O „Koncercie Karnawałowym” Sinfonii Iuventus w Studio S1 w Warszawie pisze Robert Trębicki w Teatrze dla Wszystkich.
Fantastyczny początek roku koncertowego zafundowała słuchaczom orkiestra Sinfonia Iuventus. Tego naprawdę się nie spodziewałem. Najpierw muzyka z filmu „Park Jurajski” autorstwa Johna Williamsa. Film oglądałem prawie trzydzieści lat temu, w nieistniejącym już kinie Sawa na Saskiej Kępie. Obrazowo i fabularnie znudził mnie okropnie, ale muzykę pamiętam do dziś. To świetnie, że dyrekcja orkiestry ma pomysł na repertuarowe odświeżenie koncertów, proponując troszkę inną formę muzyki orkiestrowej, a nie tylko korzysta z klasyki. Zresztą patrząc na zadowolone twarze muzyków, można było odnieść nieodparte wrażenie, że grało im się wspaniale. Myślę, że w tym kierunku powinny iść poszukiwania Sinfonii Iuventus, jeśli chcą utrzymać tak dobrą frekwencję – sala, delikatnie mówiąc, była nabita!
Drugi utwór to absolutnie rewelacyjny Koncert na kontrabas jazzowy i orkiestrę kameralną Jeffa Beala. Do orkiestry dołączyło Trio Michała Tokaja z rewelacyjnym, niezwykle plastycznym Michałem Barańskim na solowym instrumencie, i powiem szczerze, że nie spodziewałem się aż takich emocji na czterech grubych strunach, na zmianę gitary basowej i kontrabasu. Solówki na basie już słyszałem wielokrotnie i widziałem na metalowych koncertach, ale na kontrabasie? Pięknie, niezwykle muzycznie, lirycznie i przebojowo wykonano to dzieło.
I wreszcie utwór, na który wręcz czekam obsesyjnie. Zawsze jak pojawi się ten tytuł na plakatach, biegnę czym prędzej po bilet. To „Tańce symfoniczne” z musicalu „West Side Story”, które zostały tak genialnie napisane, że stanowią oddzielny utwór muzyki klasycznej. Miałem okazję słyszeć to dzieło lata temu w wykonaniu amerykańskiej orkiestry na wielkanocnym festiwalu beethovenowskim i ta interpretacja zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Tak ogromne, że to dzisiaj jeden z moich ulubionych utworów współczesnej muzyki klasycznej. Utwór trudny w odbiorze – zawierający mnóstwo zmian tempa, dziwnych rozwiązań harmonicznych, a jednak tworzących logiczną całość. Znakomicie te zmiany nastroju i dynamiki zostały zinterpretowane. Słuchacze bawili się bardzo dobrze, ale orkiestra chyba jeszcze lepiej. Dyrygent Przemysław Neumann dał poszaleć muzykom, ale cały czas batutą pokazywał co można, a czego nie. Śmiem twierdzić, że właśnie w takich utworach orkiestrowych muzycy są w stanie naprawdę się „wyżyć”, bo nie ma słodkich melodyjek, nie ma rzeczy przewidywalnych, czy przeciągnięcia przez dyrygenta jednej frazy kosztem kolejnej. Znakomicie się tego słucha siedząc na widowni i patrząc na muzyków dających serce i czerpiących radość z wykonywanych dźwięków. To bez wątpienia jeden z lepszych koncertów jakie widziałem w tym roku, a mamy dopiero styczeń. Po owacyjnych brawach nadszedł czas na bis. Marzyło mi się, by publiczność wzięła w tym bisie udział, wstała, poczuła klaszcząc egzotyczny rytm i krzyknęła w odpowiednim momencie: MAMBO! Niestety publiczność w S1 przede wszystkim pilnuje swoich miejsc i kolejki do szatni, zatem o dobrej zabawie z orkiestrą nie było mowy. Ta, jak najbardziej, stanęła na wysokości zadania i każda z grup instrumentów miała swój moment na pokazanie satysfakcji i radości z grania tej muzyki. Fantastycznie wyglądały „gibające się” pierwsze skrzypce, wznoszące się drewniane instrumenty dęte czy przysiadające wiolonczele. Zresztą cała orkiestra dała ognia, a wspólny okrzyk: Mambo! jeszcze długo pozostanie w mojej pamięci.
Przeglądajcie repertuar orkiestry Sinfonia Iuventus, jej koncerty to jedna z najlepszych rzeczy, która zdarza się w tym trudnym, smutnym – jak mówił Taco Hemingway – mieście.