„Ślepy tor” Krzysztofa Meyera i Antoniego Libery w reż. Marka Weissa w Teatrze Wielkim - Operze Narodowej w Warszawie. Pisze Robert Trębicki w Teatrze dla Wszystkich.
Trzy akty po trzydzieści minut, więc nikogo muzycznie się nie wystraszy, ani też dramatycznie nie znudzi. To idealny czas na przedstawienie przedziwnej historii nowej Europy, nowej Religi, nowego Terroru.
Znakomita, absolutnie fenomenalna scenografia Jagny Janickiej sprawia, że przenoszę się w odmęty kolejowych dworców i szynowych rozjazdów. A że jeszcze jest to zrobione w nocnym anturażu, tym bardziej działa na wyobraźnię. Kiedyś dość mocno podróżowałem koleją i poznałem mnóstwo zapomnianych stacyjek czy obskurnych dworców, a i kiepskie piwo czy fasolka po bretońsku w stacyjnym barze nie była mi obca. Pamiętam gdy w dawnych czasach komuny perkusista zespołu Venom, Abaddon, przybył na tereny Rzeczypospolitej i zdumiewająco pytał: czy wy tutaj prowadzicie jakąś kampanię wojenną? Patrząc na jeden z domów towarowych na Marszałkowskiej czy wagony restauracyjne PKP wcale mu się nie dziwiłem – Wieczna Wojna. I ta wojna jest tematem najnowszego tytułu w Teatrze Wielkim. Wojna zdrowego rozsądku z aktywistyczną utopią. Tak to wymyślili autorzy projektu, a że mają odmienne poglądy polityczne i życiowe, tym bardziej chwała, że w kwestii artystycznej byli się w stanie dogadać. Wielkie brawa dla Krzysztofa Meyera i Antoniego Libery.
Muzycznie to rzecz na pierwszy rzut oka przerażająca. Muzyka współczesna, więc raczej kakofonia dźwięków niż jakiekolwiek znane dla ucha melodie romantyków czy przepych kompozytorów baroku – choć przez chwilę mam wrażenie, że słyszę lekko pożyczony temat z Mozarta, Beethovena czy Ravela… to na pierwszy rzut ucha jest co najmniej dziwne. Orkiestra sobie – wokaliści sobie… Ale wbrew pozorom wszystko współgra znakomicie, staje się pełną jednością w przyjętej przez realizatorów konwencji i w konsekwentnie prowadzonej w stylistyce narracji. Do tego przepiękne wokalne wykonania, w których można zrozumieć każde słowo. I choć czasem brzmi co najmniej dziwnie zaśpiew o automacie, który połknął pieniądze, to przecież nie da się ukryć, że nawet w klasycznych operach niejednokrotnie śpiewa się o nie mniej dziwnych drobiazgach.
Jeśli chodzi o wokalne interpretacje to kolejną ciekawą rzeczą jest fakt, że nie ma tutaj wirtuozerskich partii solowych, wszystko jest śpiewem zbiorowym, więc trudno jakoś wyróżnić artystów, choć wpada w ucho i oko Krzysztof Szumański jako opiekun i zawiadowca całego tego dworcowego „imaginarium”, a także Stanislav Kuflyuk jako samobójca – to oni bardzo wyraźnie spinają każdą ze scen. Dodatkowo muszę oddać ukłon zwykłego widza dyrygentowi Łukaszowi Borowiczowi, który pewną ręką trzyma ten „brak melodii” w ryzach, a tym samym znakomicie prowadzi orkiestrę i śpiewaków podczas trwania każdej minuty spektaklu.
„Ślepy tor” to wręcz książkowy przykład jak przyciągnąć operowych laików do odwiedzenia warszawskiego Teatru Wielskiego. Rzecz znakomita! Brawo, brawo i jeszcze raz brawo. Nie pamiętam już kiedy spektakl operowy tak mocno wbił mnie w teatralny fotel? Chyba tylko „Billy Budd” tak silnie mnie „sponiewierał”! Jestem pod wielkim wrażeniem i marzę o tym, bym mógł jeszcze kilkakrotnie spełniać swe muzyczne pragnienia w obliczu tak doskonałej sztuki! Dziękuje i polecam!