„Teściowe wiecznie żywe” Jakuba Zindulki w reż. Olafa Lubaszenki w Teatr Kamienica w Warszawie. Pisze Robert Trębicki w Teatrze dla Wszystkich.
Młoda para, Jindra i Karel (Katarzyna Ucherska i Jakub Józefowicz), rozpoczyna wspólne życie na własny rachunek. Pobrali się potajemnie i żyją, ciesząc swoje młode ciała, w małym mieszkanku w czeskiej Pradze. Niestety ich matki mają zupełnie inny pogląd na życiowe decyzje swoich latorośli. Do akcji wkraczają jednak w niezbyt sprzyjającym momencie (w domu młodożeńców trwa remont windy, a w łazience jest przeciąg) i po kilku wymienionych w gniewie zdaniach, giną w przedziwnych okolicznościach, resztę życia spędzając w zaświatach.
Jedna z najlepszych warszawskich aktorek komediowych, Izabela Dąbrowska, tym razem w przeuroczym wcieleniu hipisowskim, „ciągnie” akcję tego przedstawienia swoimi znakomitymi umiejętnościami. Co trzeba podsumuje dosadnie, szyderczo się zaśmieje, a i „podgotuje” współgrających. Ewa Gawryluk również nie pozostaje w tyle, pięknie sprawdza się w roli bogatej, mocno oderwanej od rzeczywistości bizneswoman, tyle że tak naprawdę niewiele ma za sprawą autora do zagrania. Prościutka historia robi dodatkowo wrażenie, jakby była przez reżysera trochę na siłę przedłużana. Ileż bowiem czasu można dywagować na temat ilości dostarczonych prezerwatyw i tego na ile intymnych zbliżeń ta sprezentowana ilość powinna wystarczyć, czy ilu partnerów miała jedna z matek. Owszem, na widowni pojawi się czasami odrobina chichotu i trochę zadumy, ale kaskady śmiechu raczej nie usłyszymy. Reżyser Olaf Lubaszenko zdaje się nie mieć pomysłu na ten spektakl i rozpaczliwie stara się go wydłużyć, wprowadzając w akcję śpiewanie ckliwych piosenek z repertuaru, tak mi się przynajmniej wydaje, bo złote przeboje nie są moją specjalnością, zespołu Perfect i Various Manx. Mamy jeszcze taneczny układ choreograficzny młodych aktorów, tyle że na małej scenie Kamienicy wygląda on dość karykaturalnie. Oczywiście i taniec i piosenki wykonane są jak najbardziej poprawnie, tyle że swoją funkcję mogłyby spełnić w dyplomie jakiejś szkoły teatralnej, w którym młodzi aktorzy powinni zaprezentować swoje wszechstronne umiejętności z jak najlepszej strony. W „Teściowych…” te ingrediencje niewiele wnoszą do fabuły prócz kilkunastu dodatkowych minut przebiegu akcji. Druga część przedstawienia to co najmniej dziwne opowieści o życiu po śmierci i ciągła troska tytułowych teściowych o pozostawione dzieci, a wynagrodzić to wszystko ma przejazd złotą Skodą aż do bram raju. Osobiście, nie widzę w tym nic oryginalnego i szczególnie zabawnego.
Muszę przyznać, że lubię Teatr Kamienica i jego komediowy charakter, zawsze też mocno kibicowałem Mistrzowi Emilianowi Kamińskiemu w jego walce o istnienie tej ważnej na kulturalnej mapie Warszawy placówki. Obejrzałem na kilku scenach tego teatru sporo bardzo udanych spektakli, na czele z takimi tytułami jak „Petarda”, „Czarna Komedia”, „Tresowany mężczyzna” czy „Kumulacja”, z których wychodziłem mocno rozbawiony, a nawet ocierając łzy ze śmiechu. Dlatego zawsze uważałem, że jest to dobry teatr, stąd i moje wymagania wobec niego zawsze były niemałe. Niestety, „Teściowe” srodze mnie zawiodły, choć w wymiarze aktorskim jest to spektakl bez wątpienia całkiem przyzwoity. Jeśli warto go zobaczyć to na pewno dla kreacji Izabeli Dąbrowskiej, niezaprzeczalnie śmiesznej w roli fanki Jimiego Hendrixa i wolnej miłości.