EN

22.04.2022, 10:01 Wersja do druku

widz_trebicki(nie)poleca: „Ginczanka. Przepis na prostotę życia”

„Ginczanka. Przepis na prostotę życia” Piotra Rowickiego w reż. Anny Gryszkówny (koprodukcja krakowskiego Teatru Łaźnia Nowa i sopockiego Teatru na Plaży) gościnnie w IT w Warszawie. Pisze Robert Trębicki w Teatrze dla Wszystkich.

fot. Dawid Śmigielski

„Łapać muchy i ziewać szeroko; nie odnawiać skończonych rozdziałów – i nie zbierać kolekcji ze spleenów, autografów i zgasłych zapałów — łykać ranki hałaśną radością i na dłoniach podawać im serce, a wieczorem zasypiać w prostocie, jak w dziecinnej mięciutkiej kołderce”.

„Przepis na prostotę życia” to kolejny monodram Agnieszki Przepiórskiej, który znowu oglądam z zachwytem. Całe, niestety, krótkie życie poetki jest pokazane w bardzo pogodny i ciepły sposób. Nawet trudne i przerażające wydarzenia zdają się nie zmącać natury Zuzanny Ginczanki w jej miłości do świata i ludzi.

Tytuł sprawił, że musiałem zapoznać się z twórczością Ginczanki, która w wykonaniu Przepiórskiej poruszyła mnie swą radością życia i niezwykłą odwagą, wchodząc w zdominowany przez mężczyzn świat poezji i literatury. I wtedy gdy dąży do realizacji marzeń przez wyjazd w nieznane. Gdy cieszy się z otrzymanego listu od Tuwima czy publikacji wiersza w literackim wydawnictwie. Rozumiem to doskonale, bo sam wiem jak się czuję, kiedy moją teatralną relację ktoś polubi czy udostępni choćby na FB.

Na wielkim ekranie za sceną prezentowane są fotografie z życia poetki, widzimy odniesienia do różnych wydarzeń, a na scenie panuje scenograficzny minimalizm. Pojedyncze atrybuty mogą pełnić wiele funkcji, np. tenisowa rakieta w pewnym momencie staje się karabinem maszynowym, a kwadratowa pufa raz będzie babcinym zydelkiem, w innej sytuacji eleganckim fotelem u naczelnego redaktora. Jednak to wszystko drobiazgi, bo główną uwagę przykuwa Agnieszka Przepiórska i to z jakim wdziękiem wciela się w bohaterkę tego monodramu. Taniec, postawa, śmiech… to rzeczy, do których aktorka już mnie przyzwyczaiła, ale tym razem moją uwagę przykuły rozmowy, jakie na dwa głosy prowadziła z babcią, z redaktorem gazety literackiej czy sceny przesłuchania na Montelupich. Te sekwencje robią mocne, ogromne wrażenie. Podobnie jak sceny gwałtu czy wojennej pożogi – tu już nie ma grzeczności, jest strach, nienawiść, żal do świata i skarga na jego „porządek”, a własną bezsilność…

Bardzo dobrym pomysłem jest włączenie do spektaklu publiczności – męscy widzowie są poproszeni o przeczytanie listów od adoratora poetki, a to wprowadza pewien rodzaj rozluźnienia i jednocześnie buduje jakby kolejną więź, nie tylko z samą aktorką, ale przede wszystkim także z poetką. To naprawdę znakomite rozwiązanie, choć tym razem aktorka trafiła na osobników nie do końca potrafiących czytać, ale to pewnie stres związany ze scenicznym debiutem. I mnie samego pewnie trema też by w takiej chwili zżarła. Dobrze więc, że siedziałem w nieco bardziej odległym rzędzie.

Na koniec przypomnę jeszcze jeden moment, który zrobił na mnie również ogromne wrażenie. Gdy już odchodząc z tego okrutnego świata poetka przypomina widzom, że przydałyby się jej nowe buty na wiosnę… numer 38. Ten piękny i wzruszający obraz będę pamiętał jeszcze długo. Piękny i wzruszający jak cały spektakl, ale niczego innego po Agnieszce Przepiórskiej się nie spodziewałem. Chapeau bas!

Tytuł oryginalny

widz_trebicki(nie)poleca: „Ginczanka. Przepis na prostotę życia”

Źródło:

Teatr dla Wszystkich

Link do źródła

Autor:

Robert Trębicki

Data publikacji oryginału:

21.04.2022