"Bitwa o tron. Musicalowy talent show" Tomasza Filipczaka i Jacka Mikołajczyka w reż. Jacka Mikołajczyka w Teatrze Syrena w Warszawie. Pisze Robert Trębicki w Teatrze dla Wszystkich.
Historyczni władcy Polski śpiewający piosenki, by wygrać walkę o tron… Taki pomysł na musical znalazł Jacek Mikołajczyk i zrealizował swój koncept znakomicie przy Litewskiej w Warszawie. W zasadzie brakuje słów, by określić i nazwać wszystkie zalety tego rewelacyjnego spektaklu; trzeba by chyba przepisać cały słownik synonimów, by znaleźć określenia komplementujące wszystkie elementy tego nadzwyczajnego widowiska, wybornego w warstwie aktorskiej, fantastycznego wokalnie, wspaniałego choreograficznie, celnego i smacznego nawiązywaniem historycznych odniesień do aktualnych wydarzeń, perfekcyjnego muzycznie, kapitalnie zatańczonego, mistrzowskiego w dowcipie i w gęsto ścielącym się żarcie, a zatem zrealizowanego bez zarzutu, na sto dwa, na piątkę, na medal, jak się patrzy…
W „Bitwie o tron” wszystko jest na swoim miejscu: od doskonałych piosenek i mistrzowskich aranżacji, aż do świetnego ich wykonania. Aby nikogo nie urazić, trzeba by wymienić, bez wyjątku, wszystkich aktorów i realizatorów, bo ich talenty w pełni na to zasługują. Muszę przyznać, że zastosowany w libretcie rodzaj humoru bardzo dobrze współgra z walorami edukacyjnymi i pokazuje naszą historię bez martyrologii i patriotycznego zadęcia, dlatego sądzę, że przedstawienie w Syrenie powinien obejrzeć każdy, a już na pewno obowiązkowo uczeń jako lekcję historii.
Pomysł na formułę telewizyjnego talent show dodaje dodatkowego smaczku i powoduje, że publiczność jest tak samo ważną częścią spektaklu, bo musi wybrać zwycięzcę, zagłosować oklaskami na tego króla, który wzbudził w widzu największe zaufanie, nawet w takiej kwestii jak przywrócenie Inflant. Nie chciałbym kwestionować prawidłowości pomiarów dokonywanych przez samego o. Augustyna Kordeckiego (Piotr Siejka), w końcu urządzenie do tego służące kosztowało majątek, a autorytet przeora też zobowiązuje, ale żałuję, że mój kandydat śpiewający genialną hybrydę heavy metalu z barokową operą, niestety, nie wygrał. Być może zbyt słabo krzyczałem i biłem brawo podczas mierzenia owacji, a może lobby kontrkandydatów było w ostatecznym aplauzie mocniejsze? Następnym razem zrobię wszystko, co tylko możliwe i jeszcze bardziej się postaram. A już planuję kolejne wizyty w Syrenie. Dlatego – jako zwykły widz niemal codziennie chodzący do teatru i na koncerty – polecam „Bitwę o tron” z całego serca. To w tej chwili najlepszy spektakl muzyczny na teatralnej mapie Warszawy. Idźcie zatem koniecznie i dajcie znać kto wygrał, bo niewykluczone, że mój faworyt znajdzie i w waszych oczach największe uznanie. Choć konkurencja jest naprawdę duża.