jest to, że w jednej z rozmów żona Caroline (Katarzyna Glinka) opowiada o zbliżeniach z małżonkiem Stephanem raz na dwa lata, w końcówce spektaklu okazuje się, że raz na siedem lat. Ale to pewnie drobiazg, bo trzymiesięczne niemowlę jest na tyle stresujące, że mąż (Radosław Pazura) postanawia zatrudnić opiekunkę do dziecka, tytułową „La Bombe”. Opiekunką okazuje się dwudziestolatka o imieniu Sam (Maria Wieczorek), szalenie zgrabna, pełna urody i sexapilu, która przyjechała do tej pracy aż z Londynu; kiepsko zna język francuski, więc przyjaciel domu Alban (Wojciech Błach), który przez cały czas drinkuje, będzie jej w tym „francuskim” pomagał. Nie bez kozery „francuski” jest wzięty tutaj w cudzysłów. Oczywiście nie może zabraknąć kolejnych męskich „rozmów” o atrakcyjności Sam przy szklaneczce czegoś mocniejszego, tak samo jak żartobliwych uwag, że wszystkie poprzednie opiekunki to „stare baby z wąsami”. Okazuje się, że nowa niania nie ma pojęcia o opiece nad dziećmi, ale też nieźle raczy się alkoholem, ładnie tańczy i nie stroni od trawy, co jest okazją do kolejnej zabawy erotycznej już w trójkę, bo ze Stephanem i Albanem. Oczywiście na to wszystko wchodzi żona Caroline, robi awanturę i już w samotności upija się, również paląc trawę. W międzyczasie Alban podsłuchuje, jak Sam rozmawia przez telefon i z kilku usłyszanych zdań wyciąga wnioski, że jest ona córką Stephana. Co prawda Alban nie zna angielskiego, ale to drobiazg, w rozmowie padło słowo „daddy”, więc to dla niego niezbity dowód na to, że Sam jest córką Stephana. Przerwa.
W drugiej części widzimy strasznie zdenerwowanego Stephana, bo 19 lat temu był przecież w Londynie, a Sam rozpacza. Wszystko jednak dobrze się kończy. Cała czwórka po wyprawie na plażę wznosi – jakżeby inaczej – toast za udane wakacje. I na tym koniec.
Gościnny spektakl „La Bombe” to kompletne nieporozumienie. Podziwiam odwagę osoby, która zdecydowała się na wystawieniu tego kiepskiego i słabego tekstu. Nic tu się nie układa w logiczną całość, tak naprawdę nie wiadomo o co chodzi i co z czego wynika. Trudno też mówić o aktorstwie, bo niewiele jest tu do zagrania, a cały spektakl to zlepek dialogów, w których ilość nawiązywania do męskich możliwości seksualnych, anatomii i lejącego się alkoholu przekracza granicę dobrego smaku. Przypomina to raczej skecze z głupawych kabaretów telewizyjnych. Jeśli nawet aktorzy występujący w tej produkcji są znani z telewizyjnych seriali (nie bardzo się w tej materii orientuję, bo zbyt mało oglądam) nie sądzę, by mogli zapełnić widownię od pierwszego do ostatniego rzędu. Na Scenie Relax będzie to na pewno trudne, bo widownia jest ogromna.